czwartek, 24 lipca 2014

8. Secret.

ISABELLA'S POV

-Justin, przepraszam, źle się czuję, nie chcesz mnie teraz widzieć.- powiedziałam przez drzwi osuwając się po nich.
-Jesteś pewna? Może mogę Ci jakoś pomóc, nie potrzebujesz, żeby Cie podwieźć do lekarza?- spytał, cholera potrzebuję teraz kogoś, ale na pewno nie mężczyzny, nie zniosłabym przebywania z nim. Potrzebuję mojej przyjaciółki.
-Nie, jest okej, moja przyjaciółka jeszcze dziś tu będzie, pomoże mi.
-W porządku, cześć.- powiedział lekko niepewnym głosem.
-Pa.

Znowu zebrało mi się na płacz. Otarłam kilka wolno spadających łez i wzięłam do ręki telefon, wybierając numer Jess. Po trzech sygnałach odebrała.

-Cześć kochanie.- przywitała mnie radośnie.
-Jessica, ja, ja potrzebuję Cię, żebyś tu przyjechała, pomóż mi. Proszę.- powiedziałam błagalnym głosem, przez łzy.- Proszę, nie dam rady sama, nie zostawiaj mnie.
-Bella? Co się st....
-Proszę. Później porozmawiamy, błagam.
-Zaraz wyjadę. Mam być z Anthonym?
-Bądź sama, proszę.
-Okej, skarbie, trzymaj się. Dzwoń, jeśli coś się będzie działo. Będę jak najszybciej się da, ale wiesz że to przynajmniej siedem godzin jazdy?
-Poczekam.

Rozłączyłam się. Podeszłam do mojej apteczki i wzięłam kilka tabletek nasennych. Zażyłam dwie. Powinny mi wystarczyć. Kolejny już dzisiaj raz położyłam się i czekałam na sen. Tym razem obudziło mnie szturchanie. Otworzyłam oczy, to była Jess. Rzuciłam jej się w ramiona i zaczęłam płakać, kiedy ta próbowała mnie uspokoić.

-Csii, jestem, wszystko się ułoży, będzie okej.- pocierała moje plecy.
-Dziękuję.- trwałyśmy w uścisku dość długo, kiedy wreszcie się uspokoiłam.
-Bella, już okej? Możemy pogadać?- spytała delikatnie, kładąc kosmyk włosów za moje ucho. Pokiwałam głową, wciągając nos.

-Co się stało?.- spytała a ja wciągnęłam powietrze, przygotowując się na spowiedź.
-Mike tu był, on się wściekł, że go zostawiłam, on .u..uderzył mnie i wspomniał o Phill'u. Potem zaczęłam się trząść, nie wiedziałam co mam zrobić, kupiłam wódkę, po prostu.. chciałam o tym już zapomnieć.- powiedziałam drżącym głosem, łkając.
-Spokojnie, nie osądzam Cię. Przepraszam, cholera, to przeze mnie.- wtuliła we mnie głowę, poczułam także jej łzy na mojej koszulce.
-To nie twoja wina, stałoby się to prędzej czy później.
-Pokaż mi swoją twarz.- powiedziała łapiąc mnie za policzki.- To nie wygląda dobrze, masz rozciętą wargę, siniaka pod okiem, do tego jest spuchnięte. Cholera, co z Twoją koszulką. Jezu... on jest potworem. Jak mógł Ci coś takiego zrobić, przecież on, on. Wydawał się być w porządku.
-Jess nie mam pojęcia co w niego wstąpiło, od jakiegoś czasu zachowywał się dziwnie, znaczy nie bił mnie nigdy, ale kiedy nie chciałam go przytulić czy coś, on robił to na siłę, tak jakby miał jakąś obsesję. To nie było zdrowe, ale ja po prostu myślałam, że tak okazuje uczucia. Boję się go, co jeśli będzie częściej robił to.. . - powiedziałam pokazując na siebie.
-Spokojnie, kiedy tylko pojawi się w domu.., chociaż, nie wiem czy to do końca dobry pomysł.- zawahała się.
-O czym myślisz?
-Chcę zadzwonić na policję. Myślę, że nie ma innego wyjścia. Nie obchodzi mnie, że to był mój przyjaciel, zarówno jak i twój, skoro on nie miał żadnych zahamowań, by zrobić Ci taką krzywdę, to ja chcę żeby wiedział, że dla Nas nie istnieje. Musi za to zapłacić, to nie tak, że można robić takie rzeczy bezkarnie.
-Ale wtedy dojdzie do śledztwa, a to oznacza, że będę musiała przedstawić to co się stało. Ja nie wiem czy dam radę. Wiesz jak bardzo boli mnie samo myślenie o Phill'u, a teraz kiedy Mike dołożył swoją część, to jest jak rozdrapywanie blizn, boli podwójnie.
-Mała, dasz radę, ja Ci pomogę. Będę tam z Tobą. Uporamy się z tym. On nie może zrobić Ci krzywdy ponownie.
-Jess, proszę, zostań ze mną na jakiś czas tutaj. Nie chcę być sama.
-Nie musisz mnie nawet o to pytać, sama chciałam się wprosić.- posłała mi pocieszający uśmiech.
-Dziękuję.
-Um, nie wiem czy to odpowiedni czas by Ci to dać, ale ktoś zostawił kartkę pod Twoimi drzwiami. Spójrz.- powiedziała, podając mi złożony papier, który rozwinęłam.
"Pamiętaj o naszej porannej kawie na balkonie, będę czekał. :) ~ Justin".

-O.- tylko tyle dałam radę z siebie wyciągnąć, zamurowało mnie.
-Mogę zobaczyć?
-Jasne, to nie tajemnica.- powiedziałam podając jej kartkę.
-Widzę, że szybko znalazłaś nowych przyjaciół. Justin mhmm. No stara, dajesz czadu.
-Jezu, jakoś nie bardzo mam ochotę na flirt, jakbyś nie zauważyła, nie mam dobrych doświadczeń z facetami.- powiedziałam, spoglądając na nią spod łba.
-Przepraszam, to było nie na miejscu.- mruknęła skruszona.
-Po prostu daruj sobie takie komentarze. Teraz możesz mi dać wody, bo mam okropnego kaca.
-Robi się. Spokojnie, znajdę wszystko sama.

Kiedy odeszła wtuliłam się w koc i wyciągnęłam spod poduszki tabletki na sen, łyknęłam dwie. Jakoś muszę sobie z tym poradzić. Trudno jest mi pogodzić się z tym, że najbliższa mi od jakiegoś czasu osoba, wczorajszego wieczoru znęcała się nade mną, co gorsza nie tylko fizycznie ale i psychicznie. Wspomnienie o Nim, było ciosem poniżej pasa, w dodatku w kontekście, że dobrze robił, że pochwala jego zachowanie. Nie potrafię zrozumieć Mike'a. Był wszystkimi dobrymi gównami jakie można sobie zażyczyć, no może oprócz tej jego zaborczości, a w jednej chwili zamienił się w bezduszną bestię. Analizując jego całe zachowanie ostatniego czasu, doszłam do wniosku, że nie znajdę przyczyny. Nic takiego mu nie zrobiłam, przecież ludzie się rozstają. Jego zachowanie byłoby bardziej zrozumiałe, gdybym to ja go zdradziła, ale było całkiem na odwrót.

-Proszę.- powiedziała Jess, stawiając wodę na stoliku.
-Dzięki, co Ci zajęło tak długo?
-Byłam po coś dla mnie.- wyciągnęła talerz z kanapkami zza pleców.- Oczywiście Ty, też zjesz, nawet się nie wymiguj.
-Nie mam apetytu, daj mi spokój. Chcę spać.- odpowiedziałam pijąc wodę.
-O, przestań, nie zachowuj się jak małe dziecko.- przysunęłam mi kanapkę do twarzy.
-Ogarnij się. Nie będę nic jeść, potrzebuję snu.
-Ileż można spać? Spałaś jak przyjechałam, teraz chcesz spać. Pogadajmy.
-Widocznie dużo. Jutro pogadamy, kładź się koło mnie, jest....- spojrzałam na zegarek na jej ręce.- w pół do jedenastej w nocy. Grzeczne dziewczynki już dawno śpią.
-Dobra w sumie i tak jestem trochę zmęczona podróżą.- stwierdziła, kładąc się koło mnie. Zabrała mi trochę koca, powierciła się, a ja w tym czasie zasnęłam. Śniły mi się zimne łapska, przyklejone do mojego ciała, rozbierające mnie. Próbowałam uciec, ale nie mogłam, były za silne. Kiedy ugryzłam jedną z kończyn, ta odpłaciła mi siarczystym policzkiem. Obudziłam się spocona i roztrzęsiona. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Słońce wstaje. Podeszłam do mojej torebki by wyciągnąć telefon. Sprawdziłam godzinę. 07:07. Poszłam do kuchni po szklankę wody, ten żywioł jest dla mnie zbawienny, kiedy jestem w wodzie albo ją piję momentalnie się uspokajam. Zabrałam bluzę i długie spodnie oraz czystą bieliznę po czym weszłam do łazienki, aby wziąć prysznic. Spojrzałam na bajzel panujący w niej. Spuściłam wodę w toalecie, po czym polałam ją środkiem dezynfekującym. Z podłogi powycierałam krew, wódkę i rzygi, następnie umyłam ją, mokrą szmatą z płynem. Pozbierałam żyletki i kilka kosmetyków z podłogi. Kiedy skończyłam doprowadzać ją do ładu, spojrzałam w lusterko. O fuj. Zobaczyłam resztki zaschniętej krwi, ogromnego siniaka na pod prawym okiem i rozciętą wargę. Weszłam pod prysznic wraz z szamponem, żelem do ciała jak i do twarzy. Myłam się długo, aż nie poczułam piekącej od szorowania skóry. Moje ręce były świeżo pocięte, przez co, za każdym razem, kiedy weszły w reakcję z mydłem, niemiłosiernie piekły, niektóre się nawet otworzyły i na nowo zaczęły krwawić. Wyrzuciłam ciuchy które miałam na sobie zeszłego dnia. Były poplamione krwią, a do tego przypominałyby mi o tamtej sytuacji. Wyszłam z kabiny wycierając się kanarkowym ręcznikiem. Ubrałam bieliznę, granatowe spodnie, czarny top i czarną bluzę z kapturem. Jakoś czuję się w tym zestawie bezpiecznie, po prostu zakrywa mnie prawie całą. Kiedy już się ubrałam spojrzałam jeszcze raz na moją twarz w odbiciu. Okej, trzeba to zakryć, teraz przydadzą mi się moje kosmetyki. Na początek nałożyłam bazę, na siniaka pod okiem, najpierw zielony korektor, następnie biały, a na koniec rozświetlający, w porządku, widać go, ale tylko trochę. Na wargę nałożyłam trochę kremu . Na koniec pokryłam się podkładem i tuszem do rzęs. Odpuściłam sobie puder. Makijaż jest kryjący, ale nie widać, żebym nałożyła, aż tyle kosmetyków, jest lekki. Odetchnęłam i zaczęłam suszyć swoje włosy. Po skończeniu udałam się po melisę. Nadal jestem roztrzęsiona, a moje ruchy nie są zbyt precyzyjne o czym świadczą moje niezbyt dobrej koordynacji ruchowej. Jest coś koło ósmej rano, nie wiem co robić. Usiadłam na kanapie w salonie, kiedy zdałam sobie sprawę, że dość dawno temu nie miałam swojego telefonu w ręce. Podeszłam do torebki i wyciągnęłam aparat(telefon). 3 nieodebrane połączenia od mamy, kilka wiadomości od sieci i to wszystko. Zastanawiam się czy jeszcze śpi, nie będę ryzykować, zadzwonię w południe. Wkładając telefon do kieszeni usłyszałam pukanie, tylko skąd, skoro jestem przy drzwiach, a na pewno nie pochodzi ono od nich. Dochodzi z salonu, podeszłam do wejścia, zauważając Justin'a pukającego w szybę drzwi balkonowych. Stanęłam wryta. Pochrzaniło go czy coś? Podeszłam do nich i chwyciłam za klamkę. Chłopak wszedł do środka, na co ja cofnęłam się kilka kroków.

-Hej.- powiedział, jak tylko wszedł.
-Cześć.
-Dostałaś moją karteczkę, prawda? No więc, przyszedłem z kawą do Ciebie skoro jesteś chora. Tak jak się umawialiśmy, poranna kawa jest nasza.- uśmiechnął się.
-Ah, tak. Yghm, właśnie jestem chora, zarazisz się, nie powinno Cię tu być.
-Jestem odporny, spokojnie. Nawet nie wyglądasz na chorą.
-Na prawdę nie czuję się najlepiej.- podszedł do mnie, na co ja zrobiłam dwa kroki w tył.
-Ty weźmiesz koc, a ja będę siedział u siebie, żeby się nie zarazić. W porządku?
-W porządku. Poczekaj sekundkę.- powiedziałam i odeszłam do sypialni, by wziąć koc. Po chwili ruszyłam na balkon, przymykając drzwi. Wygodnie usadowiłam się na krześle, którego pochodzenie jest mi nie znane, po prostu stoi tutaj, a ja na Nim siedzę. Zauważyłam kubek z kawą, obok mojej głowy,na parapecie. Chwyciłam go i zaczęłam sączyć.
-Unikasz mnie?
-Co? Nie, po prostu jestem chora, nie chcę mieć nikogo na sumieniu.
-Um, mówiłaś, że się przeprowadziłaś, więc możesz na mnie liczyć, zawsze mogę pomóc Ci coś przenieść lub...- podrapał się po karku, próbując znaleźć odpowiednie słowo. Wydał z siebie westchnienie.- Po prostu daj znać, jeśli będziesz czegoś potrzebować.- odpowiedział zza krat, oddzielających nasze małe miejsca na "spojrzenie na świat"*chodzi o balkon.
-Dzięki.- "możesz na mnie liczyć", nie dzięki postoję.
-Um więc, jak choroba?
-Zwykła grypa.
-Przykre, że złapałaś choróbsko, tylko jak się tu wprowadziłaś, może działa tak na Ciebie zmiana otoczenia?
-Może.- mruknęłam w odpowiedzi.
-Byłaś u lekarza? Wydaję mi się, że moja siostra brała jakieś proszki na grypę, i przeszło jej szybciej.
-Ta, mam coś.
-Widzę, że nie za bardzo jesteś rozmowna.- to, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
-Nie mam siły, by dużo rozmawiać.- naprawdę czuję się słabo.
-Rozumiem. Więc, możemy pomilczeć

Siedzieliśmy na dworze grubo ponad godzinę, aż w końcu postanowiłam się odezwać.

-Justin, ja mam gościa w środku, pamiętasz? Przyjaciółka, Jessica. Powinnam trochę się nią zająć. 
-Jasne. Idź, w porządku. Wpadnij kiedyś do mnie, tym razem ja coś przygotuję.- wydawał się trochę zawstydzony.  (Wydawał XD, chyba jasne, że mu głupio, kiedy do Ciebie wyraźnie rwie, a Ty go spławiasz idotko)
-Pomyślę o tym.- kiedy to powiedziałam zabrałam się razem z kocem do środka.

Ruszyłam w kierunku torebki pamiętając o tym, że miałam nie odebrane połączenia od mamy. Jestem okropnie wyczerpana, a w dodatku niektóre moje rany ponownie się otwierają. Tak, wiem, jestem żałosna. Znajdując telefon, wpisałam numer mojej mamy, który znam na pamięć.
                                                                                                                               
UWAGA Nie sprawdzony, chciałam jak najszybciej dodać, zrobię to jutro :)

Przepraszam za tak długą przerwę. Nie miałam dostępu do komputera przez parę dni i nie miałam jak napisać rozdziału(miałam 8 wcześniej, ale to była klapa, chcę przyspieszyć akcję), więc zrobiłam to od razu jak dostałam się do klawiatury. Gotowi na 9? Bo ja nie XD boję się jak go przyjmiecie. SKOMENTUJECIE ŁADNIE? Jeśli tak ja obiecam, dodać nn, w ekspresowym tempie :)




czwartek, 10 lipca 2014

7. Strong feelings.


 
NIESPODZIEWANKA, dodaję dziś XD
Miało być ahgahdgjd, a jakoś się zawiodłam na sobie, no w czterech słowach, czuję że spierdoliłam robotę. Postanowiłam, że do akcji dodam coś, czego się nie spodziewacie, (nie chodzi o ten rozdział, kwestia 1-2 rozdziałów.), ten element i tak miałam dodać, ale później i trochę inaczej, delikatniej, powoli go wpleść. Jednak czas akcji potoczy się szybciej, stwierdziłam, że skoro chcecie coś czego nie podejrzewacie, to to dostaniecie. Mam nadzieję, że wypali i uda mi się utrzymać napięcie, trzymajcie kciuki i skomentujcie, żeby mnie jakoś zmotywować do pracy, bo właśnie zabieram się za TE rozdziały.

PS: Od teraz będę sprawdzać rozdziały, pod formą ortograficzną, interpunkcyjną  i gramatyczną, żeby nie razić Was moimi błędami(na tyle, ile je wyłapię). :)
PS2: Od teraz przy każdym rozdziale będą obrazki :) <3
PS3: Spójrzcie na zakładkę bohaterowie. Możecie się też wpisać do informowanych, oraz jeśli macie swojego bloga podrzućcie w komentarzu na "Wasze Blogi". 



JUSTIN

-Lubię kiedy się uśmiechasz- wypaliłem, mentalnie zrobiłem facepalm, nie bardzo przemyślałem to co powiedziałem, Bella patrzyła na mnie przez chwilę zdezorientowana, po tym, jak prawdopodobnie doszło do niej co powiedziałem, zarumieniła się i spuściła głowę. To nie tak, że mi się podoba, jest cholernie seksowna, naprawdę chciałbym......
-Dziękuję.- wymamrotała.
-Hej, nie wstydź się, przynajmniej przy mnie, hm?- powiedziałem łapiąc jej brodę pomiędzy kciuk i palec wskazujący, unosząc jej głowę do góry.
-Okej.- kiedy na mnie spojrzała zabrałem moją rękę.
-W takim razie, możemy teraz zanieść zakupy.- wysiadłem i podszedłem do drzwi pasażera otwierając je, oraz podając Belli rękę, by mogła swobodnie wyjść, po prostu zawieszenie jest dość wysokie. Ona, mrucząc dziękuję udała się do bagażnika, ja zaraz za nią. Nosiliśmy zakupy przez kilka tur, oczywiście ja brałem te większe pakunki w skrzynkach, a ona brała mniejsze, w reklamówkach. Zszedłem ostatni raz do samochodu, by go zamknąć i wróciłem z powrotem do mieszkania nr 6. Zastając gospodynię domu w zgiętej pozycji, tyłem do mnie, poszukującej produktów, które zapewne były potrzebne jej do dania, które miała zamiar przygotować, nie narzekam na te widoki, nie narzekam. Odchrząknąłem, pytając czy mogę się rozejrzeć po mieszkaniu. Ona tylko odpowiedziała, że znajdzie dorsza i włoży go do wody, a potem mnie oprowadzi. Po chwili zjawiła się.

-Okej to zacznijmy od kuchni. Jak widać niewielka, ale urocza. Ogółem całe mieszkanie muszę odświeżyć, ale to może poczekać.- przeszliśmy z kuchni do łazienki. -Oto miejsce, gdzie królowa chodzi piechotą- dalej ruszyliśmy do małego salonu z balkonem.- To jest salon, muszę przynieść tu jeszcze kilka rzeczy, co najważniejsze wieżę stereofoniczną, dalej masz prawdopodobnie moje przyszłe ulubione miejsce w tym domu, balkon.
-Który jest obok mojego.
-O, nie zauważyłam wcześniej.- spojrzała w tamtą stronę w lekkim szoku.- W takim razie, poranna kawa jest nasza.
-Jasne.- uśmiechnąłem się odwzajemniając jej wcześniejszy gest. Przeszliśmy do jej sypialni.
-Tutaj będzie moje królestwo, kiedy tylko się urządzę, nie zdążyłam za wiele tu zrobić, jedyne to to, że leży tu mój koc i poduszka.
-Właśnie, gdzie masz swoje rzeczy?
-Są w samochodzie, jak mówiłam, nie miałam jeszcze czasu tego wszystkiego tutaj przynieść.
-Powiedz gdzie jest twój samochód, daj mi kluczyki i problem z głowy.
-Masz ADHD, czy wypiłeś dziś dużo kawy że jesteś taki skory do noszenia?
-Zrobię co chcesz, dla takiej dziewczyny, w dodatku z którą zjem pyszny obiad.- puściłem jej oczko.
-Okej, łap.- wyciągnęła kluczyki z torebki.- Jest postawiony przed drzwiami wejściowymi.
-To przez Twój samochód, za każdym razem kiedy nosiliśmy zakupy musieliśmy nadrabiać jakieś 30 metrów? Cholera, nie wierzę, sama sobie utrudniasz życie, a ja się jeszcze na to zgadzam. Jak przyniosę rzeczy, to postawię Twój samochód na parkingu.
-Jasne, jasne. Nie gorączkuj się tak.

Nie odpowiadając nic, ruszyłem do samochodu, zadowolony z dzisiejszego dnia. Ta dziewczyna jest naprawdę w porządku, muszę ją poznać z moją Cassie, na pewno się polubią. Kliknąłem na przycisk otwierający bagażnik na kluczu. Spojrzałem na zawartość i zrobiło mi się słabo. Ile walizek można ze sobą zabrać? Dwie, trzy? Tam było ich sześć. Chryste. Tylne siedzenia miała rozłożone, aby zmieściło się ich więcej. Wtedy, gdy zepsuł jej się samochód, nie zwróciłem uwagi na ilość jej walizek, byłem zajęty raczej znalezieniem odpowiedzi na pytanie, co ten gościu ma z głową? Wziąłem pierwsze dwie walizki i ruszyłem do góry. Niby nie wyglądają na ciężkie, ale uwierzcie mi, są i to cholernie. Dobrze, że to jest drugie piętro. Zaniosłem je do jej sypialni, i tak zrobiłem również z kolejnymi. Po wszystkim, zamknąłem bagażnik i usiadłem za kierownicą, trochę musiałem się nagimnastykować żeby jakoś się wpasować, może nie jestem jakimś gorylem, ale jednak gabarytowo, jestem trochę większy od tej dziewczyny. Odstawiłem go na parking, po czym ruszyłem z powrotem do mieszkania Belli, kiedy tylko wszedłem do środka poczułem przyjemne zapachy, aż tyle mnie nie było? Zajęło mi to wszystko zaledwie 15 minut, przynajmniej tak mi się wydaje. Zajrzałem do kuchni i zauważyłem, że pospiesznie się po niej krząta.

-Jestem- wyszeptałem do jej ucha, kiedy do niej podszedłem, podskoczyła.
-Mało zawału nie dostałam.- wydyszała.- Nie słyszałam Cię, Justin! Cholera, gdybyś nie zauważył, próbuję skupić się na tym, żeby nie spieprzyć mojej pracy, więc jeśli chcesz coś zjeść, to usiądź grzecznie na krześle.- wypaplała odwracając się do mnie na chwilę i grożąc mi nożem.
-Wow, dobrze mamo, już będę grzeczny.- powiedziałem siadając.
-Ugh.- fuknęła, wrzucając posiekany koperek, natkę pietruszki do miski ze śmietaną, następnie polewając tym rybę. Na koniec posypała wszystko żółtym serem i włożyła do piekarnika. Złapałem się na obserwowaniu jej wszystkich ruchów, jak jakiś psychol.
-Okej no to teraz czekamy jakieś 45 minut i jemy.- odparła, już całkiem spokojnie. Usiadła na przeciw mnie.
-Opowiedz mi coś o sobie.- powiedziałem.
-Ja? Moje życie nie było ciekawe, nie warto o tym rozmawiać, może Ty mi coś powiesz? Jak to się stało, że tutaj mieszkasz? Moją historie przeprowadzki chyba znasz, ucieczka przed chłopakiem hm?- powiedziała lekko zdenerwowana, czemu ona tak szybko gada?
-Okej, ale liczę, że kiedyś się dowiem czegoś więcej o Tobie, niż to że Twój ex ma nierówno pod sufitem.- powiedziałem niepewnie.
-Kiedyś, może.- widocznie jej to nie bawiło.(aż mnie korci żeby wstawić smutną buźkę hahaha)
-No więc, kiedy miałem 16 lat, opuściłem mój rodzinny dom w Toronto. Od tamtej pory mieszkam w tym mieście. Zrobiłem to, bo miałem wtedy dziewczynę, starszą od siebie o dwa lata. Któregoś dnia po prostu oznajmiłem rodzicom, że wyjeżdżam i tyle. Chciałem zrobić jej niespodziankę, ale to ona zrobiła ją mi, wyrzucając mnie za drzwi, mówiąc, że za dużo sobie wyobrażałem, małolat i te sprawy. Wtedy trafiłem do tego miejsca, było nie drogo. Rodzice do tej pory myślą że jestem z Jade.
-Widzisz...- westchnęła-..przeprowadziliśmy się z całkiem różnych powodów, ale wciąż takich samych, miłość kopnęła nas w dupę. Ja uciekłam, a Ty zostałeś odrzucony. Przykro mi.- powiedziała pocierając moje ramie.
-Jest okej, to była taka nastoletnia miłość. Za to Ty, jesteś na świeżo po rozstaniu. Na prawdę mi przykro- powiedziałem z pocieszającą miną.
-To nawet nie była miłość. Po prostu, to był zły ruch, by zamiast nazywać się "przyjaciółmi" zostaliśmy "parą"- powiedziała z miną która nic nie wskazuje.- Okej, zawiało smętami- wymamrotała odwracając wzrok.- Zapomniałabym, mam jeszcze do zrobienia koktajl.- powiedziała i wyjęła z lodówki śmietanę, oraz resztę potrzebnych składników. Poszła na korytarz, wyjmując nowo zakupiony blender oraz parę innych rzeczy, po czym weszła do kuchni i uśmiechnęła się do narzędzia czyniąc w kuchni te magiczne sztuczki, po pięciu minutach podała mi do ręki szklankę z napojem, którego spróbowałem.

-Mmm, pycha, mogę trochę na wynos?- zaśmiałem się cicho, krzywiąc się i udając, że mi nie smakuje.
-Wy nos to Ci zaraz trochę naleję tego.
-Nie odważyłabyś się.- powiedziałem i wytknąłem język.
-Powiedz to jeszcze raz, a przekonasz się.- odpowiedziała mi rzucając wyzwanie i jednocześnie działając na mnie jak płachta na byka.
-Nie odważ..-nie skończyłem zdania kiedy poczułem, płyn na mojej twarzy.- Teraz to Ty zginiesz.- chlusnąłem na nią moim napojem.
-Ej, moja ciężka praca.- tylko zaśmiałem się na jej reakcję i przetarłem oczy.
-Chętnie bym dokończył naszą walkę, ale nie bardzo mam czym. Pozostało nam się przebrać, po tej krótkiej bitwie, ale uważaj zapowiada się wojna.- powiedziałem śmiejąc się.- Wracam za pięć minut.- powiedziałem i poszedłem do mojego mieszkania w wiadomym celu, po chwili wróciłem do mojej dzisiejszej towarzyszki.
-Jesteeem.- poinformowałem pokazując na siebie .
-Ta, ciesze się, czujesz to?- powiedziała sarkastycznie.- Możemy już jeść, siadaj.- rozkazała, wyjmując i przecierając ścierką talerze i sztućce z kartonu. Nałożyła nasz posiłek, który był szczerze mówiąc bardzo dobry.
-Wybierasz się na studia gastronomiczne?
-Co? Nie... . - chyba była lekko zszokowana.
-Po prostu, wydaje mi się, że dobrze gotujesz.
-Dobra, przyjmę to jako komplement, dzięki.
Kiedy skończyliśmy, podziękowałem jej, jeszcze chwilę porozmawialiśmy, ale stwierdziłem, że pora się zbierać, czas mnie goni.

ISABELLA

Po odprowadzeniu Justina do drzwi, zabrałam się za układanie ciuchów, kosmetyków i wszystkiego innego w szafkach. To mi zajmie wieczność, po tym jak jedną walizkę rozpakowywałam półtorej godziny, mogę być tego pewna. Poszłam do kuchni zmyć naczynia i napić się wody, następnie powróciłam do przerwanej czynności. Tym razem ułożę parę rzeczy w kuchni, napoje, ogólnie produkty spożywcze. Kiedy udało mi się z tym uporać usłyszałam dzwonek do drzwi, nawet wiem kogo się spodziewać. Z głębokim wdechem, otworzyłam drzwi przygotowując się na kolejne starcie. Gdyby nie ta wizyta, ten dzień mogłabym zaliczyć do udanych i spokojnych. Zapomniałam, że miał mnie odwiedzić.
-Cześć.- powiedział Mike, wciskając mi do rąk bukiet tulipanów, powinien chociaż wiedzieć, że ich nienawidzę.
-Czego znowu ode mnie chcesz? Nie mam czasu, jak widzisz rozpakowuję rzeczy. Streszczaj się.- warknęłam, rzucając bukiet gdzieś na bok.
-Mogłabyś trochę milej.- wysyczał zaciskając pięści.
-Mógłbyś być większym realistom.- nie mam zamiaru dać mu się zastraszyć, widzę, że jest "trochę" wypity.
-Bella wróć ze mną.
-Jeśli to wszystko to pa.- próbowałam zamknąć mu przed nosem drzwi, ale wstawił swojego buta i je odepchnął, wszedł do środka po czym zatrzasnął je na zamek i przycisnął mnie do ściany.
-Nie wiesz, że mi się nie odmawia?
-Właśnie o tym mówię, co ty sobie wyobrażasz człowieku? Pojawiłeś się w moim życiu, uszczęśliwiłeś na kilka chwil, dni, tygodni, miesięcy, było super, momentami....a teraz? Teraz robisz z mojego życia gówno. 
-Co ty pieprzysz? Wyobraź sobie, że żywię, do Ciebie na tyle silne uczucia, że nie zostawiam Cię, bo mamy problem.
-Mike, pieprzyłeś jakąś sukę, po tym, kiedy ja Ci nie chciałam dać! Dobrze wiesz, dlaczego mam z tym problemy! Po tym jeszcze ta akcja na ulicy, co to do cholery było? Jesteś chory. Daj mi spokój! Nienawidzę Cię.- kiedy to wszystko powiedziałam zobaczyłam jak jego oczy momentalnie się przyciemniają, a żyły na ciele wychodzą. Ścisnął szczękę i zrobił coś czego w życiu bym się po nim nie spodziewała, wymierzył cios w moją twarz. Opadłam na ziemię, łapiąc się za miejsce uderzenia. Poczułam metaliczną substancję na wargach. Spojrzałam na niego wystraszona, do czego jeszcze się posunie?
-Jak możesz mówić, że mnie nienawidzisz? Wiesz co JA, Ci powiem?- nie odpowiadałam.- Odpowiedz, niewdzięczna suko.- powiedział łapiąc mnie za włosy i podnosząc do góry, waląc moją głową o ścianę.
-C-co?- wydukałam drżącym głosem.
-Zasłużyłaś na wszystko co dostałaś od Phill'a.- wywarczał rozrywając moją koszulkę. Chwilę jeszcze stał nade mną, kiedy ja wgapiałam się w ścianę, próbując zapomnieć o Tym co się stało osiem lat temu. Podciągnęłam swoje nogi pod brodę i czekałam, aż wyjdzie. Po kilku minutach patrzenia na to, co się ze mną dzieje po jego słowach, odszedł. Przez następne kilkadziesiąt minut, próbowałam powstrzymać łzy i uspokoić moje trzęsące się ciało. Jest tylko jeden sposób, by sobie z tym poradzić, inaczej będę ciągle o tym myśleć, a nie chcę tego. Chcę zapomnieć. Z wciąż płynącymi łzami jak niekończący się wodospad, podeszłam do torebki wyjmując portfel. Złapałam pierwszą, lepszą bluzę z kapturem ,którym się zasłoniłam oraz nałożyłam okulary przeciw słoneczne. Kiedy tu przyjechałam nie wyglądało to na zbyt ciekawą okolicę. Myślę, że nikt za bardzo nie będzie zwracał uwagi na mój stan. Nie zamykając nawet drzwi tylko ubierając buty, udałam się do sklepu monopolowego. Zeszłam po schodach, na trzęsących się nogach, trzymając poręcz. Przeszłam kilka uliczek, znajdując kilka nieciekawych typów, których próbowałam za wszelką cenę uniknąć, a na końcu sklep, którego tak bardzo potrzebowałam. Weszłam do środka, kuląc ramiona. Złapałam za butelkę wódki i podeszłam do kasy rzucając kobiecie banknot 200$ dolarowy. Nie powinna narzekać, że nie poczekałam, aż nabije produktu na kasę. Szybkim krokiem, udałam się z powrotem do mojego domu. Nie zdejmując z siebie niczego wparowałam do łazienki, odsunęłam swój rękaw i wzięłam maszynkę do golenia, wyjęłam z niej żyletkę. Wypijając kilka łyków palącej substancji, dodałam sobie odwagi. Przejechałam raz, drugi, kolejny. Nie wiem ile zrobiłam nacięć ale poczułam się dobrze, zadając sobie ból. Spojrzałam w lusterko.
-Brzydzę się sobą.
Powiedziałam polewając rany alkoholem. Piekło jak skurwysyn. Widocznie zasłużyłam na to co najgorsze.

NO ONE'S POV

Piła wódkę przez całą noc, kiedy tylko trochę wytrzeźwiała i poczuła lżejszą głowę, brała kolejny łyk. Miała okropne wirowania w głowie, nie mogła ustać na nogach. Poczuła, że zbiera jej się na wymioty. Przesunęła swoje ledwo przytomne ciało do sedesu i wymiotowała przez dłuższa chwilę.

BELLA'S POV

Budząc się zauważyłam, że mam rzygi na włosach, ochyda. Spuściłam wszystkie brudy w kiblu, wywołując przy tym głośny dźwięk. Kurwa, nie, głowa mi pęka. Dokładnie pamiętam, co się wczoraj działo. No, może do momentu kiedy zachciało mi się drugi raz wymiotować, wolałabym jednak o wszystkim zapomnieć. Położyłam się na kilka godzin do łóżka, by odpocząć. Sen złapał mnie szybko, całe szczęście. Kiedy kolejny raz się wybudziłam usłyszałam dzwonek do drzwi. Na prawdę? Drugi raz. Kto to może być? Oby nie on. Nie zniosłabym kolejnej wizyty. Nieważne nawet kim jest osoba próbująca się dostać do moich drzwi, nie wpuszczę jej. Chciałam udawać, że nie ma nikogo w domu, kiedy starając się być cicho i tylko sprawdzić kto to, kopnęłam butelkę po alkoholu. Odchrząknęłam i sprawdziłam przez wizjer kim jest ta osoba. Chryste, czy on nie może po prostu dać mi spokoju?

                                                                                                                               
6 stron, 2125 słów. Czekam na Wasze opinie w postaci komentarzy zapraszam również na ask'a.

sobota, 5 lipca 2014

6. Open up the door like a gentleman.

CZEŚĆ WAM! :) TO JUŻ PONAD 5,5 TYSIĄCA WEJŚĆ. BARDZO MI MIŁO. DZIĘKUJĘ <3. ODNOŚNIE ASKA. NIE BĘDĘ ODPOWIADAĆ NA WULGARNE "PYTANIA", SĄ ŻENUJĄCE, JEŚLI CHCECIE WYRAZIĆ NEGATYWNĄ OPINIĘ, UTRZYMAJCIE PROSZĘ JAKIŚ POZIOM(OCZYWIŚCIE NIE DOTYCZY TO WSZYSTKICH).:)

PRZEPRASZAM ZA TEN  KOMPLETNIE NUDNY ROZDZIAŁ! TO OSTATNI Z TEJ FAZY, GDZIE NIC SIĘ NIE DZIEJE. 

PROSZĘ, ABYŚCIE KOMENTOWALI. ŚMIEM PROSIĆ WAS, ABYŚCIE W KOMENTARZACH NAPISALI CO WAM SIĘ PODOBA, A CO NIE. CHCIAŁABYM ABYŚCIE POWIEDZIELI MI, CZY MAM ZAMAWIAĆ SZABLON, CZY TAKI WAM ODPOWIADA, KILKA OSÓB RADZIŁO BYM ZMIENIŁA, ŻEBY LEPIEJ SIĘ CZYTAŁO. A CO WY NA TO? 

TO JAK SKOMENTUJECIE? BYŁOBY MI BARDZO MIŁO :)


BELLA

-Hej, skarbie, szykuj się na małą wizytę jutro wieczorem.- usłyszałam głos Mike'a, po czym nastał sygnał oznaczający zakończone połączenie.

Co do cholery? Jaki jest sens jego "odwiedzin"? Chyba wyraźnie dałam mu do zrozumienia, że nasz pseudo-związek nie ma racji bytu. To, że tu przyjedzie i zrobi mi kolejną awanturę nic nie zmieni. Może powinnam zacząć się przyzwyczajać do jego chamskiego zachowania? Nie rozumiem tylko tego, jak  od tak, od pstryknięcia palcem, jego osobowość zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni. Człowiek nie zmienia się z dnia, na dzień. Po prostu tego nie pojmuje. Nie wiem może zostawiłam coś ważnego? Ugh, dowiem się wieczorem, chociaż szczerze, nie mam ochoty go widzieć. Może powinnam mu nie otwierać drzwi? W ogóle nie powinnam odebrać od niego telefonu. Zastanawia mnie tylko skąd wie gdzie mieszkam. Mój adres podałam tylko Jess w sms, prosząc by wysłała moją korespondencję tutaj. Ach. No tak. To na pewno jej sprawka, przyjaciółka. Ona też nie rozumie, że nie chcę go znać? Naprawdę tak trudno to zrozumieć? Wzdychając, przechadzałam się po mieszkaniu. Naprawdę jest urocze, muszę zabrać się za malowanie niedługo. Nie jest źle, ale nie lubię brudnych ścian. Mam trochę odłożonych pieniędzy, które powinny starczyć na mini-remont i kilka miesięcy życia. Nie miałam szansy ich wydać, praktycznie żyłam na koszt rodziców Mike'a. Może to był błąd, może w ten sposób myślał, że jestem zależna, że jestem jego własnością. Ciągle zadaje sobie pytanie, czy on jeszcze długo będzie uprzykrzał mi życie? Chciałabym zacząć wszystko od nowa, na nowy rachunek, czystą kartę, na własną odpowiedzialność. Póki co, na własną odpowiedzialność wejdę pod prysznic i się umyje. Zawróciłam do przedpokoju, gdzie zostawiłam wcześniej torbę. Wyjęłam z niej żel, ręcznik, bieliznę i pidżamę. Ruszyłam do łazienki. Chciałam zamknąć zamek, ale przypomniałam sobie, że mieszkam sama. Zdjęłam sandały, orientując się, że cały ten czas chodziłam w nich po moim NOWYM mieszkaniu, co do cholery ze mną nie tak? Zsunęłam spodenki i koszulkę, następnie pozbyłam się bielizny. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, niby nie tak źle, ale kupię sobie karnet na fitness. Lubię mieć wysportowane ciało, nie muskularne ale jędrne. Zdecydowanie lepiej się w nim czuję. Kładąc ręcznik na drzwiach od kabiny, mało co się nie zabiłam. Oczywiście jak zawsze wykazałam się moją niezdarnością, i potknęłam o stopień, który jest przy brodziku. Weszłam do kabiny i odkręciłam ciepłą wodę, ach jak przyjemnie, to jest to. Woda zawsze działa na mnie kojąco, tak po prostu jest. Wzięłam żel i obmyłam nim swoje ciało. Stałam jeszcze jakieś 15 minut w strumieniu cieplutkiej wody, ta, ta nie jestem ekologiczna, zamknijcie mnie za to. Złapałam ręcznik, po czym wyszłam i osuszyłam się nim. Założyłam majtki a na to długą koszulkę, jakoś jest mi tak najwygodniej. Po umyciu zębów i twarzy, ruszyłam w kierunku walizki, wychodząc z zaparowanej łazienki. Wyciągnęłam z niej mój ulubiony koc, oraz poduszkę, która jest cholernie puszysta. Nie wiem jak oni to robią, ale jest tak milusia, że spokojnie mogłabym się w niej zakochać, o ile już tego nie zrobiłam. Z moim zestawem dospania, udałam się do mojej błękitnej sypialni. Jeśli chodzi o miejsce w którym mam spać, wolę ciemniejsze kolory, zdecydowanie przemaluję to na szaro. Meble są czarne, więc dość ładnie będzie się to komponować. Rzuciłam balast na łóżko i chwilę później sama na nie opadłam. Nie wiem nawet kiedy porwał mnie sen.

*Ranek, następnego dnia*

Ze snu wybudziły mnie pieprzone promienie słońca. Cholera! Nie zasunęłam rolet. Nałożyłam poduszkę na twarz, kiedy do drzwi zadzwonił dzwonek. Przespałam cały dzień? Już jest wieczór? Zdając sobie sprawę, że słońce dopiero się wysuwa zza horyzontu dałam sobie mentalnego kopa w dupę za moją głupotę. Przecierając oczy wstałam z łóżka. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je będąc ciekawa, kto mnie z rana nawiedza, tym bardziej, że znam tu jedną osobę.

-Dzień doby czy mieszka może z panią pan Adler? Mam polecony.- spytał listonosz, no tak kogo mogłabym się spodziewać.
-Przykro mi, ale nie. Mieszkam tu jeden dzień i nie znam nikogo, może spyta pan sąsiadów, jestem pewna, że będą lepsi.
-W takim razie przepraszam za pobudkę, miłego dnia.- zmierzył moją sylwetkę wzrokiem i udał się do innych drzwi. No tak jestem w samej koszulce. Faceci, czego innego się po nich spodziewać? Taki prosty tok myślenia.

Skoro zostałam już obudzona, to chyba nie ma sensu się kłaść. Wzięłam zielony top z wcięciami z boku i kończącego się troszkę nad pępkiem oraz czarne spodenki z wysokim stanem. Zabrałam tusz do rzęs i ruszyłam do łazienki. Umyłam zęby, nałożyłam tusz, a następnie się ubrałam. Słysząc burczenie brzucha zorientowałam się, że nie mam nic do jedzenia.  Czas więc na zakupy. Wzięłam moją czarną torebkę, założyłam sandały i wyszłam z domu. Zamknęłam drzwi na klucz. Zeszłam dopiero trzy schodki i bam! Jakiś idiota rozlał sok i nie posprzątał a teraz cierpi mój tyłek, cholera. Tyle dobrze, że nie upadłam na kałuże, przynajmniej nie muszę się przebierać. Chciałam się podnieść, ale mój tyłek cholernie boli, aż zajęczałam z bólu kiedy próbowałam się podnieść. Moje kluczyki były kilka schodków dalej a z torebki rozsypało się wszystko co mogło. Mamrocząc jakieś przekleństwa pod nosem próbowałam się podnieść i to pozbierać kiedy usłyszałam chichot za plecami i silną parę rąk łapiących mnie za talię, pomagając wstać, ałć nadal boli. Obróciłam się do nieznajomego i nie wierzyłam oczom. Kolejny raz mr. Bieber wyciągnął mnie z opresji. Spojrzałam na niego zszokowana równie mocno jak on.

-Och, cześć, dawno się nie widzieliśmy prawda?- zapytał kolejny raz chichocząc tym swoim głębokim, zachrypniętym głosem.
-Racja, hej. Co ty tu robisz?- spytałam cofając się.
-Tak jakby mieszkam, pytanie co ty tu robisz?
-Widzisz, jakby Ci to powiedzieć mieszkam o właśnie tu- wskazałam na moje drzwi od mieszkania.
-To mamy szczęście albo pecha, bo ja mieszkam na przeciwko.- no nieźle, dwoje przystojnych sąsiadów, może jest ich więcej?
-Dla mnie szczęście, ktoś musi mi pomagać kiedy jakiś idiota rozleje sok i go nie posprząta, a ja się na nim wywrócę.- zaśmiał się na moją poruszającą wypowiedź- Co w tym śmiesznego?
-A to, że ten idiota to ja. Ale chyba mam wybaczone, bo ci pomogłem hm?
-Ah, tak to by wyjaśniało to mokrą szmatę koło twojej nogi i to że akurat wyszedłeś. No masz szczęście, bo chociaż miałeś zamiar to oczyścić, nie zdążyłeś, no trudno. W sumie myślę że to wina listonosza. Spójrz to on mnie obudził, to przez niego zaburczało mi w brzuchu, więc chciałam coś zjeść, ale nie mam nic w lodówce, więc chciałam iść do sklepu, ale przez to, że wstałam szybciej nie zdążyłeś tego posprzątać. Tak, zdecydowanie moje myślenie jest prawidłowe.
 -Y, ta. Myślę, że masz całkowitą rację. Więc masz zamiar iść do sklepu? Radziłbym jechać samochodem, tu w pobliżu nie ma sensownych sklepów.
-Cokolwiek to znaczy, masz ochotę może potowarzyszyć mi w drodze do supermarketu? Przy okazji pokażesz mi gdzie jest?
-Jasne, tyko wezmę portfel.
-Okej czekam.- powiedziałam przerzucając cały ciężar ciała na prawą nogę.
Po chwili zjawił się mój kompan.
-No to ruszajmy, wziąłem kluczyki, następnym razem pojedziemy twoim jeśli chcesz, ale teraz lepiej przyglądaj się gdzie co jest.
-Ou, a więc będą następne razy? Wspólne wypady po zakupy? Wiesz jak zaimponować dziewczynie.- wybuchłam śmiechem razem z nim.
-Masz dziś chyba dobry humor, nie mylę się?
-Tak działa na mnie piękna pogoda, dobra koniec gadania, jestem głodna.
-Okej, może chcesz zjeść coś w barze na przeciwko? Mają całkiem dobre jedzenie.
-Wiem, jadłam tam wczoraj Tacko, ale dziś wolę coś sama zrobić.
-Rozumiem.
Zeszliśmy w dół po schodach, w przyjemnym milczeniu. Pokierował nas do jego samochodu. Otworzył mi drzwi od samochodu jak dżentelmen. Bardzo miły gest. Zaprosił mnie gestem ręki do środka. Wsiadłam, cicho dziękując. Justin usiadł za kierownicą odpalając samochód. Przejechaliśmy kilka uliczek, a ja bacznie obserwowałam miejsca które mijajmy. LA jest piękne. Dojechaliśmy na parking pod marketem, kiedy ja odpinałam pasy, Juss pospiesznie wysiadł i kolejny raz otworzył mi drzwi, wysiadając skierowałam do niego słowa:

-Nie trzeba było na prawdę, dałabym radę.
-Wolałem uniknąć kolejnego urazu twojego tyłka. Tak serio, moja mama zawsze mi powtarzała że trzeba tak robić, po prostu taki odruch.
-Aww, to urocze. Twoja mama wiedziała co robi.- puściłam mu oczko, idąc w stronę drzwi od budynku. Chodziliśmy między regałami sklepu jakieś dwie godziny. Kupiłam chyba wszystko co mogłam, wydałam aż 1.196$. Ale przynajmniej mam spokój na jakiś czas. Oczywiście to nie same spożywcze rzeczy. Kupiłam różne detergenty itp. Do kupienia zostały mi tylko odkurzacz, żelazko i kilka innych potrzebnych gratów, ale to już załatwię droga internetową kiedy tylko przyjdę do domu. Ze sklepu wyjechaliśmy czterema wózkami. Podczas naszych "małych" zakupów trochę rozmawialiśmy, wygłupialiśmy się, przyjemnie toczyły nam się pogawędki, tak naturalnie i lekko, jakbyśmy się znali od lat. A propos wieku ile Justin ma lat?

-Em, Justin, tak właściwie to ile masz lat?- spytałam ciągnąć dwa wózki do samochodu.
-Dziewiętnaście skończone, a Ty?
-Osiemnaście w sierpniu.
-Patrz tyle rozmawialiśmy, a o takiej rzeczy zapomnieliśmy.- stwierdził otwierając drzwi pasażera. - wsiadaj, a ja to włożę, możesz puścić radio jeśli chcesz.
-Nie chcesz, żeby Ci pomóc? I tak się już namęczyłeś, wykorzystuję Cię.
-Lubię być wykorzystywany, a teraz sio!- zarechotał.
-Spoko, ale potem mnie nie unikaj, bo będziesz się bał, że znowu Cię w jakąś pomoc zaangażuję.- odpowiedziałam mu również żartem. Wsiadłam do samochodu i przejrzałam wiadomości na moim telefonie. 2 od Jess.
Jess: On tak bardzo prosił, nie potrafiłam odmówić. Nie miej mi tego za złe. :?
Jess: Czemu się nie odzywasz? Jesteś zła? Przepraszam, chcę dla Ciebie jak najlepiej, wybacz. :(
Ja: Wiedziałaś, że nie chcę z nim kontaktu, muszę ułożyć sobie życie na nowo, a kiedy on wciąż będzie się w nim przeplatał nie mam na to szans. :/ Zrozum. Co się stało to się nie odstanie, następnym razem, proszę, nie rób czegoś wbrew mojej woli, to nie fair.
 Wymyślenie tego, co chciałam jej napisać zajęło mi chyba wieczność, na początku chciałam na nią nawrzeszczeć, ale to nie temat na kłótnie sms-owe, potem chciałam napisać, że się zawiodłam na niej i, że nie mogę już nikomu ufać, ale to było zbyt dramatyczne. Myślę, że taka forma powinna być okej. Po chwili dostałam od niej odpowiedz.
Jess: Och, przysięgam nigdy więcej, nie odpisywałaś cały cholerny dzień, myślałam że nie żyjesz. Nie strasz mnie tak.  :D

Nie potrafię się nią długo gniewać, to mój mały anioł stróż, zawsze mi pomaga, może nie zawsze jest to trafne, ale stara się. Znamy się od maleńkości to dzięki niej wyprowadziłam się do innego miasta do liceum, ona mnie poznała z Mike'iem, z kolei ona go znała, ponieważ przedstawił ich sobie Anthony, którego poznała na targach naukowych, wiecie takie dni otwarte różnych szkół, jest od niej dwa lata starszy. Ona była juniorem, a on seniorem, tak bardzo wpadła mu w oko, że robił co tylko chciała, dał się owinąć wokół palca, to co mogę powiedzieć o ich związku jeszcze to to że, jest bardzo gorący, po prostu, zmieszał się ognień z ogniem, a z tego wyszedł jeszcze większy pożar. Kiedyś mieszkałam z rodzicami w małym mieście, Jessica mieszkała na drugim końcu miejscowości. Kiedy tylko się dało, spałam u niej, albo ona u mnie, chciałyśmy spędzać ze sobą jak najwięcej czasu. Pewnego razu, gdy się do niej wybrałam, opowiedziała mi że spotkała seksownego licealistę. Opowiadała o tym jak jej się cudnie flirtowało i rozmawiało, jaki to on jest uroczy. Oczywiście ja, jak to ja, ostrzegałam ją, żeby była ostrożna, nigdy nie wiadomo kim jest człowiek jeśli pogadasz z nim godzinę, trzeba uważać. Ona to zlekceważyła i dalej opowiadała. W końcu powiedziała mi, że umówiła się z nim na spotkanie, najpierw w naszym mieście, a potem zaprosił ją do Palm Springs, miejsca gdzie jeszcze kilka dni temu mieszkałam, ale nieważne. Więc doszło do tego, że spotykali się co tydzień przez dwa miesiące przed wakacjami, odkąd się poznali. Wtedy moja przyjaciółka wpadła na cudowny pomysł, wyprowadzenia się do internatu przy szkole w PS. Zawsze chciała tam iść, zarówno jak i ja, ale w tamtym momencie po prostu szalała. Jej rodzice wiedzieli, że nie da za wygraną, więc od razu zaczęli namawiać moich. Półtora roku mieszkałyśmy koło szkoły pod opieką nauczycieli. Kiedy skończyło się pierwsze półrocze, drugiej klasy Jess, dostała propozycję od Anthony'ego abyśmy razem z nimi zamieszkały. Na początku było nie zręcznie, prawie nie znałam Anthony'ego, a co dopiero Mike'a, John'a i Andrew Meszkałyśmy z o dwa lata starszymi facetami. To było ryzykowne. Jess była zakochana i ufała swojemu chłopakowi,i ich kumplom, więc czemu ja bym nie miała. Z resztą nie uchronimy się od tego co nam los przygotował, w końcu i tak nas dorwie. Moi rodzice nie są konserwatywni, mogę powiedzieć, że bardzo "nowocześni". Nie próbują zatrzymać swoich dzieci na siłę przy sobie, dają im wolność, tak było i w moim przypadku. Mam trójkę rodzeństwa. Katy, ma 25 lat, jest singielką, mieszka w Bostonie, David, 12 lat, mieszka póki co z rodzicami, i Ann ma 27 lat, ma pięcio-letnią córeczkę Melanie, jej facet to Rick, jest rok od niej młodszy, nie mają ślubu ale są razem od dziewięciu lat, jeśli dobrze pamiętam. Mieszkają w tym samym mieście gdzie moi rodzice, ale kilka ulic dalej, oczywiście z własnego wyboru. Potem, jakoś wszystko tak szybko się potoczyło, John i Andrew, wyprowadzili się po skończeniu ostatniej klasy, wyjechali na studia, pozostała dwójka została. Zostałyśmy my i chłopaki. Po jakimś czasie również ja i Mike staliśmy się parą. Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu i tak wyszło. Moja edukacja w szkole się skończyła. Na początku maja napisałam maturę, złożyłam podanie do uniwersytetu tutaj, i oto jestem. Wydaję się takie proste, a ile gór, musiałam po drodze przejść. Miałam trudny okres w swoim młodym życiu, kiedy moi rodzice się rozwiedli. Byłam przyzwyczajona do jednolitej rodziny. To był dla mnie szok, nie miałam pojęcia jak to mogło się stać, wydawali się tacy szczęśliwi. Oczywiście był powód, tato znalazł lepszą prace, wyjazdy, konferencje itp. Sekretarka i ta oklepana historia. Moja mama nie wybaczyła mu, on nawet nie walczył. Ich rozwód był cichy. Ojciec gdzieś wyjechał, nie utrzymywał ze mną kontaktu, załamałam się, zaczęłam brać narkotyki. Jess, zauważyła od razu, że jest ze mną coś nie tak. Mówiłam jej o tym całym gównie z moimi rodzicami, ale nie chciałam jej pomocy, kiedy próbowała mnie pocieszyć, uciekałam z mieszkania i szłam ćpać. Dla mnie relacje z ojcem były równie ważne jak z matką. Nie mogłam przetrawić tego, że się do mnie nie odzywał. Obwiniałam o to siebie, nienawidziłam się za to. Moja psychika była osłabiona nie tylko przez tą sytuację z rodzicami, to był dodatek, który jeszcze bardziej mnie załamał. Ujmę to tak, są w życiu chwile, gdy myśli się, że gorzej już być nie może, wtedy życie podejmuje wyzwanie, i kopie Cię w tyłek kolejny raz, mocniej lub lżej. Odpływając w moich rozmyśleniach nawet nie zauważyłam, że jesteśmy pod kamienicą. Kiedy Justin wsiadł? Cholera, chyba bardzo odpłynęłam.

-Przepraszam, totalnie zniknęłam na jakiś czas.- spojrzałam na jego idealnie wyrzeźbioną szczękę.
-Jest okej widocznie miałaś coś ważnego do przemyślenia.- odpowiedział, patrząc na mnie.
-Ta. Ale może wynagrodzę Ci te męczarnie na zakupach obiadem? Dziś kuchnia serwuje, niech pomyślę......, to może dorsza po włosku i koktajl ananasowy, co ty na to?
-Brzmi bardzo dobrze, chyba się skuszę.- posłał mi uśmiech który odwzajemniłam.

                                                                                                                                 
6 stron, 2 505 słów. Niby nic się nie dzieje, ale dowiedzieliście się trochę o Belli, ahhhhh nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów. Namęczyłam się przy tym rozdziale, jak nigdy.  Liczę na Wasze opinie w postaci komentarzy. Zapraszam również na ask'a. W przyszłym rozdziale nie zabraknie emocji, to mogę Wam obiecać  :)