czwartek, 26 czerwca 2014

5. 1:0 for them.

DZIĘKUJĘ ZA KOMENTARZE I PONAD 4TYŚ WYŚWIETLEŃ <3


I. JEDNA OSOBA BYŁA NAPRAWDĘ BLISKO, PODAŁA "1:0", WIĘC DODAJĘ DZIEŃ PÓŹNIEJ, ALE JEST. JAKIEŚ KOMENTARZE BĘDĄ HM?
II. Tradycyjnie zapraszam na ask'a w razie jakichkolwiek pytań.
III. Powstała właśnie zakładka, która służy do podsyłania waszych blogów (linków). Mój blog nie jest sławny, ani nie ma zbyt wielu wyświetleń, więc nie rozumiem dlaczego w komentarzach wklejacie linki. Ale, skoro podrzucacie, to czemu nie uporządkować tego? Proszę, abyście nie spamili nimi w komentarzach(od teraz będą usuwane) pod postami, ale wpisywali w komentarzach w zakładce "WASZE BLOGI" (jakiś krótki opis, też będzie ok), jeśli będzie ich dużo, pomyśli się o rozwinięciu tej zakładki. 
IV. Nie pytajcie o rozdział w komentarzach, jest ask.
V. Zauważyliście, że tytuł posta jest ZAWSZE w tekście(pogrubioną czcionką)? 
VI. Powstało sporo nowych zakładek.
VII. Powróciliśmy do białego szablonu, trochę ulepszony. Jak się podoba

No mam, nadzieję, że dotrwaliście, sama aż się zmęczyłam. :)

MIŁEGO CZYTANIA
 

JUSTIN'S POV
Uśmiechnąłem się spoglądając na śliczną dziewczynę z wciąż rozmazanym tuszem. Maska którą przybrała wydawała się nieprawdopodobnie realistyczna. Uśmiechała się i śmiała. Po całej akcji z jej chłopakiem, mogę się tylko domyślać, co się dzieje w jej życiu. Przykro mi, że taka drobna i krucha osoba, musi przeżywać coś takiego, ze strony osoby, której prawdopodobnie ufała. Podłożyłem lewarek pod zawieszenie samochodu, następnie go podniosłem, odkręciłem koło i założyłem nowe. Jest 30 stopni, zmęczyłem się trochę, więc wziąłem łyka wody.

-Okej. to gdzie te ciastka?- spytałem patrząc na Belle.
-Dzięki za pomoc, na prawdę masz wprawę szybko sobie poradziłeś. A ciastka, tutaj.- odpowiedziała podając mi torebkę w biało niebieskie paski.
-A ty? Nie jesz?
-Ha, widzisz, ja po prostu lubię jeść i długa droga przede mną. Zaopatrzyłam się w kilka porcji moich pyszności. Um, przepraszam, trochę to dziwnie zabrzmiało, jakbym miała jakąś obsesję na punkcie słodyczy.- powiedziała uśmiechając się i wyciągając kolejną torebkę słodkości, mimo zepsutego makijażu spływającego po jej twarzy, wyglądała niesamowicie gorąco.
-To było urocze. Mogę?- spytałem podchodząc do niej i wyciągając rękę.
-C-co chcesz zrobić?- spytała nie spokojna.
-Wyluzuj, nic czego byś sobie nie życzyła.- powiedziałem wycierając jej tusz, opuszkami moich palców. - Już po krzyku, powinnaś teraz dostać nalepkę "dzielny pacjent"
-Um, dzięki. Pewnie wyglądam jak potwór i nie mogłeś na mnie już patrzeć.- powiedziała spuszczając głowę.
-Przestań, wcale nie. Po prostu, ten rozmazany tusz przypominał mi, że płakałaś. A ja nie lubię kiedy dziewczyny są przygnębione.
-Dziękuję jeszcze raz. Ile się należy za pomoc?- spojrzałem na nią zdezorientowanym wzrokiem po tym co powiedziała.
-Jak sama powiedziałaś to była pomoc, myślę, że prawdziwa pomoc powinna być bezinteresowna, przyjemność po mojej stronie, po za tym, mam twój numer i moja w tym głowa, by go odpowiednio wykorzystać. W sumie wychodzę na swoje- powiedziałem puszczając jej zalotny uśmiech, może nie zbyt na miejscu, ale to nie zależy ode mnie, samo tak wychodzi, natury nie oszukasz. Kończąc ciastko, zacząłem zbierać narzędzia, zepsute koło włożyłem w miejsce zapasowego, następnie ułożyłem walizki w bagażniku.

-Okej gotowe, to do zobaczenia hm? Czas ruszać w drogę.
-Jasne, do zobaczenia.

Zabrałem koszulkę, wycierając w nią ręce i ruszyłem do samochodu, wyjąłem kluczyki z tylnej kieszeni i wsiadłem do środka. Spojrzałem w lusterko i odkleiłem plasterek. To musiało naprawdę zabawnie wyglądać. Odpaliłem silnik i ruszyłem do domu.

BELLA'S POV

Kiedy Justin odszedł wsiadłam do samochodu i oparłam moją głowę o kierownice. Ciężko mi jest przenieść się z dnia na dzień do miasta którego nie znam, a co najgorsze sama. Cholernie się boję czy sobie poradzę. Wzięłam dwa głębokie wdechy, ustawiłam nawigację na adres w którym będę mieszkać. Rutherford 34 LA, mój nowy adres. Skupiłam się na drodze nie chcąc spowodować wypadku, i tak nie jestem w najlepszej kondycji w dodatku jeśli byłabym rozkojarzona, nie wiele trzeba do tragedii. Przez całą drogę po prostu tępo gapiłam się w jezdnię. Nie puściłam nawet radia. Kiedy dojechałam był już późny wieczór. Powoli zaczynała robić się szarówka. Zadzwoniłam do właściciela mieszkania, prosząc go o to by dostarczył mi klucz. Szczerze nie podoba mi się ta okolica, wjeżdżając na docelową ulicę po drodze minęłam nocny klub, klub go go, kasyno i kilka kawiarni, dziwne miejsce. Po chodnikach kręcą się jakieś typy spod ciemnej gwiazdy. Chryste gdzie ja jestem. Przecież to nie BRONX. No to nieźle się urządziłam. Nocne życie na dobre się jeszcze nie rozpoczęło, a Ci ludzie po prostu szukają jakiejś bójki czy czegoś tym rodzaju. Zatrzymałam się przed drzwiami, łatwiej będzie mi cokolwiek zanieść na górę, parking był z drugiej strony, jak wcześniej poinformował mnie starszy pan. Miałam zamiar wyjść i rozprostować nogi, ale dzięki posiedzę nie mam ochoty na gwałt lub złamany nos. Poczekam sobie w samochodzie. W co ja się wpakowałam, to miejsce jest okropne a propos, usłyszałam pukanie w okno samochodu i natychmiast zorientowałam się jak bardzo moje życie kocha dawać mi do zrozumienia, że uwielbia kopać mnie w dupę. Przez moją głowę przeleciały miliony myśli czego mogą ode mnie chcieć te osiłki, znowu pukanie tym razem głośniejsze i z moją nową ksywką "Ej lala otwórz, chcemy pogadać", świetnie czy ja wyglądam jak pieprzona Barbie? Nie sądzę. Powiedziałam pod nosem wszystkie przekleństwa jakie tylko znam i uchyliłam okno o centymetr tak, żebym mogła słuchać.

-T-tak? Słucham? W czym mogę pomóc.- odpowiedziałam drżącym głosem, próbując grać twardą.
-Ej niunia, chyba się nie boisz co? Opuść tą szybę to pogadamy.- odezwał się jeden z nich, zdecydowanie najstarszy.
-Myślę że nie mamy za bardzo o czym.- powiedziałam tym razem pewna siebie, hej w końcu jestem w samochodzie, co mogą mi zrobić?
-Możemy pogadać o tym co taka śliczna panienka jak Ty robi w takiej okolicy jak ta?- cholera nie powiem, że tu będę mieszkać.
-Zgłodniałam i miałam nadzieję że jest tu restauracja, niestety myliłam się.
-Nie, restauracja jest na przeciwko twojego autka, mało spostrzegawcza jesteś niunia.- kurwa. 1:0 dla nich. Co teraz?
-Och, wiesz wydaje mi się, że jest zamknięta.
-Całodobowa skarbie, jeśli chcesz dotrzymamy Ci towarzystwa.- odezwał się drugi. Nie powiem, nie widziałam ich wszystkich, ale jeśli wyglądają jak on, to chyba dołączę do jakiejś,grupy przestępczej, cholera jest gorący gdyby nie miał tylu tatuaży i takiego przeraźliwego tonu, chętnie bym z Nim wyszła, jest całkiem niezły, hola, hola on Cię dręczy. Co z Tobą dziewczyno?
-Nie będę Wam zabierać czasu, pójdę sama, dam sobie radę.- nie mam wyjścia muszę wyjść i pójść do restauracji, zabrałam torebkę i kluczyki, a następnie otworzyłam drzwi uprzedzając, że wychodzę. Grunt to nie pokazać, że mój tyłek trzęsie się ze strachu. Kurczowo trzymałam torebkę przy sobie, szybko zamknęłam samochód i ruszyłam do miejsca w którym miałam zjeść. Poczułam uścisk na moim ramieniu, delikatny ale poczułam.

-Odmówisz mi? Możemy pójść razem? Ja zapraszam.- och, nie, daj se siana koleś.
-Okej, ale ja płacę za siebie a Ty za siebie, to nie będzie żadna randka.
-Ałć, ranisz.- aha, okej. Weszłam do środka, w sumie na serio jestem głodna.
-Jest tu coś zjadliwego?- spytałam, nawet nie zastanawiając się czy dobrze robię, przebywając z obcym, trochę groźnie wyglądającym facetem.
-Większość rzeczy jest okej, ale ja najbardziej lubię Tacos, jest najlepsze jeśli chodzi o to miejsce.
-Okej to ja też to wezmę.- podeszłam do dziewczyny która stała za kasą, w kusej spódniczce, i jakby bluzce ale mogę się mylić, po prostu owinęła czymś swoje cycki.
-Cześć um..- spojrzałam na jej plakietkę- ..Devone, mogę prosić dwa razy Tacos?- spytałam grzecznie.
-To będzie 20$, coś do picia?- spytała jakby od niechcenia, przerzucając gumę na drugi bok jej paszczy, która nawiasem mówiąc miała kilka kilogramów zaprawy murarskiej na swojej powierzchni, serio, dziewczyno, ile można nałożyć tapety?
-Ja poproszę fantę
-Ja też- odezwał się...właśnie jak on ma na imię?
-Należy się 25$.- gdy powiedziała, wyjęłam banknoty z portfela i położyłam na ladzie, ruszając do stolika po.
-Okej niech stracę ja płacę, za to Ty masz dopilnować, żeby żaden z Twoich kumpli nie porysował mi samochodu, byłabym szczęśliwa.
-Masz to jak w banku, nawet o tym nie pomyśleliśmy, załatwiamy swoje sprawy, nie gnębimy ludzi.- powiedział siadając.
-Skoro mamy razem jeść to jestem Isabella.- zagadnęłam wyciągając rękę.
-Cole(czyt.kol)- podał mi swoją również. Siedzieliśmy przez chwilę w niezręcznej ciszy, kiedy zadzwonił mój telefon. Przeprosiłam i odebrałam.

-Tak?
-Witam panienko Jones. Jestem pod kamienicą gdzie się pani podziewa?
-Już idę, poszłam tylko po coś do jedzenia, zjawiam się w trzy sekundy.

-Zaraz, wracam, zaczekasz tu z naszym jedzeniem? Obiecuję wrócę za minutkę.
-Jasne, pomóc Ci może w czymś?- spytał.
-Dam radę dzięki.

Wyszłam na zewnątrz odebrać kluczę. Podeszłam do mężczyzny stojącego przy drzwiach budynku.

-Dziękuję bardzo, że zjawił się pan tak szybko.- powiedziałam odbierając klucze.
-Nie ma za co, dziecko, jeśli będziesz czegoś potrzebować zadzwoń, i uważaj, ta okolica nie jest bezpieczna. Nie radzę Ci się plątać samej po nocy.
-Zauważyłam, ale dziękuję bardzo.- posłałam uśmiech mężczyźnie i wróciłam do restauracji, albo raczej baru, tak to dobre określenie.

-Jestem.- powiedziałam siadając na miejscu.
-Widzę. Okej teraz powiedzieliśmy sobie kilka oczywistych faktów, a ja chcę wiedzieć coś nieoczywistego. Gdzie byłaś?
-Om, uh, ten no na zewnątrz.
-Och, daj spokój, możesz mi powiedzieć. Zaborczy chłopak?
-Masz mnie.- ta, gdyby to był mój chłopak śmiało mógłbyś powiedzieć że upadłam na głowę. W sumie fajnie, że sam sobie odpowiedział. Ale chyba jest trochę tępy, bo widział przecież, że byłam sama w samochodzie. Chociaż w sumie nie wiem co sobie pomyślał.
-Okej jedzmy.- powiedziałam chcąc zamknąć jego buzię by nie zadawał już pytań.
Wzięłam pierwszego kęsa. To jest na prawdę dobre. Po spałaszowaniu pożegnałam się z nowo poznanym chłopakiem i wsiadłam do samochodu. Musze chwilę poczekać, żeby sobie poszedł, w końcu muszę się jakoś dostać do mieszkania. Kiedy zniknął z mojego pola widzenia wysiadłam i wzięłam jedną z mniejszych walizek, torebkę i torbę z podstawowymi kosmetykami, jest ciemno, nie będę teraz tego targać. Zamknęłam samochód i ruszyłam, ciągnąć po schodach walizkę.

-Kłamczucha- rozbawiony głos powiedział, a ja podskoczyłam ze strachu, to Cole.
-Ups.- zagryzłam wargę ze zdenerwowania.
-Czemu mi nie powiedziałaś?
-Bo tak jakby Cię nie znam, a teraz pozwól, wczołgam się z moją walizką na drugie piętro.
-Daj mi to, mieszkam na czwartym. Pomogę Ci, wyluzuj i nie bój się mnie, gdybym chciał zrobić Ci krzywdę, zrobił bym to już dawno. - zabrzmiało jak groźba.
-Nie boję się Ciebie, po prostu lubię być samodzielna.
-Cokolwiek.- powiedział biorąc ode mnie walizkę i torbę.
-Um, mimo wszystko dzięki za pomoc.- powiedziałam wchodząc po schodach. Zatrzymałam się przy numerze 9.
-Okej, dzięki to tutaj, dalej sobie poradzę.
-Nie zaprosisz mnie?
-Och, czy Ty się wpraszasz?- spytałam udając urażoną.- Przepraszam, ale padam, jechałam jakieś 700km drugi dzień z rzędu i mam dość. A po za tym, pierwszy raz widzę moje mieszkanie, chcę z nim poprzebywać sam na sam, zrozum.- posłałam mu przepraszający usmiech.
-Okej, rozumiem.- czy mi się zdaje czy on jest trochę arogancki? Ech, chłopcy.
-Dobranoc.- pomachałam mu wkładając klucze do zamka.
-Dobranoc.- powiedział i ruszył schodami do siebie.
Wciągając moje rzeczy do środka odetchnęłam z ulgą, nareszcie sama, w moim własnym mieszkaniu. Rozejrzałam się po przedpokoju, tak trzeba będzie go odmalować. Zostawiłam bagaże i poszłam porozglądać się, nie wiele mi to zajęło ponieważ nie jest to zbyt duża powierzchnia. Wszystkie ściany trzeba będzie odmalować. Ale meble za to są piękne. Usłyszałam dźwięki piosenki Indila- Derniere Danse i ruszyłam w stronę torebki by odebrać telefon. Nie patrząc na wyświetlacz nacisnęłam zieloną słuchawkę.

-Halo?

                                                                                                                                

6 stron, 1704 wyrazów. Któż to po nocy dzwoni do naszej Belli? Jak rozwinie się wątek z panem Cole'm? Sąsiedzi hm? Czy Devone to epizodyczna postać?
Liczę na Wasze opinie w postaci komentarzy. ;) Do następnego.












sobota, 21 czerwca 2014

4. Help.

Mile widziane wasze opinie w postaci komentarzy :) Zapraszam również na ask'a.

Co sądzicie o nowym wyglądzie? Sama robiłam, więc jestem trochę dumna, jednak jakoś bardziej przekonywał mnie ten pierwszy. Wolicie stary czy nowy(zagłosujcie w ankiecie)? PS: Niespodzianka pod rozdziałem.


ISABELLA
......ujrzałam Mike'a. Skąd on tu? Jak? Po co? Ktoś mi wytłumaczy? Zastygłam z tą skrzynka w ręce i patrzyłam się na niego przez chwilę z otwartą buzią jak na jakąś zjawę. Kompletnie się tego nie spodziewałam, ale to chyba można wywnioskować po mojej postawie, nie muszę nic mówić.

-Cześć.- powiedział Mike.
-Czego ode mnie chcesz?- warknęłam, zirytowana jego obecnością.
-Chcę żebyś ze mną wróciła, skarbie.
-Oh nie skarbuj mi tu, nie rozumiesz że jak ktoś zabiera wszystkie rzeczy i oddaje klucze to najwyraźniej nie chce mieć z Tobą NIC wspólnego? Mam Ci to na kartce napisać?
-Rozumiem że masz prawo być na mnie zła, ale co to za miłość bez tragedii?
-Przepraszam, co?- wydawało mi się, że się przesłyszałam.
-Pytam, co to za miłość bez tragedii?
-Jesteś nienormalny.- wybuchłam. - Czy ty siebie słyszysz? Jak chciałeś tragedii to zagraj sobie w jakimś filmie.
-Ja wiem, ale po każdym upadku trzeba się wznieść, możemy to zrobić to razem.
-Trzy razy nie, dziękujemy, wolę się sama podnieść.
-Bella, nie rób dramatu, ile razy mam Cię jeszcze przepraszać?
-Zero, bo i tak nigdy Ci nie wybaczę.
-Czy Ty kurwa nie rozumiesz że Cię kocham?
-W dziwny sposób to okazujesz.
Mike popchnął mnie na samochód i przyparł swoim ciałem o moje, ręce trzymał mi nad głową.
-Zrozum, nie chciałem, byłem sfrustrowany, potrzebowałem tego, a ty nie chciałaś.
-Czyli teraz to moja wina, tak?
-Kochanie źle mnie zrozumiałaś, proszę.
-Mike, ja nie mogę, nie chcę, nie po tym. To Ty zrozum, zraniłeś mnie. Jeśli naprawdę byś mnie kochał nie zrobiłbyś tego.
Podniósł palcami moją brodę i wpił się w moje usta. Zaskoczona tym co zrobił stałam oniemiała, nie wiedząc co zrobił. Rękami złapał za moje pośladki, przez co zaczerpnęłam powietrza, on w tym momencie wsunął swój język do mojej buzi. Jezu, tęskniłam za Nim. Pocierał moje boki a ja zarzuciłam swoje ręce na jego kark. Podniósł moje nogi chcąc abym je wokół niego owinęła, tak też zrobiłam. Byliśmy tak blisko siebie, że nie wiem czy można by wcisnąć kartkę pomiędzy Nas. Kiedy dotarło do mnie, że to było złe i dawałam mu tylko zgubną  nadzieję, odwinęłam ręce i nogi z jego ciała. Odsunęłam rękoma jego klatkę piersiową, tak by zachować dystans. Oddychaliśmy szybko.

-Mike, powiedzmy, że to było pożegnanie. Nie wrócę do Ciebie. Ja nie....- nie dokończyłam.
-Co ty nie?
-Przepraszam, ale ja Cię nie kocham, nie kochałam. Było fajnie, ale to jest ten moment w którym oboje musimy poszukać czegoś prawdziwego, twoja zdrada, i to co się wczoraj stało to po prostu był znak, że nasz czas się skończył. Myślę, że nie powinniśmy wychodzić ze sfery "przyjaciele", przez to spieprzyliśmy taką ładną przyjaźń. Nie miej mi za złe, ale nie chcę Cię już nigdy widzieć.
-To co to do kurwy było? Pożegnanie? Nigdzie nie jedziesz, wracamy razem.
-Zostaw mnie w spokoju!- krzyknęłam.
Mike złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć do swojego samochodu kiedy ja się wyrywałam, czy on jest nienormalny? Zaczęły mi płynąć łzy z oczu. Nie wierzę, że aż tak się co do niego pomyliłam. Kiedy zaczęłam przeklinać swoje życie i wybory zauważyłam zatrzymujący się samochód. Wysiadł z niego pospiesznie szatyn w okularach, dżinsowych spodniach i białej koszulce w serek. Podbiegł do Nas. Chyba zauważył, że coś jest nie tak, dzięki Bogu.

-Hej, Ty!- zwrócił się do Mike'a, zdejmując swoje okulary z nosa i roztrzaskując je o betonową powierzchnię- nie widzisz że dziewczyna nie ma ochoty z Tobą nigdzie iść? Puść ją!
-A Ty co? Obrońca uciśnionych kobiet? Poradzimy sobie sami.- złapała mocniej za moją rękę i pociągnął do siebie tak mocno, że prawie się wywróciłam.
-Jeśli będzie trzeba to tak. Zostaw ją, krzywdzisz swoją przyjaciółkę, spójrz na jej ręce.- Mike zwrócił wzrok na moją rękę i momentalnie poluźnił uścisk. Ale za to złapał mnie mocniej w talii.
-Lepiej rycerzu? A teraz spierdalaj, zanim Ci coś zrobię. To nasze sprawy.
-Nie są Wasze kiedy robisz to na moich oczach. Puść jej rękę albo inaczej pogadamy- odparł nieznajomy.
-Mike puść mnie proszę.- powiedziałam cicho próbując zatrzymać swoje łzy, czuję się jak szmaciana lalka.
-Słyszałeś?- znowu odezwał się szatyn.
-Spierdalaj.- Mike obrócił się w stronę samochodu, pociągając przy tym mnie. Nagle poczułam wolną talię. Spojrzałam w bok i ujrzałam Mike'a leżącego na ziemi z zakrwawionym nosem a na Nim okładającego go nieznajomego. Matko boska. Szatyn zszedł z niego wrzeszcząc , że ma wracać skąd przyjechał i więcej mnie nie nękać bo skopie mu dupę jeszcze bardziej. Mike widocznie widząc, że nie ma szans odszedł do swojego samochodu rzucając parę przekleństw w naszą stronę i odjeżdżając. Wytarłam swoje policzki z łez, wiem zapewne jak teraz wyglądam, jestem tym wszystkim cholernie zmęczona. Spojrzałam się na nieznajomego. Leciała mu z wargi krew, oberwał, cholera.

-Wszystko w porządku?- zapytał mnie. Moje usta utworzyły się w literę "O".
-Ta.ak, znaczy dziękuję za pomoc. Ale Ci za to leci krew.
-Jest w porządku, nie ma za co. Nie martw się o mnie.
-Nie czekaj mam apteczkę w samochodzie, pomogę Ci.
-Nie trzeba.- próbował się stawiać.
-Nie, to moja wina, więc chociaż tak mogę Ci się odwdzięczyć.
Podeszłam do samochodu, otworzyłam drzwi i zanurkowałam pod tylne siedzenie, przerzucając kilka toreb, znalazłam apteczkę. Poprosiłam chłopaka aby podszedł do samochodu bym mogła mu to swobodnie opatrzyć. Oparł się o samochód, a ja postawiłam białe pudełko na dachu. Wyjęłam wodę utlenioną, gaziki, wilgotne chusteczki i cienki plaster.

-Mogę?- spytałam nie pewnie, trzymając nawilżony materiał.
-Jeśli musisz to proszę, nie gryzę.- uśmiechnął się zawadiacko.

Przyłożyłam materiał do jego ust i zaczęłam pocierać krew. Z całej siły starałam się stać na tyle daleko na ile jest to możliwe, by nie dotykać go moimi piersiami. Przez moją pozycję było mi trochę nie wygodnie. W dodatku, patrzył przez cały czas mi w oczy, co mnie lekko peszyło. Polałam jego niewielkie rozcięcie środkiem dezynfekującym, skrzywił się trochę na tą czynność. Zakleiłam ranę i się odsunęłam się.

-Gotowe, polecam się na przyszłość.- uśmiechnęłam się i zaczęłam sprzątać.
-Dzięki. Mógłbym Cię o coś poprosić? Wiesz w zamian za uratowanie tyłka.- spytał drapiąc się po karku i przygryzając wargę.
-Jasne, o co chodzi?- zapytałam ciekawsko.
-Co Ty na to żebym dostał Twój numer telefonu?
-Oh, um jasne, ale wątpię żebyśmy jeszcze kiedyś się spotkali, jadę do Los Angeles.- powiedziałam idąc po telefon.
-To świetnie, bo ja tam mieszkam.
-Ou. No tak to jest przecież droga prowadząca do tego miasta.- kopnęłam się mentalnie w dupie za moją głupotę, mogłaś wymyślić coś mądrzejszego.
-To może wymienimy się?- spytał.
-W porządku.- powiedziałam podając mu mój telefon odbierając równocześnie jego.
Wpisałam swój numer, podpisując się "Isabella Angel Jones". Kliknęłam zapisz i oddałam mu jego srebrnego Iphone'a, tym samym zabierając mój. Wsunęłam go do tylnej kieszeni szortów.

-Justin. -zagadnął wyciągając rękę.
-Oh, um, Isabella- odpowiedziałam podając również rękę, którą chwycił i pocałował. No, no mamy do czynienia z synkiem mamusi.
-Mogę wiedzieć o co chodziło?- spytał, przeszywając mnie wzrokiem.
-Tak, myślę że tak. Więc, rozstaliśmy się wczoraj, oto cała historia. - powiedziałam wymijająco nie chcą zagłębiać się we wczorajsze wydarzenia, w dodatku, mówić obcemu facetowi o moich problemach, już wystarczająco dużo się napatrzał na ten cyrk.
-Przykro mi.
-Mnie nie, ale przykro mi że musiałeś to widzieć.
-Każdy ma czasem problemy- tak tylko że ja mam je cały czas, dodałam sobie w głowie. Niby wszystko pięknie, mieszkam sobie z przyjaciółmi w pięknym domu, za darmo, z chłopakiem, który zapewnia mi bezpieczeństwo, no przynajmniej do czasu kiedy on sam nie staje się niebezpieczeństwem, kończę szkołę z niezłymi ocenami, przyjmują mnie na wymarzone studia. Ale po drodze zaistniało wiele sytuacji które chciałabym wymazać z pamięci.
-Racja.
-Do czego Ci te narzędzia?
-Znasz może powiedzenie "jak się pieprzy, to się pieprzy wszystko"? Bo ja, aż za dobrze. Kiedy jechałam usłyszałam jak dziwnie warczy silnik, a potem huk, wysiadłam sprawdziłam, pęknięta opona, podeszłam żeby sprawdzić co z silnikiem, nie znam się, ale widziałam że z niego dymi i coś tryska. Moje szczęście.
-Mogę to zobaczyć?
-Nie, nie trzeba, chciałam to jakoś sama ogarnąć, a jak sobie nie poradzę to zadzwonię do mechanika.
-Nie pytałem czy trzeba, tylko czy mogę.- uśmiechnął się pocieszająco- sama nie dasz rady, to już wiemy, a mechanik przyjedzie pewnie za jakieś dwie, trzy godziny.
-Nie chciałabym Ci się narzucać, ale skoro nalegasz, proszę.- powiedziałam podając mu kluczyki.
-Widzę, że już byłaś gotowa się w tym sama grzebać- powiedział wskazując skrzynkę z narzędziami.
-O, tak, pokładałam wielkie nadzieje w moje umiejętności. Ale nie mam szansy się wykazać, chociaż wciąż twierdzę, że świetnie bym sobie poradziła.- stwierdziłam z pewnym siebie uśmiechem.
-Jasne.- rzucił sarkastycznie, podchodząc do maski.
Słońce grzeje dość mocno, pewnie jest mu gorąco, należy, mu się chociaż woda za jego pomoc. Złapałam butelkę i podeszłam do maski samochodu, zdjęłam wzrok z moich stóp i podniosłam głowę spoglądając na goły tors szatyna. Wbiłam wzrok w wodę i chrząknęłam.

-Przyniosłam Ci wodę, jest gorąco i może Ci się przydać, jeszcze raz dziękuję za pomoc.- powiedziałam czując piekące policzki, to krępująca sytuacja.
-Dzięki.- powiedział i poczułam ja bierze z mojej ręki wodę, starałam się patrzeć wszędzie tylko nie na niego.
-To, jak idzie? Pomóc Ci w czymś?
-Jest okej, dam radę, to tylko drobna usterka, pięć minut i zajmę się kołem.- powiedział śmiejąc się.
-Przepraszam, ale nie rozumiem, co Cię tak bawi?
-Ty.
-A co we mnie takiego zabawnego?- powiedziałam zakładając ręce na piersi, nadal nie patrząc w jego stronę.
-Czemu na mnie nie spojrzysz Bella?- znowu zachichotał.
-Czy to konieczne? Chyba nie jestem na jakiejś wystawie, a Ty nie jesteś jakąś figurą czy czymś, mylę się?- powiedziałam próbując udać zniesmaczoną i uciec od patrzenia na niego. To nie tak, że nigdy nie widziałam faceta bez koszulki, ale to jest krępujące.
-Spójrz na mnie, to sama przyjemność.
-Och, widzę że ktoś tu ma duże-ego.- powiedziałam to dość szybko co zabrzmiało jakbym powiedziała dużego.
-Masz skaner w oczach? Ale nie mylisz się, księżniczko.- o matko, na serio tak zabrzmiało.
-Powiedziałam duże   ego.- odparłam śmiejąc się i tym razem robiąc znaczną przerwę między dwoma wyrazami.
-Widzisz, pogadaliśmy sobie, i po robocie. Teraz możemy przejść do koła.
-Okej.- ruszyłam do bagażnika, otwierając go i wyjmując walizkę. Oraz następną większą która, cholera była za ciężka i mnie przygniotła prawie przewracając na ziemię.
-Nie lubisz prosić o pomoc co?- zagadnął Justin trzymając mnie w talii. Zgadliście kolejny raz Justin aka książę na białym koniu mnie "ocalił" czy to nie zabawne? Co do cholery?
-Dzięki. Po prostu lubię być samodzielna, ale z Tobą nie bardzo mi się to udaje.
-Mam miękkie serce kiedy widzę takie biedne i nieporadne dziewczyny, po prostu taki odruch.
-Bardzo miły.- szatyn wyciągnął resztę walizek, a następnie wyciągnął koło i lewarek.
-Masz ochotę na ciastka?- zapytałam
-Jeśli masz ochotę mnie pokarmić jasne, bo teraz akurat mam zajęte ręce.
-No tak, ciastka mogą chwilę poczekać.

                                                                                                                              
6 stron, 1773 słowa. Zarówno nasza nieśmiała Bella jak i pewny siebie Justin Was zaskoczy, ale to później XD. Następny rozdział będzie zawierał punkt widzenia Justin'a zobaczymy co mu w duszy gra. :D

NIESPODZIANKA
Więc, jeśli zgadniecie jaki jest tytuł następnego rozdziału dodam go w środę wieczorem. Oto kawałek tekstu z którego musicie odgadnąć tytuł. Powodzenia :)
To nie jest rozmowa Justin'a i Belli :)
  
-Możemy pogadać o tym co taka śliczna panienka jak Ty robi w takiej okolicy jak ta?- cholera nie powiem, że tu będę mieszkać.
-Zgłodniałam i miałam nadzieję że jest tu restauracja, niestety myliłam się.
-Nie, restauracja jest na przeciwko twojego autka, mało spostrzegawcza jesteś niunia.- kurwa. 1:0 dla nich. Co teraz?
-Och, wiesz wydaje mi się, że jest zamknięta.
-Całodobowa skarbie, jeśli chcesz dotrzymamy Ci towarzystwa.- odezwał się drugi. Nie powiem, nie widziałam ich wszystkich, ale jeśli wyglądają jak on, to chyba dołączę do jakiejś,grupy przestępczej













sobota, 14 czerwca 2014

3. Fucking car, fucking boyfriend, fucking everything

Dziękuję za 2000 tyś wyświetleń i komentarze :)

To ostatni rozdział w którym nie ma Justina, i taki "wprowadzający w Belle" XD jak to brzmi(wcale nie spojleruje). 

Mile widziane Wasze opinie w postaci komentarzy. 
Zapraszam również na ask'a. *u góry klikacie i was przekierowuje* 



ISABELLA
Położyłam walizki tuż koło mojej sporej szafy. W sumie nie wiem co spakować. Nie wiem czy tu jeszcze wrócę. To miejsce znaczy dla mnie tak wiele, tu się zaczęła moja samodzielność, w tym miejscu zrobiłam wiele rzeczy pierwszy raz. Tutaj spotkałam pierwszy raz mojego pierwszego chłopaka, tu się pierwszy raz z nim pocałowałam, tutaj pierwszy raz przypaliłam kurczaka, pierwszy raz zobaczyłam niechcący uprawiających sex przyjaciół, tutaj pierwszy raz nie mogłam spać przez czyjeś jęki, pierwszy raz zrobiłam domówkę właśnie w tym domu, z tego miejsca zgarnęła mnie pierwszy raz policja za zakłócanie ciszy nocnej, wiele innych rzeczy po raz pierwszy zrobiłam w tym domu. Ale przecież nie można tkwić w jednym miejscu, bo tyle tu się wydarzyło. Jeśli byśmy żyli według tej myśli, nikt nie wyprowadziłby się od rodziców, ba nasze matki nie wyszłyby ze szpitala bo "tam przecież stał się cud narodzin, moje dziecko tak wiele dla mnie znaczy". Nie mogę tu zostać, codziennie widywałabym człowieka który również pierwszy raz złamał mi serce. Nie wiem czy go kocham, czy kochałam, nie potrafię tego określić, był i niestety jest dla mnie ważny. Cholera! Wszystko jest cholernie ważne począwszy od tego domu, a kończąc na Mike'u. Po prostu muszę odciąć się od tego i zacząć nowy etap, co nie będzie proste. W obcym mieście którego nie znam, bez przyjaciół ani rodziny. Trudne wyzwanie, ale kto nie ryzykuje ten nie pije szampana. Zdecydowałam, że spakuję wszystko, więc chyba będzie mi potrzebne trochę więcej walizek. Miałam kilka dorywczych prac, moi rodzice wysyłali mi pieniądze, a mieszkaliśmy tutaj za darmo, więc mogłam sobie pozwolić na kupowanie trochę większej ilości ciuchów niż przeciętna uczennica dwóch ostatnich  klas liceum. Zdjęłam wszystkie wieszaki z ubraniami i rzuciłam je na łóżko, wyciągnęłam wszystkie spodnie i zrobiłam to samo, Jess przyglądała mi się z zaciekawieniem. Wyjęłam szufladę ze stanikami i    majtkami oraz tą ze skarpetami i czymś skarpetopodobnym jak rajstopy i zakolanówki, zawartość wysypałam do jednej z walizek. Ta, nie jestem mistrzem pakowania i składania ale to nie ma znaczenia, skarpetki i tak się nie pogniotą. Opróżniłam resztę szafy, poszłam wraz z Jessicą do garderoby po kurtki w  pokrowcach i zimowe buty, które są w pudełkach. Mam nadzieję że upcham to w samochodzie razem z walizkami. Wróciłyśmy do pokoju zasłonięte tym wszystkim i odłożyłyśmy to na podłogę, podnosząc wzrok przestraszyłam się na śmierć. Anthony siedział na moim łóżku z rozbawiona miną.

-Nie śmiej się idioto, prawie umarłam, nie słyszałam jak wchodzisz- powiedziałam z pretensją i lekkim zdenerwowaniem.
-Trzeba było zobacz swoją twarz kiedy mnie zobaczyłaś.- wciąż chichotał.
-Egh, po prostu idź po jeszcze dwie walizki bo chcę zabrać też książki.-powiedziałam bez emocji.
-Tak jest sir.- zaczęłam się śmiać rzucając w niego poduszką.


-Jak Ty dajesz radę z Nim radę?- spytałam z uśmiechem moją przyjaciółkę.
-Nie jest tak źle, nadrabia kiedy jesteśmy sami.- poruszyła w  znaczący sposób brwiami.
-Jesteś totalnie zboczona, z kim ja się zadaje.
-Ze mną, ale już niedługo- powiedziała smutnym głosem i z przybitą miną.
-Ej, weź się nie rozklejaj, są telefony skype, będziemy się przecież odwiedzać. Daj spokój. Też będę tęsknić, ale muszę żyć swoim życiem.
-Wiem to wszystko, ale to nie jest fajne. Nigdy nie lubiłam pożegnań.-stwierdziła wzdychając. Przytuliłyśmy się kiedy wszedł nasz cudowny lokator.
-Oh, czy moja kobieta nie powinna przytulać mnie? To jakiś trik, żebym był zazdrosny?- zachichotałyśmy na jego dziecinność.
-Po prostu się żegnamy.
-Macie jeszcze czas, Bella musi się spakować. Do roboty, masz długą drogę przed sobą.- stwierdził Anthony
-Dzisiaj będę spać w hotelu, jutro wyjadę.
-Okej, jesteś pewna że nie chcesz zostać?
-Tak, już postanowiłam, nie chcę się widzieć z Mike'em, jestem pewna że tu przyjedzie.-powiedziałam
-Rozumiem. No panie, nie obijać się, musimy naszą Belle spakować.
Po tych słowach wzięliśmy się do pracy, ja układałam bluzki, bluzy, swetry, topy. Jess, sukienki, koszule, spódniczki. A nasz kolega spodnie, bo nic innego nie umiał, oczywiście skończył pierwszy ja ostatnia. Złapałam książki i upchnęłam je do ostatniej walizki razem z biżuterią. W jednej z poprzednich walizek spakowałam kosmetyki razem z jakimiś ubraniami. Mama Jessici, ma sklep z kosmetykami, a my po prostu korzystałyśmy. Obie wzięłyśmy po jednej walizce(ja dodatkowo pokrowiec z laptopem), a Anthony dwie. Musiało mu być ciężko, ta walizka którą ja niosłam była nieznośnie ciężka, a co dopiero dwie. Zanieśliśmy walizki do bagażnika, najpierw trzeba było złożyć siedzenia żeby wszystko się zmieściło. Zostało jeszcze trochę miejsca, mam nadzieję że wszystko wejdzie. Wróciliśmy do mieszkania po walizkę którą wziął nasz Macho. My zabrałyśmy pudełka z butami i kurtki, chodziłyśmy dwa razy po to wszystko. Kiedy wszystko umieściliśmy na miejscu, myślałam że mój samochód nie ruszy, był tak zapakowany że bałam się do niego wejść z myślą że może się zerwać zawieszenie. Moje kochanie na szczęście dało radę nas utrzymać kiedy do niego wsiadłam. Wyszłam jeszcze na zewnątrz by oddać moim zakochanym gołąbeczkom kluczę i się pożegnać.
-Zadzwoń jak dojedziesz- powiedziała Jessica.
-Oczywiście.- podeszłam i przytuliłam ich, każdego z osobna, staliśmy tam jakieś dziesięć minut, kiedy stwierdziłam że muszę jechać.
-Oh Bella, do jakiego hotelu jedziesz?- zapytał Anthony
-Do "Memphis", jest najdalej wysunięty w stronę LA w Palm Springs. Myślę że będzie okej, ma trzy gwiazdki.
-Trzymaj się kochanie- westchnęła moja przyjaciółka.
-Wy też, dzięki. No to do zobaczenia. Dzwońcie czasem.- uśmiechnęłam się słabo i wsiadłam do samochodu. Stali koło mojego okna i mi machali, zrobiłam to samo. Włożyłam kluczyki do stacyjki z które miałam w mojej tylnej kieszeni i odpaliłam samochód, wyjechałam z podjazdu na ulicę. Pierwsza łza spłynęła po moim policzku, a zaraz po niej kolejne. Dlaczego żeby zaczęło się coś nowego, coś musi zakończyć się w tak okrutny sposób? To jest do bani. Przejechałam kilkanaście przecznic i nareszcie wjechałam na parking hotelu. Punkt I- zrobione, zostały jeszcze dwa. II- znaleźć mieszkanie które będę wynajmować, III- dojechać do LA, do mojego mieszkania. Póki co idzie gładko. Spojrzałam na zegarek, jest prawie trzecia w nocy, a ja nawet nie jestem senna. Wow, kawa robi swoje.Otarłam łzy z policzków, wyjęłam klucze ze stacyjki, zabrałam torebkę i podeszłam do tylnych drzwi, zostawiłam sobie na wierzchu ciuchy na jutro, pidżamę, oraz laptopa i kilka kosmetyków które teraz biorę ze sobą. Zamknęłam bagażnik, i nacisnęłam przycisk na kluczach blokujący samochód. Czuję się jak jakiś robot, robię po prostu automatyczne czynności. Ruszyłam w kierunku recepcji, zrobiłam kilka kroków i ujrzałam kobietę koło trzydziestki, która chyba trochę przysypia.

-Dobry wieczór, mogłabym prosić o pokój dla jednej osoby?
-Oczywiście, w którym skrzydle?- zapytała monotonnym głosem
-Proszę o coś najtańszego.- teraz będę musiała oszczędzać, nie mogę szastać pieniędzmi.
-Proszę, pokój 126, windą na drugie piętro, korytarzem w lewo, tam znajdzie Pani swój pokój.- uśmiechnęła się śpiąco.
-Dziękuję.- oddałam jej uśmiech.

Ruszyłam do windy, następnie korytarzem w lewo, i tak jak obiecała mi tamta kobieta, dotarłam do mojego pokoju. Otworzyłam go, zaświeciłam światło a moim oczom ukazał się beżowy pokój z brązowymi meblami i białą wykładziną, nie wiem kto to urządzał ale nie wygląda to dobrze. Jest czysto, a to jest najważniejsze. Zamknęłam za sobą drzwi, a następnie rzuciłam torebkę na łóżko razem z komputerem, a torbę na podłogę i zaczęłam wygrzebywać z niej mój nocny out-fit oraz kilka potrzebnych kosmetyków. Pociągnęłam za szary materiał który był moją koszulką do spania i czarne krótkie, materiałowe spodenki. Zabrałam szczoteczkę do zębów, szampon, żel pod prysznic, gąbkę, ręcznik, bieliznę, i szczotkę do włosów. Zgarnęłam to wszystko i ruszyłam w stronę łazienki, która wygląda o wiele lepiej niż pokój, jest czarna z czerwonymi akcentami. Posiada prysznic, umywalkę i oczywiście sedes. Nie należy może do największych, ale nie mam co narzekać, jest okej. Zdjęłam z siebie ciuchy i weszłam pod prysznic, puściłam ciepłą wodę, nałożyłam trochę żelu na moją gąbkę spongebob'a i zmyłam z siebie cały brud dzisiejszego dnia, następnie umyłam głowę. Spłukałam każdy centymetr kwadratowy mojego ciała i wyszłam z kabiny, owijając swoje ciało ręcznikiem. Założyłam czerwony biustonosz i czarne majtki, ręcznikiem osuszyłam trochę swoje, długie, brązowe włosy. Złapałam za koszulkę i naciągnęłam ją na ciało. Na nogi wsunęłam spodenki. Ruszyłam w kierunku umywalki, umyłam zęby a potem rozczesałam włosy. Kiedy skończyłam cały wieczorny rytuał, padłam na jedno osobowe łóżko. Wtuliłam się w poduszkę i po chwili usnęłam. Spało mi się tak dobrze, ale niestety obudził mnie mój telefon który nastawiłam sobie na godzinę jedenastą. Sięgnęłam na miejsce koło poduszki, pamiętając że tam kładłam w tym momencie najistotniejszą rzecz jaką posiadam. Złapałam za rączkę od pokrowca, a następnie wyjęłam laptopa. Włączyłam go i zaczęłam wpisywać na klawiaturze "Los Angeles, mieszkania do wynajęcia". Po dwóch godzinach szukania i dzwonienia, znalazłam mieszkanie jedno pokojowe, z kuchnią, niewielkim "salonem", malutkim balkonem i łazienką. Jest małe ale bardzo gustownie urządzone, ma wszystko to czego potrzebuję i w dodatku jest stylowe i nie drogie jak na mieszkania w LA. Trzeba ruszać jak najszybciej, już nie mogę się doczekać. Wyciągnęłam dżinsowe krótkie spodenki, które delikatnie odsłaniały moje pośladki, ale hej! Na plaży wszyscy mają odsłonięte tyłki, dlaczego miałabym się wstydzić teraz? Zsunęłam te które miałam obecnie na sobie i założyłam czyste. Moją górną częścią będzie pasująca do stanika koszula bez ramiączek, którą włożyłam do środka. Ruszyłam do łazienki w celu zrobienia makijażu. Nie nakładam podkład, po pierwsze jest lato a po drugie nie mam problemów z cerą. Usta musnęłam czerwoną szminką, oczy potraktowałam maskarą która doskonale podkreśliła moje spojrzenie. Jest okej. Włosy rozczesałam palcami, nie chcąc zniszczyć efektu fal. Na stopy założyłam czarne sandałki na płaskim obcasie, mam przed sobą długą drogę, nie będę się męczyć w obcasach. Wyszłam z pokoju z kluczami i portfelem w ręce, którymi zamknęłam drzwi. Wyszłam z hotelu w celu znalezienia jakiegoś śniadania. Przeszłam na koniec ulicy i zobaczyłam malutką restaurację. Weszłam do niej, uruchamiając dzwoneczki nad drzwiami. Podeszłam do lady witając się z średnio przystojnym nieznajomym.

-Dzień dobry.- odezwał się.- W czym mogę pomóc?
-Poproszę zestaw śniadaniowy, sok pomarańczowy i kawę, na wynos.
-Wszystko na wynos czy na miejscu.- chyba nie zrozumiał.
-Tylko kawę na wynos.- powiedziałam lekko poirytowana jego brakiem zrozumienia.
-Już się robi, proszę wybrać sobie stolik, a ja za kilka minut przyniosę pani zamówienie.

Usiadłam przy stoliku oczekując ma zamówienie, które po chwili otrzymałam. Spałaszowałam je w piętnaście minut i wróciłam z kawą do hotelu. Zabrałam moje rzeczy razem z laptopem i torebką w której trzymam telefon. Ponownie zablokowałam drzwi i ruszyłam do recepcji. Oddałam klucz, kulturalnie się żegnając. Bardzo przyjemne miejsce. Doszłam do samochodu, odblokowując go. Torbę i laptopa rzuciłam na tylne siedzenie, a torebkę i kawę umieściłam koło siebie. Włożyłam kluczyki do stacyjki i ruszyłam. Włączyłam radio, słuchając i podśpiewując najnowsze hity. Po drodze zajechałam do sklepu po kilka butelek wody i trochę słodyczy, długa droga przede mną. Wyjechałam z Palm Springs, z łezką w oku. Będzie mi brakować tego miasta. Jechałam drogą, tak po prostu myśląc o wszystkim, o Mike'u, o mojej przyszłości, o tym co osiągnęłam. Tak naprawdę przez cały czas pobytu w Palm Springs byłam uczepiona do niego. Z moich myśli, na Ziemię przywlókł mnie jakiś hałas, jakby silnik. Nagle usłyszałam jak moje koło pęka. Ja pierdole. Bosko. Marzyłam o tym. Zjechałam na pobocze i włączyłam światła awaryjne. Zgasiłam samochód i wyszłam na zewnątrz by upewnić się, co się stało.
Spojrzałam na koło, faktycznie rozerwane, ale co to był za hałas. Otworzyłam maskę i zobaczyłam że z jednego z miejsc dymi. Podeszłam do koło i zaczęłam w nie uderzać.
-Pieprzone auto, pieprzony chłopak, pieprzone wszystko.- wydzierałam się tak, że ludzie mogli pomyśleć że jestem wariatką. Zajebiście, jak się pieprzy to się pieprzy wszystko. Dobra, spokojnie Bella, zaraz coś z tym zrobimy. W bagażniku mam koło zapasowe w podłodze. Oh nie. Jak ja mam wyjąć te walizki. Potrzebny mi będzie lewarek, żeby zmienić koło. Boże, dlaczego mnie to spotyka. Potrzebuję kawy, żeby przejść to gówno. Picie jej zajęło mi jakieś dziesięć minut. W tym czasie myślałam co zrobić najpierw, stwierdziłam że najlepiej wziąć narzędzia i ogarnąć co się dzieje pod maską. Sięgnęłam pod siedzenie pasażera by wyciągnąć potrzebną mi skrzynkę, gdy podniosłam wzrok ujrzałam...........


                                                                                                                                   

5 stron, 1962 wyrazy. Jak myślicie kogo ujrzała nasza Bella? Ja już wiem.BTW. nareszcie się zacznie jakaś akcja XD potem będzie tylko coraz ciekawiej :)













sobota, 7 czerwca 2014

2. Two hotdogs, please.

Dziękuję za komentarze pod pierwszym rozdziałem :) Oczywiście za prawie 900 wyśw. też :D Nie spodziewałam się takiego zainteresowania. I tu kolejny raz podziękowania dla NSN-BITCH. Zapraszam również na ask'a. *u góry klikacie i was przekierowuje* BTW. Wyłączyłam weryfikacje :)


ISABELLA

Tego wystarczy. Koniec przedstawienia.
-Dość.-powiedziałam pewna siebie.
Podeszłam do walizki i zaczęłam pakować wszystko co moje. Zabrałam kosmetyki z łazienki, ciuchy z szafy, buty przy wejściu, pidżamę, ładowarkę do telefonu, telefon schowałam do torebki razem z kluczami od wspólnego wynajmowanego mieszkania w bloku naprzeciw naszej uczelni, tak to był zły pomysł. Mieszkaliśmy tam kiedyś w szóstkę, teraz w czwórkę, ja, Mike, Jessica i Anthony. Do torebki włożyłam również portfel i kluczyki od samochodu, mojego samochodu. Dzięki Boże, że nie przyjechaliśmy jego samochodem, bo taksówka kosztowałaby mnie majątek. Zabrałam walizkę i torebkę i zamknęłam pokój na klucz z Mike'em w środku, tak, zabrałam też jego klucz. Biedny był tak zdezorientowany moim zachowaniem, że nie zareagował. Tak będzie prościej, nie będzie scen, nie będzie za mną biegł. A tak zdążę zabrać z naszego mieszkania to co moje i wyjechać.
  Przeszłam przez korytarz do windy, ustawiłam obok siebie niebieską walizkę, czarną torebkę zarzuciłam na ramię  i nacisnęłam przycisk "0", oznaczający że zjadę na parter. Mike chyba sobie trochę posiedzi, niestety nasz telefon nie działał już na samym początku. Podeszłam do recepcji, nacisnęłam złoty,uroczy dzwoneczek cały czas się uśmiechając. Z pod lady wyłonił się wysoki brunet z zielonymi tęczówkami.  Szczerze? Wolę brązowe oczy, zielone też mogą być, ale to nie to samo. Może dlatego robi mi to taką różnice ponieważ kocham czekoladę? Uśmiechnął się do mnie uwodzicielsko, och gdybym była kierownikiem tego hotelu od razu bym go wyrzuciła. Przecież to nie jest żadna "randkownia", takie słowo w ogóle istnieje? Nie ważne, po prostu irytują mnie tacy pracownicy, co innego plaża, rynek, kawiarnia, ale miejsce pracy? Czy tylko ja mam jeszcze jakieś zasady. Starałam nie przywiązywać do jego uśmieszków i spojrzeń większej uwagi i szybko zakomunikowałam.

-Uprzejmie dziękuję, za niezwykle miły pobyt w Pańskim hotelu, niestety musimy wrócić wcześniej. Mój chłopak jeszcze musi zostać, prosi również o posiłek za trzy godziny. Przez przypadek wzięłam jego klucz, nie bardzo mi się widzi by go odnosić więc czy mógłby mu Pan go odnieść razem z posiłkiem? Wyślę mu sms-a, że klucz przyniesie Pan....-spojrzałam na jego plakietkę- Evan za trzy godziny. A i proszę mu przypomnieć o napiwku kiedy będzie płacił rachunek, jest tak zamyślony że pewnie nawet o tym nie pomyśli.- uśmiechnęłam się jeszcze raz oczekująco.
-Oczywiście, według życzenia proszę Pani. Zapraszamy ponownie, w całym stanie ni ma lepszego hotelu. Niedługo będziemy zabiegać o piątą gwiazdkę-  uśmiechnął się tym razem mniej nachalnie.
-Dziękuję, na pewno skorzystam, do widzenia.
-Szerokiej drogi.

Odkleiłam swój wyszczerz z twarzy i czekałam aż starszy pan George podjedzie moim samochodem. Wsiadłam do swojego czarnego Cadillac'a i ruszyłam z podjazdu, nie dziękując nawet za jego przyprowadzenie. Przed sobą mam jakieś siedemset kilometrów, więc lepiej włączę jakąś muzykę. Puściłam byle jaką stację muzyczną. jakoś nie mam specjalnie na stroju na wsłuchiwanie się, po prostu szybciej mi czas minie. Poprawiłam się na siedzeniu zapinając pas i zmieniając bieg, włączyłam klimatyzację. Maj w Sacramento* potrafi być naprawdę ciepły. Uwielbiam Kalifornie, ale czasem lubię ubrać gruby sweter. Teraz kierunek Palm Springs** a następnie LA*** moi drodzy. Już się nie mogę doczekać kiedy będę wreszcie w mieście upadłych aniołów. To będzie piękny okres w moim życiu. Zdecydowanie lepszy niż ten który właśnie zamknęłam. Propos**** zamykania, zamknęli przejazd, świetnie muszę jechać na około. Egh. Spojrzałam na ilość paliwa. Okey, czyli muszę zatankować. Przejechałam kilka rond, parę skrzyżowań i nareszcie dotarłam na przedmieścia, a co one oznaczają?- stacje benzynowe, a co one z kolei oznaczają?- hot dogi!!! To moja tradycja, aby zjeść hot-doga w czasie podróży. A skoro właśnie zerwałam z chłopakiem to czemu nie mogę zjeść ich za nas dwojga? Hej, nie oceniaj mnie. Po prostu należy mi się jakaś rekompensata za złamane serce, a to dopiero początek. Kiedy nikt nie chce ci posłodzić życia, tylko sypie kwaśny proszek, zdmuchnij go i posyp sobie cukrem. To właśnie zamierzam zrobić. Nie, to nie życie będzie mnie kopać w tyłek, tylko ja je. To nie tak, że to była jakaś wielka miłość, nie. Po prostu fajny związek który rozwalił się za szybko. Było wygodnie, spokojnie i miło, nie było wielkich romantycznych gestów jak w filmach. Nie. Oboje potrzebowaliśmy czułości i bliskość a to, że on chciał innego rodzaju bliskości to jego sprawa, ja nie chcę stracić swojej cnoty z kimś, kogo nie byłam pewna co do uczuć i z kimś kogo nie kocham i nie chcę z nim spędzić reszty życia. Mike był moją ostoją. Myślę, że zaczęłam się w nim zakochiwać, ale niestety, albo raczej na szczęście nie zdążyłam.Pomagał mi, wspierał, troszczył się. Aż do jakiegoś tygodnia przed wyjazdem. Chciał przejść dalej, ale ja niestety nie byłam do tego chętna. Jasne poniosło mnie ostatnio i to bardzo. Zatraciłam się. Poleciałam z chwilą. Zajechałam na stację, aby zatankować. Wysiadłam z samochodu odpinając pas. Podszedł do mnie mężczyzna w wieku około czterdziestu lat.

-Witam, ile?- zapytał mężczyzna bez zbędnych ceregieli,  twardo, stanowczo i profesjonalnie.
-Do pełna.- podałam mu banknot dwudziesto dolarowy, po czym udałam się do barku, zastanawiając się po drodze jakim cudem uniknęłam korków o piątej po południu, no nic, nie ważne, choć raz miałam szczęście.

Weszłam do pomieszczenia. Wzrok kobiety, a raczej dziewczyny w moim wieku, skierował się od razu na mnie. Zlustrowała mnie wzrokiem z góry na dół, albo odwrotnie. Spojrzała się na mnie krzywo. Ludzie, staram się być dla wszystkich miła, ale do cholery czy musicie być zawsze tacy niezadowoleni. Przecież nic jej nie zrobiłam. Nigdy nie zrozumiem takich dziewczyn. Zazdrosne albo niemiłe za nic. Dosłownie. Podeszłam do lady, z poważną miną która nic nie mówiła, do blondynki o imieniu Stacey. Super mam kuzynkę Stacy, urocze dziecko, yghym, wyczuj sarkazm. Po tym jak spojrzałam na plakietkę tej dziewczyny usłyszałam
-Witamy, w czym mogę pomóc- zapytała o dziwo bardzo uprzejmym głosem.
-Witaj, Stacey. Chciałabym zamówić dwa hot-dogi.- powiedziałam nadal z obojętną miną. Mam nadzieję że nie będę czekać wieczność.
-Już się robi, proszę zająć stoliczek a ja podam państwu zamówienie, może coś do picia?
-Ah, tak dwie kawy poproszę-poprosiłam.- to będzie długa podróż- dodałam bardziej do siebie ale pewnie usłyszała i to. Siedząc przy stoliku myślałam o tym, że zamknęłam Mike w pokoju. Spojrzałam na zegarek. Jest dopiero za siedem szósta, czyli od mojego wyjazdu z hotelu minęło trochę ponad godzinę. Więc za jakieś dwie wypuszczą go z pokoju. Z jednej strony żal mi go ale z drugiej zasłużył. Chociaż może niepotrzebnie robię taką awanturę. Jezu co ja gadam. Chyba jestem zmęczona albo padło mi na mózg. Jedno jest pewne, nie czuję się dobrze. Myślę że żadna dziewczyna, nawet najbardziej wspaniałomyślna, nie jest wstanie wybaczyć w takiej sytuacji. To po prostu nierealne. Z zamyśleń wyrwał mnie stukot obcasów blondynki z siwymi tęczówkami. Pewnie soczewki, ale dają bardzo ładny efekt.


-Soczewki?- zapytałam zanim zdążyła położyć moje zamówienie na stoliku.
-Proszę?- zapytała lekko, a raczej bardzo zdezorientowana, no tak nie codzień przychodzi tu taka panna Jones i nie pyta o kolor oczu.
-Em ,przepraszam ale masz niecodzienny kolor oczu i zaciekawił mnie ich powód.- uśmiechnęłam się tłumacząco.
-Oh, no tak. Tak to soczewki. Zawsze chciałam się jakoś wyróżniać, wiesz, żeby ludzie mnie pamiętali, więc wymyśliłam to. Chyba dobry sposób bo Ty zauważyłaś.
-Jasne, są niesamowite.- spojrzałam na hot-dogi które nadal trzymała w ręce.
-Za sekundę wracam z kawami.-faktycznie po chwili przyszła z dwoma kawami.
-Proszę uprzejmie, i czy mogę? Teraz to mnie ciekawi pewna rzecz.- teraz to ja byłam tą zdezorientowaną.
-Słucham, odpowiem szczerze.- uśmiechnęłam się zachęcająco, w tym momencie stałam się nieziemsko ciekawa.
-Leniwy chłopak w samochodzie czy złamane serce?-wow, aż tak to widać?
-Ehm, to drugie. Każdy ma swoje sposoby.- zrobiłam minę  jakośmuszęsobieradzićanicinnegoniewymyśliłam.
-Oh, przepraszam. Zapraszamy ponownie i do widzenia. Zapomniałabym, razem z paliwem będzie trzysta dolarów.- posłała mi przepraszający uśmiech, a jednak nie jest taka zła jak mi się wydawało
-Nie masz za co. Życie. Jeśli kiedykolwiek będę w pobliżu, wpadnę.- wyciągnęłam portfel i podałam dziewczynie pieniądze.-Do zobaczenia.

Włożyłam do papierowej torby hot-dogi. Kawy do tekturowego stojaka i ruszyłam do samochodu. Stawiając na dachu moje małe zakupy wyjęłam kluczyki, naciskając na przycisk odblokowałam samochód, otworzyłam lewe drzwi i wrzuciłam torebkę a obok położyłam to co najcenniejsze, kawy i parówy w bułkach. Zamknęłam jedne drzwi by zaraz otworzyć prawe**** i wsiąść na miejsce kierowcy. Ups, radio dalej gra. Tak to jest, jak się nie myśli, brawo. Odpaliłam samochód i ruszyłam w drogę. Wyjechałam ze stacji na drogę. No to teraz najdłuższa część trasy. Po kilkunastu minutach jazdy skusiłam się na co nie co. Spałaszowałam jednego hot doga w kilka minut, nie powodując wypadku. Prowadząc, rozmyślając o całej tej sytuacji i planując co zrobię dalej, z przerwami na zjedzenie kolejnej porcji kalorii i wypicie dwóch kaw dojechałam po łącznym czasie siedmiu i pół godzinie do Palm Springs na Mount Street 18, ledwo żywa, i z opadającymi powiekami. Jeszcze czeka mnie pakowanie i jazda do hotelu. Jej, zawsze marzyłam żeby o północy się pakować. No nic nie mam wyboru. Wyszłam z samochodu, zaczynając realizację punktu pierwszego, mojego planu. I. Spakować się i udać do jak najdalszego hotelu w tym mieście. wyjęłam kluczyki ze stacyjki i zabrałam z torebki te od domu z zielonym stworkiem. Musiałam je jakoś odróżniać mam jeszcze jakieś pięć innych. Miejsce w którym mieszkaliśmy nie zaliczało się ani do domu ani do mieszkania. Była to kamiennica. Zajmowaliśmy dwupiętrowe mieszkanie. Fajne przytulne. Zgadnijcie czyj jest budynek. Tak, niespodzianka. Mike'a rodzice są baaardzo bogaci i posiadają nieruchomości w różnych dzielnicach Palm Springs. Weszłam najpierw głównymi drzwiami które prowadzą do przedsionka, którym można udać się do wspólnego ogródka. Tak, było mi tu bardzo wygodnie, szkoda się żegnać. Wchodzi się tędy również na klatki schodowe a te prowadzą do mieszkań. Weszłam na trzecie piętro, o zgrozo, teraz znoś wszystkie walizki. Włożyłam klucz w dolny zamek przekręciłam dwa razy i szarpnęłam za klamkę, uderzając się w czoło. Cholera, jeszcze górny. Jestem po prostu śpiąca. Poczułam jak ktoś w środku się miota czyżby nie spali? Niemożliwe, to są największe śpiochy świata, a zwłaszcza Anthony. Otworzyłam drzwi a przed sobą zobaczyłam błękitnooką z dezodorantem i szczotką od kibla w ręce. Tak, to właśnie była Jessica Sommers, nasza blond piękność.

 -Niezłe połączenie- zaśmiałam się.
-Bella?- spytała jakby zobaczyła ducha, a nie swoją najlepszą przyjaciółkę.
-Tak.-powiedziałam jakby to było coś najbardziej oczywistego na świecie- kogo się spodziewałaś, Brada Pitt'a? Przestań masz chłopaka.- ponownie zachichotałam. Dobry humor mnie nigdy nie opuszczał.
-No, no, no, nie, ale Ty i Mike, a teraz Ty tu sama. O cholera, Isabell co się stało?
-Um, nic. Wróciłam wcześniej, powinnaś się raczej cieszyć.
-Wszystko byłoby super, gdybyś była tu ze swoim chłopakiem i bez rozmazanego tuszu od płaczu.
-Co? Przecież nie nakładałam maskary.- powiedziałam
-Ha! Mam Cię. Nie masz rozmazanego tuszu, po prostu nie trudno się domyślić, kiedy twoja najlepsza przyjaciółka wraca o północy do domu bez chłopaka z którym właśnie powinna być, więc, sama mi powiesz czy mam z Ciebie to wydusić?- przystanęła przerzucając ciężar całego ciała na lewą stronę, jednocześnie odgarniając swoje długie włosy na plecy.
-I tak miałam zamiar Ci powiedzieć. Rozstaliśmy się. W dość drastyczny sposób.- westchnęłam-powiem to raz, szybko bo naprawdę mam mało czasu. Zdradził mnie w naszym pokoju, po tym jak mu odmówiłam seksu.-zagryzłam wargę zażenowana.
-A to skurw.- uciszyłam ją szybko
-Tak wiem. Ale teraz bardziej mi pomożesz, pakując moje ciuchy do walizki niż go wyzywając.
-Ale gdzie Ty się wybierasz?- spojrzała na mnie ze zdziwioną miną.
-Najpierw do hotelu, a potem do Los Angeles,  miałam tam jechać po wakacjach na studia, powiedzmy że to klimatyzacja z miejscem. Nie zmienię zdania, jeśli chcesz mnie przekonywać daj spokój, bo już postanowiłam. Bądź przyjaciółką i przynieś mi trzy walizki.
-Okej, co więcej mogę zrobić. W końcu jestem twoją tylko najlepszą przyjaciółką po grób i nie mogę powiedzieć, że uciekanie od problemów jest najgorszą rzeczą jaką możesz zrobić i tego nie powiem. Więc za dwie sekundy będę, tylko obudzę Anthonego, żeby nam pomógł. Nie będzie sobie smacznie spał kiedy my tu będziemy harować.- zanim zdążyłam cokolwiek skomentować słyszałam już tylko jej tupot bosych stóp o podłogę. A następnie plask, szept, boom, i jęk Anthonego.


-Co jest tak pilne, że nie może zaczekać, aż się wyśpię?
-Ohh, ty bęcwale. Nie słyszałeś jak rozmawiałyśmy? Jezu, prześpisz koniec świata. Bella przyjechała, Mike to kurwiarz, a ty masz nam pomóc. Przedstawiliśmy sobie fakty a teraz ubieraj spodnie i bluzkę i marsz Nam pomóc.- powiedziała pół-szeptem.- po za tym czuć od niej hot-dogi, nie jest w dobrym stanie-zachichotałam na jej stwierdzenie, ale co poradzić, ma rację. Zawsze kiedy byłam w drodze, albo miałam doła jadłam parówy w bułce, w tym drugim przypadku był to jeden z czterech głównych jakie robiłam.
-Teraz i tak nie zrozumiem więc będę za moment,a wtedy mi to wyjaśnicie. - słyszałam jak Anth, się szamota a potem, krzyk i jedno wielkie *chlast*. Prawdopodobnie to Jess przywalona walizkami. To był dom wariatów więc nie ma się co dziwić. Pobiegłam szybko do garderoby aby jej pomóc, o dziwo dopóki to nie przybiegłam nie ruszyłam się nawet z korytarza do swojego pokoju. Tak jak myślałam, zastałam naszą małą niezdarę, zdejmującą z siebie walizki.

-Czekaj pomogę Ci.-złapałam za jedną walizkę- to nie był dobry pomysł wysyłać Cię po coś tak ciężkiego. Mogłyśmy zaczekać na Anthonego, dobrze się czujesz, nic Ci nie jest?- zapytałam ją kiedy wstawała.
-Jest okej, żyję, ale prawdopodobnie już niedługo-obie wpadłyśmy w śmiech.
-Głupia jesteś. - wzięłam dwie duże walizki, a ona ostatnią.

Zaciągnęłam je do mojego pokoju który znajdował się niedaleko salonu. Kiedy wchodzisz do naszego mieszkania po lewej od razu jest pokój Jess, jest wrzosowy i ma jasno brązowe meble, na podłodze leży biały dywan, jest totalnie dziewczęcy, jeśli miałabym w nim dłużej przebywać rzygałabym tęczą, i obok niej znajduje się królestwo Anthonego Parker'a, jego pokój to pokój nastolatka, który kocha deskę i styl uliczny, ściany ma pokryte cegłami pomalowanymi na siwo, a na jednej z nich istnieje wielkie, niebiesko-zielone, niezrozumiałe dla mnie graffiti, nad łóżkiem jest również graffiti, ale czerwone z czarnym z inicjałami jego i Jess Czyli A.P i J.S, to jest urocze, och pokoje są w zasadzie połączone, bo wystarczy tylko rozsunąć frędzelki i już znajdujesz się po drugiej stronie ,albo tej kobiecej albo męskiej, lecz śpią w jednym łóżku, chyba że się pokłócą,. Tak, to są dwie różne osobowości mimo tego są razem, świetnie się dogadują i oboje nie potrafią(tudzież:nie chcą) bez siebie spędzić nawet jednego dnia. Na przeciw znajduje się wolny pokój w którym zazwyczaj jest to czego nie chce nam się posprzątać, wyprać, wyprasować, wyrzucić. Dalej znajduję się salon, z kremowymi ścianami i dębowymi meblami, który służy nam jako miejsce wspólnych spotkań, seansów filmowych, jest całkiem spory, na ścianie znajduje się ogromny telewizor, który sprowadził do domu Mike, jego rodzice po prostu kupili większy. Bogaci ludzie mnie irytują, nie doceniają tego co mają, tylko szastają kasą, gdyby Mike nie wziął tego sprzętu jak wiele innych, pod ich domem można byłoby spokojnie otworzyć salon z używanymi meblami, spokojnie, asortymentu na pewno by nie zabrakło. Oni ciągle coś zmieniają i remontują. Snoby. Koło salonu jest mój pokój, jak już wspominałam. Ma szare ściany, ciemno brązowe meble i czerwone akcenty, jak doniczki, dywan, ramki na zdjęcia, krzesło, poduszki i zegarek. Jako jedyna w całym domu, oprócz salonu, w moim pokoju oprócz rolet posiadam zasłony, w nawiasie czarne zasłony bo lubię spać. Obok mojego pokoju znajduje się pokój Mike', jest niebieski z czarnymi meblami. Dalej jest garderoba, w której są walizki, suszarka, pralka, buty, płaszcze zimowe, zimowe gadżety sportowe i takie różne pierdoły. Mała toaleta znajduję się tuż koło garderoby. Dwie duże łazienki posiadamy na dole, znajduję się tam również kuchnia, jadalnia, pokój gościnny, jak i kolejny wolny pokój.


                                                                                                                                
* Miasto w stanach
** również miasto w stanach
*** pewnie się domyśliliście że chodzi o miasto w stanach XD
**** tak a propos [pro po] - na temat

6 stron, 2 560 słów. I jak się podoba? Nasza Bella w dalszym ciągu nie poznała drugiej głównej postaci. Czy w ogóle ją pozna? XDDD no raczej, hahahha xD jeszcze trochę :) nie mogę się doczekać, aż przeczytacie 8 i 9 rozdział, tam to się dzieje, no ale coż jeszcze trochę sb poczekacie XD Jeszcze raz dziękuję za komentarze i wejścia, bardzo miło je się czyta :D












niedziela, 1 czerwca 2014

1.What the Fuck?

 ZAWIERA +18 I WULGARYZMY CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ(CAŁY BLOG)

WIELKIE DZIĘKI DLA NSN- BITCH, DZIĘKI NIM KTOKOLWIEK TU ZAGLĄDA. Mile widziane Wasze opinie w postaci komentarzy :D Zapraszam również na ask'a, jeśli macie jakiekolwiek pytania. *u góry klikacie i was przekierowuje*


Bella's POV

Wychodząc z zimnej wody basenowej, skierowałam się w kierunku szatni, mój czas który sobie wykupiłam niestety dobiegał końca. Miałam tylko trzynaście minut na wysuszenie włosów i założenie ciuchów, po tym czasie za każdą minutę muszę dopłacić kolejne pięć dolarów! Wyobrażasz to sobie? To po prostu jest pułapka na dziewczyny. Zabierając ręcznik i suche rzeczy z szafki weszłam do przebieralni chcąc się rzecz jasna przebrać, jak najszybciej. Zdjęłam swój mokry, granatowy, dwuczęściowy strój kąpielowy. Wytarłam moje ciało, ubrałam na siebie czarne majtki, czerwony stanik, czarne poszarpane szorty z wysokim stanem, które lekko odsłaniały pupę oraz przeźroczystą, czarną koszulę którą włożyłam do spodenek, rozpięłam trzy górne guziki tak by mój biustonosz był widoczny, hej nie wydawałam na niego ponad sześćdziesiąt dolców, żeby teraz kurzył się pod ciuchami. Spojrzałam na zegarek, okej jest w porządku mam jeszcze 10 minut. Podeszłam do lusterka i wzięłam wiszącą obok suszarkę, żeby chociaż trochę ogarnąć moje włosy. Po pięciu minutach były w połowie suche, więc zdecydowałam, że mogę je już związać. Niesforne kosmyki zebrałam gumką w niechlujnego koka, a moją grzywkę wsunęłam za ucho, tak by było mi wygodnie. Zabrałam resztę rzeczy i włożyłam je do torby, następnie ruszyłam by oddać klucz i zapłacić za te dwie godziny. Ruszyłam do recepcji.
-Witam ponownie. - zwróciła się do mnie uprzejmie kobieta za ladą.
-Witam.- powiedziałam. - Mogę zapłacić kartą?
-Oczywiście- wzięła czytnik i podała mi go- Teraz przesuń wewnętrzną stroną, poczekaj aż wyświetli się start, wpisz pin i na koniec naciśnij start.

Niby takie oczywiste, a zawsze powtarzają tą regułkę z przejęciem nie mniejszym, niż kiedy moja babcia podekscytowana dzwoniła, że Kate i William mają syna. Zrobiłam tak, jak kobieta mi poleciła, zabrałam kartę, podziękowałam i udałam się w stronę cukierni. O tak! Zanim wrócę do hotelu i porozmawiam z Mike'em muszę jeszcze ochłonąć, to co się wydarzyło między nami kilka godzin temu mocno mną wstrząsnęło.

#FLASHBACK


- Bells, kochanie chodź do mnie.- zawołał Mike.
-Taak?- przeciągnęłam "a" i usiadłam na fotelu obok.
-Chodź tu.- wskazał na swoje kolana
-No dobrze, o co chodzi?- usiadłam tam gdzie mnie poprosił, przodem do jego twarzy, czyli siedziałam na nim okrakiem.
-Kocham Cię- zaczął mnie całować po szyi, robiąc mokre ślady, następnie pocałował mnie w usta, prosząc o dostęp polizał moją dolną wargę, dałam mu go bez wahania, całowaliśmy się, aż zabrakło nam tchu i musieliśmy się od siebie na chwilę od odsunąć. Ponownie połączyliśmy nasze wargi w namiętnym pocałunku, Mike zaczął pocierać moje boki a następnie ścisnął mój tyłek, powodując że podskoczyłam delikatnie i jęknęłam. Rozbierał każdą moją cześć ciała, zostałam tylko w bieliźnie Po chwili poczułam jak "coś" napiera na moją strefę intymną. Chłopak złapał mnie za uda i przenieśliśmy się na łózko, leżałam pod spodem. Mike coraz bardziej zbliżał swoje ciało do mojego, w pewnym momencie zaczął pocierać swoim członkiem o moją część dolną. Wtedy wspomnienia przeleciały jak slajd w mojej głowie.
-Stop.- zadrżał mi głos
-Co?- odparł zdyszany
-Słyszałeś nie chcę.-odparłam pewnie
-No weź.Teraz to trochę za późno kochanie, nie sądzisz?.-powiedział, kiedy ja zaczęłam się szarpać, próbując się uwolnić od jego dłoni trzymających moje nadgarstki nad głową.
-Będzie fajnie. Nie będzie Cię boleć zaufaj mi.
-Nie! Nie jestem gotowa, puść.- zaczęłam bardziej krzyczeć niż mówić. Jasne był czasem zaborczy, często kiedy mieliśmy swoje momenty on trzymał mnie w potrzasku póki się nie zadowolił, ale jeszcze nigdy nie doszło do czegoś tak poważnego. Szybko wyrwałam się i zbiegłam z łóżka. Zabrałam moje porozrzucanie ciuchy i zamknęłam się w łazience. Co to było do kurwy. Wiem, pozwoliłam pójść temu za daleko, ale do cholery powiedziałam nie! Czemu nie chciał jeszcze poczekać, czemu mu się tak spieszy jesteśmy razem dopiero miesiąc, znamy się jakieś półtora roku . Okazuje się że przez prawie dwa lata, jednak nie poznasz człowieka. Zaczęłam szlochać. Tak Mike wiele razy mi mówił, że mnie kocha, ale ja? Ani razu, po prostu nie powiem tego słowa póki nie będę pewna, dla niektórych ludzi to słowo straciło sens i wartość, ale ja chcę to utrzymać. Lecz dalej nie mogę pojąć zachowania, można by powiedzieć mojego chłopaka, ale nie wiem czy nim jest po tym co zrobił. Z moich zamyśleń wyrwał mnie jego głos który chciał do mnie dotrzeć.
-Bels, kurwa otwórz te drzwi do cholery porozmawiajmy.
-Nie słyszałeś że kurwa i imię TWOJEJ PIEPRZONEJ DZIEWCZYNY w jednym zdaniu nie brzmi za dobrze?- pociągnęłam nosem dramatycznie krzycząc do niego.
-Przepraszam skarbie, porozmawiaj ze mną, kochanie.
-Spierdalaj, mam dość. Ufałam Ci! Odejdź, muszę sobie to poukładać. Nie wierzę że mogłeś się tak zachować. - dalej darłam się do niego przez drzwi.
-Bella, idę. Wrócę za 2 godziny.- usłyszałam trzaśnięcie drzwi i się wzdrygnęłam.
Poszłam pod prysznic, aby zmyć z siebie cały brud dzisiejszej sytuacji. Nigdy nie przypuszczałabym, że coś takiego może się nam przydarzyć. Umyłam swoje ciało pistacjowym żelem pod prysznic. W dalszym ciągu czuję się, egh w sumie, sama nie wiem jak, ale to nie jest przyjemne uczucie. Wyszłam i wytarłam się w ręcznik. Przestałam płakać. Mój dzisiejszy makijaż spływał po moich policzkach jak wodospad. Wzięłam chusteczkę do demakijażu i zaczęłam ścierać to z mojej twarzy. Moje oczy okazały się być czerwone od płaczu. Postanowiłam gdzieś wyjść, oczyścić umysł, a następnie przemyśleć i podjąć jakąś decyzję. Padło na basen, wydaję się być najlepszym oczyszczeniem, wymoczę moją głowę od smutków.


#END OF FLASHBACK

Faktycznie basen okazał się zbawienny. Teraz pora osłodzić sobie to szare życie. Weszłam do tętniącej życiem cukierni, pełnej kolorów, zgadnijcie jak się nazywa. Ha! Niespodzianka "Rainbow"*, weź wyczuj sarkazm. Zamówiłam sobie ciasto niespodzianka, za które zapłaciłam bagatela jedenaście dolarów. Czemu tu jest wszystko takie drogie zanim wrócę do domu będę miała debet na koncie. Usiadłam przy stoliku w kącie. Był on miętowy i uroczy, z resztą, jak wszystko tutaj. Podłoga była w odcieniu pastelowego błękitu i ściany w mięcie, pastelowym różu i pudrowym różu. Tak, rzygam tęczą, ale wchodząc tu każdemu humor zmienia się na wesoły. No spójrz, w takim miejscu nie możesz być nieszczęśliwy. Moje ciastko przyszło, zabrałam się za jego konsumpcję, grzechu warte pyszności, w życiu nie jadłam tak pysznego deseru. lukier rozpływał mi się w ustach a nadzienie było o smaku truskawki, które uwielbiam. Po prostu poezja. Niestety ciastko się kończyło a ja musiałam wracać do rzeczywistości i moich problemów. Wyszłam z tego bajkowego miejsca i usiadłam przy fontannie. Tak to dobre miejsce. Siedząc tam uświadomiłam sobie, że może nie warto zaprzepaszczać tego co mamy przez hormony, fakt poniosło go, ale ja też nie jestem bez winy sprowokowałam go, a kiedy już się podniecił to po prostu nie chciałam pójść jeszcze dalej. Okej, zaczniemy jeszcze raz, tym razem powoli. Ruszyłam w stronę naszego hotelu, chciałam wrócić do pokoju powiedzieć że jest okej, żebyśmy spędzili te dwa ostatnie nasze wspólne dni wyjątkowo, objąć go i powiedzieć że rano chcę iść na ściankę wspinaczkową. Z takim oto zamiarem i planem ruszyłam do windy, z windy na siódme piętro, z niego na korytarz a potem do mojego pokoju, przejechałam moją kartą po czytniku i weszłam do środka krzycząc.
-Jessteee- zatkało mnie, to co zobaczyłam wbiło mnie w ziemie. 
Na łóżku leżał Mike wbijający swojego chuja w jakąś blond dziwkę z napompowanymi cyckami. Oczywiście już po chwili mnie zauważył, ale ich jęki były tak głośne że na początku nie zauważyli mojej obecności. Oczy Mike'a zrobiły się tak duże, iż myślałam, że mu zaraz wypadną, przez chwilę wpatrywał się we mnie a ja w niego. Podniósł się z łóżka. Ja się cofnęłam. Miałam łzy w oczach. O nie! Mimo że teraz nie mam makijażu i nic mi nie grozi nie będę płakać. Jego strata. Drugi raz się na nim zawiodłam. Teraz on będzie kurwa płacił za to. Spojrzałam na blondynę, uspokoiłam się i spytałam.
-Jak masz kochanie na imię?- mój głos był słodki, przesłodzony
-Ja.a? - spytała dziewczyna z zielonymi oczami, chyba była zaskoczona sytuacją i tym, że ktoś ich nakrył.
-Tak, tak ty. 
-Susanne- odparła szybko.
-Oh Susanne, to ja Ci chciałam tylko pogratulować.- uśmiechnęłam się szeroko.
-Um nierozumiem.
-Wiesz słyszałam, że twoja dupa osiągnęła ostatnio status publiczny, chapeau bas!**
-Bels, zostaw ją załatwmy to między sobą. Ona nie jest niczemu winna.
-Ach tak? Ją też do tego zmusiłeś?- zarzuciłam rękę na prawe biodro- Och, nie ośmieszaj się. Dobra niech idzie. 
Dziewczyna się ubrała, a ja spokojnie czekałam, jak oaza, ale raczej wulkan który jest przed erupcją, oj chłopcze nie wiesz co Cię czeka. Kiedy wyszła podeszłam do jego walizki. Tak skarbie, show must go on***.  Wyciągnęłam jedną koszulkę, drugą, kilka innych, parę bluz, kilka par spodni, wzięłam nożyczki i zaczęłam ciąć i wyrzucać je przez okno, spokojnie, nie płacząc. Wzięłam następną bluzkę i ją podpaliłam. Wtedy wszedł do tego pomieszczenia ubrany Mike
-Co do kurwy?- spytał z miną która jest bezcenna.
-O nic, tylko pomagam Ci zrobić miejsce na ciuchy letnie tej szmaty.
-Zostaw to, już całkiem Cię pojebało?
-Och, jakie słownictwo, nie! Nic mnie nie jebało, chociaż prawie TY to zrobiłeś. Nie pamiętasz? Pięknie się zabawiasz! Jesteś głupi czy głupi? Mówiłam że przyjdę za dwie godziny. Koniecznie musiałeś to zrobić w naszym pokoju, tak Cię to rajcuje? Ty popieprzony dupku!- zaczęłam uderzać moimi piąstkami o jego klatkę piersiową, musiałam jakoś rozładować swoją złość, a że padło na niego, to już nie moja sprawa. Złapał mnie mocno za nadgarstki, abym już więcej nimi nie machała, nie powiem, bolało jak skurwysyn a do tego piekło. Co on sobie myśli? O nie.
-Zostaw mnie, padło Ci na mózg? To boli!- wykrzyczałam ile miałam sił w gardle. -Nienawidzę Cię!- jak mogłeś mi to zrobić? Wcześniej też pieprzyłeś jakieś panienki, bo nie chciałam Ci dać? Tylko o to Ci chodziło. Widzisz, teraz już nigdy nie będziesz tego miał, bądź szczęśliwy ze swoimi sukami.- nie, nie będę przy nim płakać, niech nie myśli że mnie zranił, co ja bredzę to oczywiste, ale niech chociaż nie widzi jak cierpię. - Kochanie, kocham Cię, skarbie jesteś wszystkim, jesteś najważniejsza, pieprzenie, jesteś zwykłym oszustem, wynoś się!- miałam nadzieję że będzie miał na tyle przyzwoitości, że opuści pokój bez jeszcze większej awantury, myliłam się.
-Przestań! Słyszysz? Nie chciałem, po prostu byłem sfrustrowany, a ty wcale nie pomogłaś mi tym porannym incydentem.
-Co? Incydentem? Prawie doszło do sexu, a teraz wyjdź!- człowieku opamiętaj się.
-Nie ważne, kocham Cię, chcę żebyś mi wybaczyła.-chyba się przesłyszałam. Gotowało się we mnie, nie wytrzymałam, dostał ode mnie siarczystego policzka. Ałć, aż mnie zapiekło. Złapał mnie za rękę, popatrzył mi w oczy i puścił.


                                                                                                                                

* tęcza po ang.
**[szapo ba]- coś w rodzaju uznania, zachwytu.
***przedstawienie musi trwać

5 stron, 1 733 wyrazy. Ahgdjad, pierwszy, nareszcie. Byłam już tak podekscytowana, nie mogłam się doczekać. Mam nadzieję, że się spodoba :) Co dalej? Jak myślicie co zrobi Bella?