-Justin, przepraszam, źle się czuję, nie chcesz mnie teraz widzieć.- powiedziałam przez drzwi osuwając się po nich.
-Jesteś pewna? Może mogę Ci jakoś pomóc, nie potrzebujesz, żeby Cie podwieźć do lekarza?- spytał, cholera potrzebuję teraz kogoś, ale na pewno nie mężczyzny, nie zniosłabym przebywania z nim. Potrzebuję mojej przyjaciółki.
-Nie, jest okej, moja przyjaciółka jeszcze dziś tu będzie, pomoże mi.
-W porządku, cześć.- powiedział lekko niepewnym głosem.
-Pa.
Znowu zebrało mi się na płacz. Otarłam kilka wolno spadających łez i wzięłam do ręki telefon, wybierając numer Jess. Po trzech sygnałach odebrała.
-Cześć kochanie.- przywitała mnie radośnie.
-Jessica, ja, ja potrzebuję Cię, żebyś tu przyjechała, pomóż mi. Proszę.- powiedziałam błagalnym głosem, przez łzy.- Proszę, nie dam rady sama, nie zostawiaj mnie.
-Bella? Co się st....
-Proszę. Później porozmawiamy, błagam.
-Zaraz wyjadę. Mam być z Anthonym?
-Bądź sama, proszę.
-Okej, skarbie, trzymaj się. Dzwoń, jeśli coś się będzie działo. Będę jak najszybciej się da, ale wiesz że to przynajmniej siedem godzin jazdy?
-Poczekam.
Rozłączyłam się. Podeszłam do mojej apteczki i wzięłam kilka tabletek nasennych. Zażyłam dwie. Powinny mi wystarczyć. Kolejny już dzisiaj raz położyłam się i czekałam na sen. Tym razem obudziło mnie szturchanie. Otworzyłam oczy, to była Jess. Rzuciłam jej się w ramiona i zaczęłam płakać, kiedy ta próbowała mnie uspokoić.
-Csii, jestem, wszystko się ułoży, będzie okej.- pocierała moje plecy.
-Dziękuję.- trwałyśmy w uścisku dość długo, kiedy wreszcie się uspokoiłam.
-Bella, już okej? Możemy pogadać?- spytała delikatnie, kładąc kosmyk włosów za moje ucho. Pokiwałam głową, wciągając nos.
-Co się stało?.- spytała a ja wciągnęłam powietrze, przygotowując się na spowiedź.
-Mike tu był, on się wściekł, że go zostawiłam, on .u..uderzył mnie i wspomniał o Phill'u. Potem zaczęłam się trząść, nie wiedziałam co mam zrobić, kupiłam wódkę, po prostu.. chciałam o tym już zapomnieć.- powiedziałam drżącym głosem, łkając.
-Spokojnie, nie osądzam Cię. Przepraszam, cholera, to przeze mnie.- wtuliła we mnie głowę, poczułam także jej łzy na mojej koszulce.
-To nie twoja wina, stałoby się to prędzej czy później.
-Pokaż mi swoją twarz.- powiedziała łapiąc mnie za policzki.- To nie wygląda dobrze, masz rozciętą wargę, siniaka pod okiem, do tego jest spuchnięte. Cholera, co z Twoją koszulką. Jezu... on jest potworem. Jak mógł Ci coś takiego zrobić, przecież on, on. Wydawał się być w porządku.
-Jess nie mam pojęcia co w niego wstąpiło, od jakiegoś czasu zachowywał się dziwnie, znaczy nie bił mnie nigdy, ale kiedy nie chciałam go przytulić czy coś, on robił to na siłę, tak jakby miał jakąś obsesję. To nie było zdrowe, ale ja po prostu myślałam, że tak okazuje uczucia. Boję się go, co jeśli będzie częściej robił to.. . - powiedziałam pokazując na siebie.
-Spokojnie, kiedy tylko pojawi się w domu.., chociaż, nie wiem czy to do końca dobry pomysł.- zawahała się.
-O czym myślisz?
-Chcę zadzwonić na policję. Myślę, że nie ma innego wyjścia. Nie obchodzi mnie, że to był mój przyjaciel, zarówno jak i twój, skoro on nie miał żadnych zahamowań, by zrobić Ci taką krzywdę, to ja chcę żeby wiedział, że dla Nas nie istnieje. Musi za to zapłacić, to nie tak, że można robić takie rzeczy bezkarnie.
-Ale wtedy dojdzie do śledztwa, a to oznacza, że będę musiała przedstawić to co się stało. Ja nie wiem czy dam radę. Wiesz jak bardzo boli mnie samo myślenie o Phill'u, a teraz kiedy Mike dołożył swoją część, to jest jak rozdrapywanie blizn, boli podwójnie.
-Mała, dasz radę, ja Ci pomogę. Będę tam z Tobą. Uporamy się z tym. On nie może zrobić Ci krzywdy ponownie.
-Jess, proszę, zostań ze mną na jakiś czas tutaj. Nie chcę być sama.
-Nie musisz mnie nawet o to pytać, sama chciałam się wprosić.- posłała mi pocieszający uśmiech.
-Dziękuję.
-Um, nie wiem czy to odpowiedni czas by Ci to dać, ale ktoś zostawił kartkę pod Twoimi drzwiami. Spójrz.- powiedziała, podając mi złożony papier, który rozwinęłam.
"Pamiętaj o naszej porannej kawie na balkonie, będę czekał. :) ~ Justin".
-O.- tylko tyle dałam radę z siebie wyciągnąć, zamurowało mnie.
-Mogę zobaczyć?
-Jasne, to nie tajemnica.- powiedziałam podając jej kartkę.
-Widzę, że szybko znalazłaś nowych przyjaciół. Justin mhmm. No stara, dajesz czadu.
-Jezu, jakoś nie bardzo mam ochotę na flirt, jakbyś nie zauważyła, nie mam dobrych doświadczeń z facetami.- powiedziałam, spoglądając na nią spod łba.
-Przepraszam, to było nie na miejscu.- mruknęła skruszona.
-Po prostu daruj sobie takie komentarze. Teraz możesz mi dać wody, bo mam okropnego kaca.
-Robi się. Spokojnie, znajdę wszystko sama.
Kiedy odeszła wtuliłam się w koc i wyciągnęłam spod poduszki tabletki na sen, łyknęłam dwie. Jakoś muszę sobie z tym poradzić. Trudno jest mi pogodzić się z tym, że najbliższa mi od jakiegoś czasu osoba, wczorajszego wieczoru znęcała się nade mną, co gorsza nie tylko fizycznie ale i psychicznie. Wspomnienie o Nim, było ciosem poniżej pasa, w dodatku w kontekście, że dobrze robił, że pochwala jego zachowanie. Nie potrafię zrozumieć Mike'a. Był wszystkimi dobrymi gównami jakie można sobie zażyczyć, no może oprócz tej jego zaborczości, a w jednej chwili zamienił się w bezduszną bestię. Analizując jego całe zachowanie ostatniego czasu, doszłam do wniosku, że nie znajdę przyczyny. Nic takiego mu nie zrobiłam, przecież ludzie się rozstają. Jego zachowanie byłoby bardziej zrozumiałe, gdybym to ja go zdradziła, ale było całkiem na odwrót.
-Proszę.- powiedziała Jess, stawiając wodę na stoliku.
-Dzięki, co Ci zajęło tak długo?
-Byłam po coś dla mnie.- wyciągnęła talerz z kanapkami zza pleców.- Oczywiście Ty, też zjesz, nawet się nie wymiguj.
-Nie mam apetytu, daj mi spokój. Chcę spać.- odpowiedziałam pijąc wodę.
-O, przestań, nie zachowuj się jak małe dziecko.- przysunęłam mi kanapkę do twarzy.
-Ogarnij się. Nie będę nic jeść, potrzebuję snu.
-Ileż można spać? Spałaś jak przyjechałam, teraz chcesz spać. Pogadajmy.
-Widocznie dużo. Jutro pogadamy, kładź się koło mnie, jest....- spojrzałam na zegarek na jej ręce.- w pół do jedenastej w nocy. Grzeczne dziewczynki już dawno śpią.
-Dobra w sumie i tak jestem trochę zmęczona podróżą.- stwierdziła, kładąc się koło mnie. Zabrała mi trochę koca, powierciła się, a ja w tym czasie zasnęłam. Śniły mi się zimne łapska, przyklejone do mojego ciała, rozbierające mnie. Próbowałam uciec, ale nie mogłam, były za silne. Kiedy ugryzłam jedną z kończyn, ta odpłaciła mi siarczystym policzkiem. Obudziłam się spocona i roztrzęsiona. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Słońce wstaje. Podeszłam do mojej torebki by wyciągnąć telefon. Sprawdziłam godzinę. 07:07. Poszłam do kuchni po szklankę wody, ten żywioł jest dla mnie zbawienny, kiedy jestem w wodzie albo ją piję momentalnie się uspokajam. Zabrałam bluzę i długie spodnie oraz czystą bieliznę po czym weszłam do łazienki, aby wziąć prysznic. Spojrzałam na bajzel panujący w niej. Spuściłam wodę w toalecie, po czym polałam ją środkiem dezynfekującym. Z podłogi powycierałam krew, wódkę i rzygi, następnie umyłam ją, mokrą szmatą z płynem. Pozbierałam żyletki i kilka kosmetyków z podłogi. Kiedy skończyłam doprowadzać ją do ładu, spojrzałam w lusterko. O fuj. Zobaczyłam resztki zaschniętej krwi, ogromnego siniaka na pod prawym okiem i rozciętą wargę. Weszłam pod prysznic wraz z szamponem, żelem do ciała jak i do twarzy. Myłam się długo, aż nie poczułam piekącej od szorowania skóry. Moje ręce były świeżo pocięte, przez co, za każdym razem, kiedy weszły w reakcję z mydłem, niemiłosiernie piekły, niektóre się nawet otworzyły i na nowo zaczęły krwawić. Wyrzuciłam ciuchy które miałam na sobie zeszłego dnia. Były poplamione krwią, a do tego przypominałyby mi o tamtej sytuacji. Wyszłam z kabiny wycierając się kanarkowym ręcznikiem. Ubrałam bieliznę, granatowe spodnie, czarny top i czarną bluzę z kapturem. Jakoś czuję się w tym zestawie bezpiecznie, po prostu zakrywa mnie prawie całą. Kiedy już się ubrałam spojrzałam jeszcze raz na moją twarz w odbiciu. Okej, trzeba to zakryć, teraz przydadzą mi się moje kosmetyki. Na początek nałożyłam bazę, na siniaka pod okiem, najpierw zielony korektor, następnie biały, a na koniec rozświetlający, w porządku, widać go, ale tylko trochę. Na wargę nałożyłam trochę kremu . Na koniec pokryłam się podkładem i tuszem do rzęs. Odpuściłam sobie puder. Makijaż jest kryjący, ale nie widać, żebym nałożyła, aż tyle kosmetyków, jest lekki. Odetchnęłam i zaczęłam suszyć swoje włosy. Po skończeniu udałam się po melisę. Nadal jestem roztrzęsiona, a moje ruchy nie są zbyt precyzyjne o czym świadczą moje niezbyt dobrej koordynacji ruchowej. Jest coś koło ósmej rano, nie wiem co robić. Usiadłam na kanapie w salonie, kiedy zdałam sobie sprawę, że dość dawno temu nie miałam swojego telefonu w ręce. Podeszłam do torebki i wyciągnęłam aparat(telefon). 3 nieodebrane połączenia od mamy, kilka wiadomości od sieci i to wszystko. Zastanawiam się czy jeszcze śpi, nie będę ryzykować, zadzwonię w południe. Wkładając telefon do kieszeni usłyszałam pukanie, tylko skąd, skoro jestem przy drzwiach, a na pewno nie pochodzi ono od nich. Dochodzi z salonu, podeszłam do wejścia, zauważając Justin'a pukającego w szybę drzwi balkonowych. Stanęłam wryta. Pochrzaniło go czy coś? Podeszłam do nich i chwyciłam za klamkę. Chłopak wszedł do środka, na co ja cofnęłam się kilka kroków.
-Hej.- powiedział, jak tylko wszedł.
-Cześć.
-Dostałaś moją karteczkę, prawda? No więc, przyszedłem z kawą do Ciebie skoro jesteś chora. Tak jak się umawialiśmy, poranna kawa jest nasza.- uśmiechnął się.
-Ah, tak. Yghm, właśnie jestem chora, zarazisz się, nie powinno Cię tu być.
-Jestem odporny, spokojnie. Nawet nie wyglądasz na chorą.
-Na prawdę nie czuję się najlepiej.- podszedł do mnie, na co ja zrobiłam dwa kroki w tył.
-Ty weźmiesz koc, a ja będę siedział u siebie, żeby się nie zarazić. W porządku?
-W porządku. Poczekaj sekundkę.- powiedziałam i odeszłam do sypialni, by wziąć koc. Po chwili ruszyłam na balkon, przymykając drzwi. Wygodnie usadowiłam się na krześle, którego pochodzenie jest mi nie znane, po prostu stoi tutaj, a ja na Nim siedzę. Zauważyłam kubek z kawą, obok mojej głowy,na parapecie. Chwyciłam go i zaczęłam sączyć.
-Unikasz mnie?
-Co? Nie, po prostu jestem chora, nie chcę mieć nikogo na sumieniu.
-Um, mówiłaś, że się przeprowadziłaś, więc możesz na mnie liczyć, zawsze mogę pomóc Ci coś przenieść lub...- podrapał się po karku, próbując znaleźć odpowiednie słowo. Wydał z siebie westchnienie.- Po prostu daj znać, jeśli będziesz czegoś potrzebować.- odpowiedział zza krat, oddzielających nasze małe miejsca na "spojrzenie na świat"*chodzi o balkon.
-Dzięki.- "możesz na mnie liczyć", nie dzięki postoję.
-Um więc, jak choroba?
-Zwykła grypa.
-Przykre, że złapałaś choróbsko, tylko jak się tu wprowadziłaś, może działa tak na Ciebie zmiana otoczenia?
-Może.- mruknęłam w odpowiedzi.
-Byłaś u lekarza? Wydaję mi się, że moja siostra brała jakieś proszki na grypę, i przeszło jej szybciej.
-Ta, mam coś.
-Widzę, że nie za bardzo jesteś rozmowna.- to, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
-Nie mam siły, by dużo rozmawiać.- naprawdę czuję się słabo.
-Rozumiem. Więc, możemy pomilczeć
Siedzieliśmy na dworze grubo ponad godzinę, aż w końcu postanowiłam się odezwać.
-Justin, ja mam gościa w środku, pamiętasz? Przyjaciółka, Jessica. Powinnam trochę się nią zająć.
-Jasne. Idź, w porządku. Wpadnij kiedyś do mnie, tym razem ja coś przygotuję.- wydawał się trochę zawstydzony. (Wydawał XD, chyba jasne, że mu głupio, kiedy do Ciebie wyraźnie rwie, a Ty go spławiasz idotko)
-Pomyślę o tym.- kiedy to powiedziałam zabrałam się razem z kocem do środka.
Ruszyłam w kierunku torebki pamiętając o tym, że miałam nie odebrane połączenia od mamy. Jestem okropnie wyczerpana, a w dodatku niektóre moje rany ponownie się otwierają. Tak, wiem, jestem żałosna. Znajdując telefon, wpisałam numer mojej mamy, który znam na pamięć.
UWAGA Nie sprawdzony, chciałam jak najszybciej dodać, zrobię to jutro :)
Przepraszam za tak długą przerwę. Nie miałam dostępu do komputera przez parę dni i nie miałam jak napisać rozdziału(miałam 8 wcześniej, ale to była klapa, chcę przyspieszyć akcję), więc zrobiłam to od razu jak dostałam się do klawiatury. Gotowi na 9? Bo ja nie XD boję się jak go przyjmiecie. SKOMENTUJECIE ŁADNIE? Jeśli tak ja obiecam, dodać nn, w ekspresowym tempie :)