PRZEPRASZAM ZA TEN KOMPLETNIE NUDNY ROZDZIAŁ! TO OSTATNI Z TEJ FAZY, GDZIE NIC SIĘ NIE DZIEJE.
PROSZĘ, ABYŚCIE KOMENTOWALI. ŚMIEM PROSIĆ WAS, ABYŚCIE W KOMENTARZACH NAPISALI CO WAM SIĘ PODOBA, A CO NIE. CHCIAŁABYM ABYŚCIE POWIEDZIELI MI, CZY MAM ZAMAWIAĆ SZABLON, CZY TAKI WAM ODPOWIADA, KILKA OSÓB RADZIŁO BYM ZMIENIŁA, ŻEBY LEPIEJ SIĘ CZYTAŁO. A CO WY NA TO?
TO JAK SKOMENTUJECIE? BYŁOBY MI BARDZO MIŁO :)
BELLA
-Hej, skarbie, szykuj się na małą wizytę jutro wieczorem.- usłyszałam głos Mike'a, po czym nastał sygnał oznaczający zakończone połączenie.
Co do cholery? Jaki jest sens jego "odwiedzin"? Chyba wyraźnie dałam mu do zrozumienia, że nasz pseudo-związek nie ma racji bytu. To, że tu przyjedzie i zrobi mi kolejną awanturę nic nie zmieni. Może powinnam zacząć się przyzwyczajać do jego chamskiego zachowania? Nie rozumiem tylko tego, jak od tak, od pstryknięcia palcem, jego osobowość zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni. Człowiek nie zmienia się z dnia, na dzień. Po prostu tego nie pojmuje. Nie wiem może zostawiłam coś ważnego? Ugh, dowiem się wieczorem, chociaż szczerze, nie mam ochoty go widzieć. Może powinnam mu nie otwierać drzwi? W ogóle nie powinnam odebrać od niego telefonu. Zastanawia mnie tylko skąd wie gdzie mieszkam. Mój adres podałam tylko Jess w sms, prosząc by wysłała moją korespondencję tutaj. Ach. No tak. To na pewno jej sprawka, przyjaciółka. Ona też nie rozumie, że nie chcę go znać? Naprawdę tak trudno to zrozumieć? Wzdychając, przechadzałam się po mieszkaniu. Naprawdę jest urocze, muszę zabrać się za malowanie niedługo. Nie jest źle, ale nie lubię brudnych ścian. Mam trochę odłożonych pieniędzy, które powinny starczyć na mini-remont i kilka miesięcy życia. Nie miałam szansy ich wydać, praktycznie żyłam na koszt rodziców Mike'a. Może to był błąd, może w ten sposób myślał, że jestem zależna, że jestem jego własnością. Ciągle zadaje sobie pytanie, czy on jeszcze długo będzie uprzykrzał mi życie? Chciałabym zacząć wszystko od nowa, na nowy rachunek, czystą kartę, na własną odpowiedzialność. Póki co, na własną odpowiedzialność wejdę pod prysznic i się umyje. Zawróciłam do przedpokoju, gdzie zostawiłam wcześniej torbę. Wyjęłam z niej żel, ręcznik, bieliznę i pidżamę. Ruszyłam do łazienki. Chciałam zamknąć zamek, ale przypomniałam sobie, że mieszkam sama. Zdjęłam sandały, orientując się, że cały ten czas chodziłam w nich po moim NOWYM mieszkaniu, co do cholery ze mną nie tak? Zsunęłam spodenki i koszulkę, następnie pozbyłam się bielizny. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, niby nie tak źle, ale kupię sobie karnet na fitness. Lubię mieć wysportowane ciało, nie muskularne ale jędrne. Zdecydowanie lepiej się w nim czuję. Kładąc ręcznik na drzwiach od kabiny, mało co się nie zabiłam. Oczywiście jak zawsze wykazałam się moją niezdarnością, i potknęłam o stopień, który jest przy brodziku. Weszłam do kabiny i odkręciłam ciepłą wodę, ach jak przyjemnie, to jest to. Woda zawsze działa na mnie kojąco, tak po prostu jest. Wzięłam żel i obmyłam nim swoje ciało. Stałam jeszcze jakieś 15 minut w strumieniu cieplutkiej wody, ta, ta nie jestem ekologiczna, zamknijcie mnie za to. Złapałam ręcznik, po czym wyszłam i osuszyłam się nim. Założyłam majtki a na to długą koszulkę, jakoś jest mi tak najwygodniej. Po umyciu zębów i twarzy, ruszyłam w kierunku walizki, wychodząc z zaparowanej łazienki. Wyciągnęłam z niej mój ulubiony koc, oraz poduszkę, która jest cholernie puszysta. Nie wiem jak oni to robią, ale jest tak milusia, że spokojnie mogłabym się w niej zakochać, o ile już tego nie zrobiłam. Z moim zestawem dospania, udałam się do mojej błękitnej sypialni. Jeśli chodzi o miejsce w którym mam spać, wolę ciemniejsze kolory, zdecydowanie przemaluję to na szaro. Meble są czarne, więc dość ładnie będzie się to komponować. Rzuciłam balast na łóżko i chwilę później sama na nie opadłam. Nie wiem nawet kiedy porwał mnie sen.
*Ranek, następnego dnia*
Ze snu wybudziły mnie pieprzone promienie słońca. Cholera! Nie zasunęłam rolet. Nałożyłam poduszkę na twarz, kiedy do drzwi zadzwonił dzwonek. Przespałam cały dzień? Już jest wieczór? Zdając sobie sprawę, że słońce dopiero się wysuwa zza horyzontu dałam sobie mentalnego kopa w dupę za moją głupotę. Przecierając oczy wstałam z łóżka. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je będąc ciekawa, kto mnie z rana nawiedza, tym bardziej, że znam tu jedną osobę.
-Dzień doby czy mieszka może z panią pan Adler? Mam polecony.- spytał listonosz, no tak kogo mogłabym się spodziewać.
-Przykro mi, ale nie. Mieszkam tu jeden dzień i nie znam nikogo, może spyta pan sąsiadów, jestem pewna, że będą lepsi.
-W takim razie przepraszam za pobudkę, miłego dnia.- zmierzył moją sylwetkę wzrokiem i udał się do innych drzwi. No tak jestem w samej koszulce. Faceci, czego innego się po nich spodziewać? Taki prosty tok myślenia.
Skoro zostałam już obudzona, to chyba nie ma sensu się kłaść. Wzięłam zielony top z wcięciami z boku i kończącego się troszkę nad pępkiem oraz czarne spodenki z wysokim stanem. Zabrałam tusz do rzęs i ruszyłam do łazienki. Umyłam zęby, nałożyłam tusz, a następnie się ubrałam. Słysząc burczenie brzucha zorientowałam się, że nie mam nic do jedzenia. Czas więc na zakupy. Wzięłam moją czarną torebkę, założyłam sandały i wyszłam z domu. Zamknęłam drzwi na klucz. Zeszłam dopiero trzy schodki i bam! Jakiś idiota rozlał sok i nie posprzątał a teraz cierpi mój tyłek, cholera. Tyle dobrze, że nie upadłam na kałuże, przynajmniej nie muszę się przebierać. Chciałam się podnieść, ale mój tyłek cholernie boli, aż zajęczałam z bólu kiedy próbowałam się podnieść. Moje kluczyki były kilka schodków dalej a z torebki rozsypało się wszystko co mogło. Mamrocząc jakieś przekleństwa pod nosem próbowałam się podnieść i to pozbierać kiedy usłyszałam chichot za plecami i silną parę rąk łapiących mnie za talię, pomagając wstać, ałć nadal boli. Obróciłam się do nieznajomego i nie wierzyłam oczom. Kolejny raz mr. Bieber wyciągnął mnie z opresji. Spojrzałam na niego zszokowana równie mocno jak on.
-Och, cześć, dawno się nie widzieliśmy prawda?- zapytał kolejny raz chichocząc tym swoim głębokim, zachrypniętym głosem.
-Racja, hej. Co ty tu robisz?- spytałam cofając się.
-Tak jakby mieszkam, pytanie co ty tu robisz?
-Widzisz, jakby Ci to powiedzieć mieszkam o właśnie tu- wskazałam na moje drzwi od mieszkania.
-To mamy szczęście albo pecha, bo ja mieszkam na przeciwko.- no nieźle, dwoje przystojnych sąsiadów, może jest ich więcej?
-Dla mnie szczęście, ktoś musi mi pomagać kiedy jakiś idiota rozleje sok i go nie posprząta, a ja się na nim wywrócę.- zaśmiał się na moją poruszającą wypowiedź- Co w tym śmiesznego?
-A to, że ten idiota to ja. Ale chyba mam wybaczone, bo ci pomogłem hm?
-Ah, tak to by wyjaśniało to mokrą szmatę koło twojej nogi i to że akurat wyszedłeś. No masz szczęście, bo chociaż miałeś zamiar to oczyścić, nie zdążyłeś, no trudno. W sumie myślę że to wina listonosza. Spójrz to on mnie obudził, to przez niego zaburczało mi w brzuchu, więc chciałam coś zjeść, ale nie mam nic w lodówce, więc chciałam iść do sklepu, ale przez to, że wstałam szybciej nie zdążyłeś tego posprzątać. Tak, zdecydowanie moje myślenie jest prawidłowe.
-Y, ta. Myślę, że masz całkowitą rację. Więc masz zamiar iść do sklepu? Radziłbym jechać samochodem, tu w pobliżu nie ma sensownych sklepów.
-Cokolwiek to znaczy, masz ochotę może potowarzyszyć mi w drodze do supermarketu? Przy okazji pokażesz mi gdzie jest?
-Jasne, tyko wezmę portfel.
-Okej czekam.- powiedziałam przerzucając cały ciężar ciała na prawą nogę.
Po chwili zjawił się mój kompan.
-No to ruszajmy, wziąłem kluczyki, następnym razem pojedziemy twoim jeśli chcesz, ale teraz lepiej przyglądaj się gdzie co jest.
-Ou, a więc będą następne razy? Wspólne wypady po zakupy? Wiesz jak zaimponować dziewczynie.- wybuchłam śmiechem razem z nim.
-Masz dziś chyba dobry humor, nie mylę się?
-Tak działa na mnie piękna pogoda, dobra koniec gadania, jestem głodna.
-Okej, może chcesz zjeść coś w barze na przeciwko? Mają całkiem dobre jedzenie.
-Wiem, jadłam tam wczoraj Tacko, ale dziś wolę coś sama zrobić.
-Rozumiem.
Zeszliśmy w dół po schodach, w przyjemnym milczeniu. Pokierował nas do jego samochodu. Otworzył mi drzwi od samochodu jak dżentelmen. Bardzo miły gest. Zaprosił mnie gestem ręki do środka. Wsiadłam, cicho dziękując. Justin usiadł za kierownicą odpalając samochód. Przejechaliśmy kilka uliczek, a ja bacznie obserwowałam miejsca które mijajmy. LA jest piękne. Dojechaliśmy na parking pod marketem, kiedy ja odpinałam pasy, Juss pospiesznie wysiadł i kolejny raz otworzył mi drzwi, wysiadając skierowałam do niego słowa:
-Nie trzeba było na prawdę, dałabym radę.
-Wolałem uniknąć kolejnego urazu twojego tyłka. Tak serio, moja mama zawsze mi powtarzała że trzeba tak robić, po prostu taki odruch.
-Aww, to urocze. Twoja mama wiedziała co robi.- puściłam mu oczko, idąc w stronę drzwi od budynku. Chodziliśmy między regałami sklepu jakieś dwie godziny. Kupiłam chyba wszystko co mogłam, wydałam aż 1.196$. Ale przynajmniej mam spokój na jakiś czas. Oczywiście to nie same spożywcze rzeczy. Kupiłam różne detergenty itp. Do kupienia zostały mi tylko odkurzacz, żelazko i kilka innych potrzebnych gratów, ale to już załatwię droga internetową kiedy tylko przyjdę do domu. Ze sklepu wyjechaliśmy czterema wózkami. Podczas naszych "małych" zakupów trochę rozmawialiśmy, wygłupialiśmy się, przyjemnie toczyły nam się pogawędki, tak naturalnie i lekko, jakbyśmy się znali od lat. A propos wieku ile Justin ma lat?
-Em, Justin, tak właściwie to ile masz lat?- spytałam ciągnąć dwa wózki do samochodu.
-Dziewiętnaście skończone, a Ty?
-Osiemnaście w sierpniu.
-Patrz tyle rozmawialiśmy, a o takiej rzeczy zapomnieliśmy.- stwierdził otwierając drzwi pasażera. - wsiadaj, a ja to włożę, możesz puścić radio jeśli chcesz.
-Nie chcesz, żeby Ci pomóc? I tak się już namęczyłeś, wykorzystuję Cię.
-Lubię być wykorzystywany, a teraz sio!- zarechotał.
-Spoko, ale potem mnie nie unikaj, bo będziesz się bał, że znowu Cię w jakąś pomoc zaangażuję.- odpowiedziałam mu również żartem. Wsiadłam do samochodu i przejrzałam wiadomości na moim telefonie. 2 od Jess.
Jess: On tak bardzo prosił, nie potrafiłam odmówić. Nie miej mi tego za złe. :?Jess: Czemu się nie odzywasz? Jesteś zła? Przepraszam, chcę dla Ciebie jak najlepiej, wybacz. :(
Ja: Wiedziałaś, że nie chcę z nim kontaktu, muszę ułożyć sobie życie na nowo, a kiedy on wciąż będzie się w nim przeplatał nie mam na to szans. :/ Zrozum. Co się stało to się nie odstanie, następnym razem, proszę, nie rób czegoś wbrew mojej woli, to nie fair.Wymyślenie tego, co chciałam jej napisać zajęło mi chyba wieczność, na początku chciałam na nią nawrzeszczeć, ale to nie temat na kłótnie sms-owe, potem chciałam napisać, że się zawiodłam na niej i, że nie mogę już nikomu ufać, ale to było zbyt dramatyczne. Myślę, że taka forma powinna być okej. Po chwili dostałam od niej odpowiedz.
Jess: Och, przysięgam nigdy więcej, nie odpisywałaś cały cholerny dzień, myślałam że nie żyjesz. Nie strasz mnie tak. :D
Nie potrafię się nią długo gniewać, to mój mały anioł stróż, zawsze mi pomaga, może nie zawsze jest to trafne, ale stara się. Znamy się od maleńkości to dzięki niej wyprowadziłam się do innego miasta do liceum, ona mnie poznała z Mike'iem, z kolei ona go znała, ponieważ przedstawił ich sobie Anthony, którego poznała na targach naukowych, wiecie takie dni otwarte różnych szkół, jest od niej dwa lata starszy. Ona była juniorem, a on seniorem, tak bardzo wpadła mu w oko, że robił co tylko chciała, dał się owinąć wokół palca, to co mogę powiedzieć o ich związku jeszcze to to że, jest bardzo gorący, po prostu, zmieszał się ognień z ogniem, a z tego wyszedł jeszcze większy pożar. Kiedyś mieszkałam z rodzicami w małym mieście, Jessica mieszkała na drugim końcu miejscowości. Kiedy tylko się dało, spałam u niej, albo ona u mnie, chciałyśmy spędzać ze sobą jak najwięcej czasu. Pewnego razu, gdy się do niej wybrałam, opowiedziała mi że spotkała seksownego licealistę. Opowiadała o tym jak jej się cudnie flirtowało i rozmawiało, jaki to on jest uroczy. Oczywiście ja, jak to ja, ostrzegałam ją, żeby była ostrożna, nigdy nie wiadomo kim jest człowiek jeśli pogadasz z nim godzinę, trzeba uważać. Ona to zlekceważyła i dalej opowiadała. W końcu powiedziała mi, że umówiła się z nim na spotkanie, najpierw w naszym mieście, a potem zaprosił ją do Palm Springs, miejsca gdzie jeszcze kilka dni temu mieszkałam, ale nieważne. Więc doszło do tego, że spotykali się co tydzień przez dwa miesiące przed wakacjami, odkąd się poznali. Wtedy moja przyjaciółka wpadła na cudowny pomysł, wyprowadzenia się do internatu przy szkole w PS. Zawsze chciała tam iść, zarówno jak i ja, ale w tamtym momencie po prostu szalała. Jej rodzice wiedzieli, że nie da za wygraną, więc od razu zaczęli namawiać moich. Półtora roku mieszkałyśmy koło szkoły pod opieką nauczycieli. Kiedy skończyło się pierwsze półrocze, drugiej klasy Jess, dostała propozycję od Anthony'ego abyśmy razem z nimi zamieszkały. Na początku było nie zręcznie, prawie nie znałam Anthony'ego, a co dopiero Mike'a, John'a i Andrew Meszkałyśmy z o dwa lata starszymi facetami. To było ryzykowne. Jess była zakochana i ufała swojemu chłopakowi,i ich kumplom, więc czemu ja bym nie miała. Z resztą nie uchronimy się od tego co nam los przygotował, w końcu i tak nas dorwie. Moi rodzice nie są konserwatywni, mogę powiedzieć, że bardzo "nowocześni". Nie próbują zatrzymać swoich dzieci na siłę przy sobie, dają im wolność, tak było i w moim przypadku. Mam trójkę rodzeństwa. Katy, ma 25 lat, jest singielką, mieszka w Bostonie, David, 12 lat, mieszka póki co z rodzicami, i Ann ma 27 lat, ma pięcio-letnią córeczkę Melanie, jej facet to Rick, jest rok od niej młodszy, nie mają ślubu ale są razem od dziewięciu lat, jeśli dobrze pamiętam. Mieszkają w tym samym mieście gdzie moi rodzice, ale kilka ulic dalej, oczywiście z własnego wyboru. Potem, jakoś wszystko tak szybko się potoczyło, John i Andrew, wyprowadzili się po skończeniu ostatniej klasy, wyjechali na studia, pozostała dwójka została. Zostałyśmy my i chłopaki. Po jakimś czasie również ja i Mike staliśmy się parą. Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu i tak wyszło. Moja edukacja w szkole się skończyła. Na początku maja napisałam maturę, złożyłam podanie do uniwersytetu tutaj, i oto jestem. Wydaję się takie proste, a ile gór, musiałam po drodze przejść. Miałam trudny okres w swoim młodym życiu, kiedy moi rodzice się rozwiedli. Byłam przyzwyczajona do jednolitej rodziny. To był dla mnie szok, nie miałam pojęcia jak to mogło się stać, wydawali się tacy szczęśliwi. Oczywiście był powód, tato znalazł lepszą prace, wyjazdy, konferencje itp. Sekretarka i ta oklepana historia. Moja mama nie wybaczyła mu, on nawet nie walczył. Ich rozwód był cichy. Ojciec gdzieś wyjechał, nie utrzymywał ze mną kontaktu, załamałam się, zaczęłam brać narkotyki. Jess, zauważyła od razu, że jest ze mną coś nie tak. Mówiłam jej o tym całym gównie z moimi rodzicami, ale nie chciałam jej pomocy, kiedy próbowała mnie pocieszyć, uciekałam z mieszkania i szłam ćpać. Dla mnie relacje z ojcem były równie ważne jak z matką. Nie mogłam przetrawić tego, że się do mnie nie odzywał. Obwiniałam o to siebie, nienawidziłam się za to. Moja psychika była osłabiona nie tylko przez tą sytuację z rodzicami, to był dodatek, który jeszcze bardziej mnie załamał. Ujmę to tak, są w życiu chwile, gdy myśli się, że gorzej już być nie może, wtedy życie podejmuje wyzwanie, i kopie Cię w tyłek kolejny raz, mocniej lub lżej. Odpływając w moich rozmyśleniach nawet nie zauważyłam, że jesteśmy pod kamienicą. Kiedy Justin wsiadł? Cholera, chyba bardzo odpłynęłam.
-Przepraszam, totalnie zniknęłam na jakiś czas.- spojrzałam na jego idealnie wyrzeźbioną szczękę.
-Jest okej widocznie miałaś coś ważnego do przemyślenia.- odpowiedział, patrząc na mnie.
-Ta. Ale może wynagrodzę Ci te męczarnie na zakupach obiadem? Dziś kuchnia serwuje, niech pomyślę......, to może dorsza po włosku i koktajl ananasowy, co ty na to?
-Brzmi bardzo dobrze, chyba się skuszę.- posłał mi uśmiech który odwzajemniłam.
6 stron, 2 505 słów. Niby nic się nie dzieje, ale dowiedzieliście się trochę o Belli, ahhhhh nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów. Namęczyłam się przy tym rozdziale, jak nigdy. Liczę na Wasze opinie w postaci komentarzy. Zapraszam również na ask'a. W przyszłym rozdziale nie zabraknie emocji, to mogę Wam obiecać :)
Świetne! Dawaj szybko następny <3
OdpowiedzUsuńjeju, jesteś tak niesamowitą pisarką *.* ten blog jest jednym z najlepszych jakie czytałam ;))) nie mogę się doczekać kolejnego ^^ weny życzę <3
OdpowiedzUsuńŚwietny ♡ Justin jest taki pomocny i uroczy ♡ czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńsuper <3
OdpowiedzUsuńSkoro zależy ci na opiniach, masz moją:
OdpowiedzUsuńOgólnie to opowiadanie jest pisane dobrze, czasami zdarzają Ci się niewielkie błędy ortograficzne, lub językowe (powtórzenia). Wydaje mi się jednak, że samo opowiadanie jest godne uwagi, nawet jeśli co jakiś czas dostrzeże się tam błędy... W końcu, przecież każde opowiadanie musi zawierać jakiś błąd :)
Kiedy Bella zaczęła rozmyślać o swoim życiu (czyli opowiadać o rodzicach itp.) to ja sama odpłynęłam! Nie zrozum mnie źle, ale opis był tak szczegółowy, że stał się nudny. Sama to pewnie zauważyłaś, bo napisałaś, że męczyłaś się pisząc to. Pisanie ma być ZABAWĄ! Kiedy kolejny raz siądziesz do szczegółowego opisu spróbuj go czymś zastąpić! :)
I kolejna rzecz: przewidywalność. Tego w opowiadaniach najbardziej nie lubię, kiedy mogę przewidzieć co się wydarzy. Strzelam, że w następnym rozdziale kiedy Justin będzie u Belli na kolacji wpadnie do nich wściekły Mike... I tak dalej, i tak dalej.
Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe. Nie krytykuję cię tylko odpowiadam na twoje pytanie odnośnie tego co mi się podoba, a co nie. Podobać, podoba mi się całe opowiadanie. Mogłabyś tylko popracować nad tą przewidywalnością i potrzymać czytelników troszkę w napięciu :)
Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, w którym emocji nie zabraknie.
Liczę na to! :)