Mile widziane wasze opinie w postaci komentarzy :) Zapraszam również na ask'a.
Co sądzicie o nowym wyglądzie? Sama robiłam, więc jestem trochę dumna, jednak jakoś bardziej przekonywał mnie ten pierwszy. Wolicie stary czy nowy(zagłosujcie w ankiecie)? PS: Niespodzianka pod rozdziałem.
Co sądzicie o nowym wyglądzie? Sama robiłam, więc jestem trochę dumna, jednak jakoś bardziej przekonywał mnie ten pierwszy. Wolicie stary czy nowy(zagłosujcie w ankiecie)? PS: Niespodzianka pod rozdziałem.
ISABELLA
......ujrzałam Mike'a. Skąd on tu? Jak? Po co? Ktoś mi wytłumaczy? Zastygłam z tą skrzynka w ręce i patrzyłam się na niego przez chwilę z otwartą buzią jak na jakąś zjawę. Kompletnie się tego nie spodziewałam, ale to chyba można wywnioskować po mojej postawie, nie muszę nic mówić.
-Cześć.- powiedział Mike.
-Czego ode mnie chcesz?- warknęłam, zirytowana jego obecnością.
-Chcę żebyś ze mną wróciła, skarbie.
-Oh nie skarbuj mi tu, nie rozumiesz że jak ktoś zabiera wszystkie rzeczy i oddaje klucze to najwyraźniej nie chce mieć z Tobą NIC wspólnego? Mam Ci to na kartce napisać?
-Rozumiem że masz prawo być na mnie zła, ale co to za miłość bez tragedii?
-Przepraszam, co?- wydawało mi się, że się przesłyszałam.
-Pytam, co to za miłość bez tragedii?
-Jesteś nienormalny.- wybuchłam. - Czy ty siebie słyszysz? Jak chciałeś tragedii to zagraj sobie w jakimś filmie.
-Ja wiem, ale po każdym upadku trzeba się wznieść, możemy to zrobić to razem.
-Trzy razy nie, dziękujemy, wolę się sama podnieść.
-Bella, nie rób dramatu, ile razy mam Cię jeszcze przepraszać?
-Zero, bo i tak nigdy Ci nie wybaczę.
-Czy Ty kurwa nie rozumiesz że Cię kocham?
-W dziwny sposób to okazujesz.
Mike popchnął mnie na samochód i przyparł swoim ciałem o moje, ręce trzymał mi nad głową.
-Zrozum, nie chciałem, byłem sfrustrowany, potrzebowałem tego, a ty nie chciałaś.
-Czyli teraz to moja wina, tak?
-Kochanie źle mnie zrozumiałaś, proszę.
-Mike, ja nie mogę, nie chcę, nie po tym. To Ty zrozum, zraniłeś mnie. Jeśli naprawdę byś mnie kochał nie zrobiłbyś tego.
Podniósł palcami moją brodę i wpił się w moje usta. Zaskoczona tym co zrobił stałam oniemiała, nie wiedząc co zrobił. Rękami złapał za moje pośladki, przez co zaczerpnęłam powietrza, on w tym momencie wsunął swój język do mojej buzi. Jezu, tęskniłam za Nim. Pocierał moje boki a ja zarzuciłam swoje ręce na jego kark. Podniósł moje nogi chcąc abym je wokół niego owinęła, tak też zrobiłam. Byliśmy tak blisko siebie, że nie wiem czy można by wcisnąć kartkę pomiędzy Nas. Kiedy dotarło do mnie, że to było złe i dawałam mu tylko zgubną nadzieję, odwinęłam ręce i nogi z jego ciała. Odsunęłam rękoma jego klatkę piersiową, tak by zachować dystans. Oddychaliśmy szybko.
-Mike, powiedzmy, że to było pożegnanie. Nie wrócę do Ciebie. Ja nie....- nie dokończyłam.
-Co ty nie?
-Przepraszam, ale ja Cię nie kocham, nie kochałam. Było fajnie, ale to jest ten moment w którym oboje musimy poszukać czegoś prawdziwego, twoja zdrada, i to co się wczoraj stało to po prostu był znak, że nasz czas się skończył. Myślę, że nie powinniśmy wychodzić ze sfery "przyjaciele", przez to spieprzyliśmy taką ładną przyjaźń. Nie miej mi za złe, ale nie chcę Cię już nigdy widzieć.
-To co to do kurwy było? Pożegnanie? Nigdzie nie jedziesz, wracamy razem.
-Zostaw mnie w spokoju!- krzyknęłam.
Mike złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć do swojego samochodu kiedy ja się wyrywałam, czy on jest nienormalny? Zaczęły mi płynąć łzy z oczu. Nie wierzę, że aż tak się co do niego pomyliłam. Kiedy zaczęłam przeklinać swoje życie i wybory zauważyłam zatrzymujący się samochód. Wysiadł z niego pospiesznie szatyn w okularach, dżinsowych spodniach i białej koszulce w serek. Podbiegł do Nas. Chyba zauważył, że coś jest nie tak, dzięki Bogu.
-Hej, Ty!- zwrócił się do Mike'a, zdejmując swoje okulary z nosa i roztrzaskując je o betonową powierzchnię- nie widzisz że dziewczyna nie ma ochoty z Tobą nigdzie iść? Puść ją!
-A Ty co? Obrońca uciśnionych kobiet? Poradzimy sobie sami.- złapała mocniej za moją rękę i pociągnął do siebie tak mocno, że prawie się wywróciłam.
-Jeśli będzie trzeba to tak. Zostaw ją, krzywdzisz swoją przyjaciółkę, spójrz na jej ręce.- Mike zwrócił wzrok na moją rękę i momentalnie poluźnił uścisk. Ale za to złapał mnie mocniej w talii.
-Lepiej rycerzu? A teraz spierdalaj, zanim Ci coś zrobię. To nasze sprawy.
-Nie są Wasze kiedy robisz to na moich oczach. Puść jej rękę albo inaczej pogadamy- odparł nieznajomy.
-Mike puść mnie proszę.- powiedziałam cicho próbując zatrzymać swoje łzy, czuję się jak szmaciana lalka.
-Słyszałeś?- znowu odezwał się szatyn.
-Spierdalaj.- Mike obrócił się w stronę samochodu, pociągając przy tym mnie. Nagle poczułam wolną talię. Spojrzałam w bok i ujrzałam Mike'a leżącego na ziemi z zakrwawionym nosem a na Nim okładającego go nieznajomego. Matko boska. Szatyn zszedł z niego wrzeszcząc , że ma wracać skąd przyjechał i więcej mnie nie nękać bo skopie mu dupę jeszcze bardziej. Mike widocznie widząc, że nie ma szans odszedł do swojego samochodu rzucając parę przekleństw w naszą stronę i odjeżdżając. Wytarłam swoje policzki z łez, wiem zapewne jak teraz wyglądam, jestem tym wszystkim cholernie zmęczona. Spojrzałam się na nieznajomego. Leciała mu z wargi krew, oberwał, cholera.
-Wszystko w porządku?- zapytał mnie. Moje usta utworzyły się w literę "O".
-Ta.ak, znaczy dziękuję za pomoc. Ale Ci za to leci krew.
-Jest w porządku, nie ma za co. Nie martw się o mnie.
-Nie czekaj mam apteczkę w samochodzie, pomogę Ci.
-Nie trzeba.- próbował się stawiać.
-Nie, to moja wina, więc chociaż tak mogę Ci się odwdzięczyć.
Podeszłam do samochodu, otworzyłam drzwi i zanurkowałam pod tylne siedzenie, przerzucając kilka toreb, znalazłam apteczkę. Poprosiłam chłopaka aby podszedł do samochodu bym mogła mu to swobodnie opatrzyć. Oparł się o samochód, a ja postawiłam białe pudełko na dachu. Wyjęłam wodę utlenioną, gaziki, wilgotne chusteczki i cienki plaster.
-Mogę?- spytałam nie pewnie, trzymając nawilżony materiał.
-Jeśli musisz to proszę, nie gryzę.- uśmiechnął się zawadiacko.
Przyłożyłam materiał do jego ust i zaczęłam pocierać krew. Z całej siły starałam się stać na tyle daleko na ile jest to możliwe, by nie dotykać go moimi piersiami. Przez moją pozycję było mi trochę nie wygodnie. W dodatku, patrzył przez cały czas mi w oczy, co mnie lekko peszyło. Polałam jego niewielkie rozcięcie środkiem dezynfekującym, skrzywił się trochę na tą czynność. Zakleiłam ranę i się odsunęłam się.
-Gotowe, polecam się na przyszłość.- uśmiechnęłam się i zaczęłam sprzątać.
-Dzięki. Mógłbym Cię o coś poprosić? Wiesz w zamian za uratowanie tyłka.- spytał drapiąc się po karku i przygryzając wargę.
-Jasne, o co chodzi?- zapytałam ciekawsko.
-Co Ty na to żebym dostał Twój numer telefonu?
-Oh, um jasne, ale wątpię żebyśmy jeszcze kiedyś się spotkali, jadę do Los Angeles.- powiedziałam idąc po telefon.
-To świetnie, bo ja tam mieszkam.
-Ou. No tak to jest przecież droga prowadząca do tego miasta.- kopnęłam się mentalnie w dupie za moją głupotę, mogłaś wymyślić coś mądrzejszego.
-To może wymienimy się?- spytał.
-W porządku.- powiedziałam podając mu mój telefon odbierając równocześnie jego.
Wpisałam swój numer, podpisując się "Isabella Angel Jones". Kliknęłam zapisz i oddałam mu jego srebrnego Iphone'a, tym samym zabierając mój. Wsunęłam go do tylnej kieszeni szortów.
-Justin. -zagadnął wyciągając rękę.
-Oh, um, Isabella- odpowiedziałam podając również rękę, którą chwycił i pocałował. No, no mamy do czynienia z synkiem mamusi.
-Mogę wiedzieć o co chodziło?- spytał, przeszywając mnie wzrokiem.
-Tak, myślę że tak. Więc, rozstaliśmy się wczoraj, oto cała historia. - powiedziałam wymijająco nie chcą zagłębiać się we wczorajsze wydarzenia, w dodatku, mówić obcemu facetowi o moich problemach, już wystarczająco dużo się napatrzał na ten cyrk.
-Przykro mi.
-Mnie nie, ale przykro mi że musiałeś to widzieć.
-Każdy ma czasem problemy- tak tylko że ja mam je cały czas, dodałam sobie w głowie. Niby wszystko pięknie, mieszkam sobie z przyjaciółmi w pięknym domu, za darmo, z chłopakiem, który zapewnia mi bezpieczeństwo, no przynajmniej do czasu kiedy on sam nie staje się niebezpieczeństwem, kończę szkołę z niezłymi ocenami, przyjmują mnie na wymarzone studia. Ale po drodze zaistniało wiele sytuacji które chciałabym wymazać z pamięci.
-Racja.
-Do czego Ci te narzędzia?
-Znasz może powiedzenie "jak się pieprzy, to się pieprzy wszystko"? Bo ja, aż za dobrze. Kiedy jechałam usłyszałam jak dziwnie warczy silnik, a potem huk, wysiadłam sprawdziłam, pęknięta opona, podeszłam żeby sprawdzić co z silnikiem, nie znam się, ale widziałam że z niego dymi i coś tryska. Moje szczęście.
-Mogę to zobaczyć?
-Nie, nie trzeba, chciałam to jakoś sama ogarnąć, a jak sobie nie poradzę to zadzwonię do mechanika.
-Nie pytałem czy trzeba, tylko czy mogę.- uśmiechnął się pocieszająco- sama nie dasz rady, to już wiemy, a mechanik przyjedzie pewnie za jakieś dwie, trzy godziny.
-Nie chciałabym Ci się narzucać, ale skoro nalegasz, proszę.- powiedziałam podając mu kluczyki.
-Widzę, że już byłaś gotowa się w tym sama grzebać- powiedział wskazując skrzynkę z narzędziami.
-O, tak, pokładałam wielkie nadzieje w moje umiejętności. Ale nie mam szansy się wykazać, chociaż wciąż twierdzę, że świetnie bym sobie poradziła.- stwierdziłam z pewnym siebie uśmiechem.
-Jasne.- rzucił sarkastycznie, podchodząc do maski.
Słońce grzeje dość mocno, pewnie jest mu gorąco, należy, mu się chociaż woda za jego pomoc. Złapałam butelkę i podeszłam do maski samochodu, zdjęłam wzrok z moich stóp i podniosłam głowę spoglądając na goły tors szatyna. Wbiłam wzrok w wodę i chrząknęłam.
-Przyniosłam Ci wodę, jest gorąco i może Ci się przydać, jeszcze raz dziękuję za pomoc.- powiedziałam czując piekące policzki, to krępująca sytuacja.
-Dzięki.- powiedział i poczułam ja bierze z mojej ręki wodę, starałam się patrzeć wszędzie tylko nie na niego.
-To, jak idzie? Pomóc Ci w czymś?
-Jest okej, dam radę, to tylko drobna usterka, pięć minut i zajmę się kołem.- powiedział śmiejąc się.
-Przepraszam, ale nie rozumiem, co Cię tak bawi?
-Ty.
-A co we mnie takiego zabawnego?- powiedziałam zakładając ręce na piersi, nadal nie patrząc w jego stronę.
-Czemu na mnie nie spojrzysz Bella?- znowu zachichotał.
-Czy to konieczne? Chyba nie jestem na jakiejś wystawie, a Ty nie jesteś jakąś figurą czy czymś, mylę się?- powiedziałam próbując udać zniesmaczoną i uciec od patrzenia na niego. To nie tak, że nigdy nie widziałam faceta bez koszulki, ale to jest krępujące.
-Spójrz na mnie, to sama przyjemność.
-Och, widzę że ktoś tu ma duże-ego.- powiedziałam to dość szybko co zabrzmiało jakbym powiedziała dużego.
-Masz skaner w oczach? Ale nie mylisz się, księżniczko.- o matko, na serio tak zabrzmiało.
-Powiedziałam duże ego.- odparłam śmiejąc się i tym razem robiąc znaczną przerwę między dwoma wyrazami.
-Widzisz, pogadaliśmy sobie, i po robocie. Teraz możemy przejść do koła.
-Okej.- ruszyłam do bagażnika, otwierając go i wyjmując walizkę. Oraz następną większą która, cholera była za ciężka i mnie przygniotła prawie przewracając na ziemię.
-Nie lubisz prosić o pomoc co?- zagadnął Justin trzymając mnie w talii. Zgadliście kolejny raz Justin aka książę na białym koniu mnie "ocalił" czy to nie zabawne? Co do cholery?
-Dzięki. Po prostu lubię być samodzielna, ale z Tobą nie bardzo mi się to udaje.
-Mam miękkie serce kiedy widzę takie biedne i nieporadne dziewczyny, po prostu taki odruch.
-Bardzo miły.- szatyn wyciągnął resztę walizek, a następnie wyciągnął koło i lewarek.
-Masz ochotę na ciastka?- zapytałam
-Jeśli masz ochotę mnie pokarmić jasne, bo teraz akurat mam zajęte ręce.
-No tak, ciastka mogą chwilę poczekać.
6 stron, 1773 słowa. Zarówno nasza nieśmiała Bella jak i pewny siebie Justin Was zaskoczy, ale to później XD. Następny rozdział będzie zawierał punkt widzenia Justin'a zobaczymy co mu w duszy gra. :D
NIESPODZIANKA
Więc, jeśli zgadniecie jaki jest tytuł następnego rozdziału dodam go w środę wieczorem. Oto kawałek tekstu z którego musicie odgadnąć tytuł. Powodzenia :)
To nie jest rozmowa Justin'a i Belli :)
To nie jest rozmowa Justin'a i Belli :)
-Możemy pogadać o tym co taka śliczna panienka jak Ty robi w takiej okolicy jak ta?- cholera nie powiem, że tu będę mieszkać.
-Zgłodniałam i miałam nadzieję że jest tu restauracja, niestety myliłam się.
-Nie, restauracja jest na przeciwko twojego autka, mało spostrzegawcza jesteś niunia.- kurwa. 1:0 dla nich. Co teraz?
-Och, wiesz wydaje mi się, że jest zamknięta.
-Całodobowa skarbie, jeśli chcesz dotrzymamy Ci towarzystwa.- odezwał się drugi. Nie powiem, nie widziałam ich wszystkich, ale jeśli wyglądają jak on, to chyba dołączę do jakiejś,grupy przestępczej
O jezuuu, znowu coś o gangach?
OdpowiedzUsuńCzemu wszystkie ff muszą być o złym Justinie? ;c
Niee, jeśli chodzi o ten tekst z przyszłego rozdziału, to nie Justin rozmawia z Bellą, to nowa postać. Jeszcze zobaczycie czym Justin się zajmuje.
UsuńBoski<3
OdpowiedzUsuńnie mam pojecie jaki moze być tytuł ale na pewno bedzie ciekawie :)
Czekam nn
Świetny rozdział !
OdpowiedzUsuńCo do tytułu to nie mam bladego pojęcia, ale doda ten rozdział wcześniej, proszę <33
Jej ten rozdział jest taki cudowny.
OdpowiedzUsuńZ tytułem Hmmm...coś w stylu spotkanie z gangiem. Pierwszy dzień w Los Angeles.
Niestety nie :(.
UsuńTytuły może:
Usuń"1:0"
"Spotkanie"
"Zbieg Okoliczności"
"Towarzystwo"
"Grupa Przestępcza"
"Restauracja"
Takie tylko koncepcje.... :)
Super! Oby tak dalej.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział :)
super :) @pussrauhl
OdpowiedzUsuń