Miało być ahgahdgjd, a jakoś się zawiodłam na sobie, no w czterech słowach, czuję że spierdoliłam robotę. Postanowiłam, że do akcji dodam coś, czego się nie spodziewacie, (nie chodzi o ten rozdział, kwestia 1-2 rozdziałów.), ten element i tak miałam dodać, ale później i trochę inaczej, delikatniej, powoli go wpleść. Jednak czas akcji potoczy się szybciej, stwierdziłam, że skoro chcecie coś czego nie podejrzewacie, to to dostaniecie. Mam nadzieję, że wypali i uda mi się utrzymać napięcie, trzymajcie kciuki i skomentujcie, żeby mnie jakoś zmotywować do pracy, bo właśnie zabieram się za TE rozdziały.
PS: Od teraz będę sprawdzać rozdziały, pod formą ortograficzną, interpunkcyjną i gramatyczną, żeby nie razić Was moimi błędami(na tyle, ile je wyłapię). :)
PS2: Od teraz przy każdym rozdziale będą obrazki :) <3
PS3: Spójrzcie na zakładkę bohaterowie. Możecie się też wpisać do informowanych, oraz jeśli macie swojego bloga podrzućcie w komentarzu na "Wasze Blogi".
JUSTIN
-Lubię kiedy się uśmiechasz- wypaliłem, mentalnie zrobiłem facepalm, nie bardzo przemyślałem to co powiedziałem, Bella patrzyła na mnie przez chwilę zdezorientowana, po tym, jak prawdopodobnie doszło do niej co powiedziałem, zarumieniła się i spuściła głowę. To nie tak, że mi się podoba, jest cholernie seksowna, naprawdę chciałbym......
-Dziękuję.- wymamrotała.
-Hej, nie wstydź się, przynajmniej przy mnie, hm?- powiedziałem łapiąc jej brodę pomiędzy kciuk i palec wskazujący, unosząc jej głowę do góry.
-Okej.- kiedy na mnie spojrzała zabrałem moją rękę.
-W takim razie, możemy teraz zanieść zakupy.- wysiadłem i podszedłem do drzwi pasażera otwierając je, oraz podając Belli rękę, by mogła swobodnie wyjść, po prostu zawieszenie jest dość wysokie. Ona, mrucząc dziękuję udała się do bagażnika, ja zaraz za nią. Nosiliśmy zakupy przez kilka tur, oczywiście ja brałem te większe pakunki w skrzynkach, a ona brała mniejsze, w reklamówkach. Zszedłem ostatni raz do samochodu, by go zamknąć i wróciłem z powrotem do mieszkania nr 6. Zastając gospodynię domu w zgiętej pozycji, tyłem do mnie, poszukującej produktów, które zapewne były potrzebne jej do dania, które miała zamiar przygotować, nie narzekam na te widoki, nie narzekam. Odchrząknąłem, pytając czy mogę się rozejrzeć po mieszkaniu. Ona tylko odpowiedziała, że znajdzie dorsza i włoży go do wody, a potem mnie oprowadzi. Po chwili zjawiła się.
-Okej to zacznijmy od kuchni. Jak widać niewielka, ale urocza. Ogółem całe mieszkanie muszę odświeżyć, ale to może poczekać.- przeszliśmy z kuchni do łazienki. -Oto miejsce, gdzie królowa chodzi piechotą- dalej ruszyliśmy do małego salonu z balkonem.- To jest salon, muszę przynieść tu jeszcze kilka rzeczy, co najważniejsze wieżę stereofoniczną, dalej masz prawdopodobnie moje przyszłe ulubione miejsce w tym domu, balkon.
-Który jest obok mojego.
-O, nie zauważyłam wcześniej.- spojrzała w tamtą stronę w lekkim szoku.- W takim razie, poranna kawa jest nasza.
-Jasne.- uśmiechnąłem się odwzajemniając jej wcześniejszy gest. Przeszliśmy do jej sypialni.
-Tutaj będzie moje królestwo, kiedy tylko się urządzę, nie zdążyłam za wiele tu zrobić, jedyne to to, że leży tu mój koc i poduszka.
-Właśnie, gdzie masz swoje rzeczy?
-Są w samochodzie, jak mówiłam, nie miałam jeszcze czasu tego wszystkiego tutaj przynieść.
-Powiedz gdzie jest twój samochód, daj mi kluczyki i problem z głowy.
-Masz ADHD, czy wypiłeś dziś dużo kawy że jesteś taki skory do noszenia?
-Zrobię co chcesz, dla takiej dziewczyny, w dodatku z którą zjem pyszny obiad.- puściłem jej oczko.
-Okej, łap.- wyciągnęła kluczyki z torebki.- Jest postawiony przed drzwiami wejściowymi.
-To przez Twój samochód, za każdym razem kiedy nosiliśmy zakupy musieliśmy nadrabiać jakieś 30 metrów? Cholera, nie wierzę, sama sobie utrudniasz życie, a ja się jeszcze na to zgadzam. Jak przyniosę rzeczy, to postawię Twój samochód na parkingu.
-Jasne, jasne. Nie gorączkuj się tak.
Nie odpowiadając nic, ruszyłem do samochodu, zadowolony z dzisiejszego dnia. Ta dziewczyna jest naprawdę w porządku, muszę ją poznać z moją Cassie, na pewno się polubią. Kliknąłem na przycisk otwierający bagażnik na kluczu. Spojrzałem na zawartość i zrobiło mi się słabo. Ile walizek można ze sobą zabrać? Dwie, trzy? Tam było ich sześć. Chryste. Tylne siedzenia miała rozłożone, aby zmieściło się ich więcej. Wtedy, gdy zepsuł jej się samochód, nie zwróciłem uwagi na ilość jej walizek, byłem zajęty raczej znalezieniem odpowiedzi na pytanie, co ten gościu ma z głową? Wziąłem pierwsze dwie walizki i ruszyłem do góry. Niby nie wyglądają na ciężkie, ale uwierzcie mi, są i to cholernie. Dobrze, że to jest drugie piętro. Zaniosłem je do jej sypialni, i tak zrobiłem również z kolejnymi. Po wszystkim, zamknąłem bagażnik i usiadłem za kierownicą, trochę musiałem się nagimnastykować żeby jakoś się wpasować, może nie jestem jakimś gorylem, ale jednak gabarytowo, jestem trochę większy od tej dziewczyny. Odstawiłem go na parking, po czym ruszyłem z powrotem do mieszkania Belli, kiedy tylko wszedłem do środka poczułem przyjemne zapachy, aż tyle mnie nie było? Zajęło mi to wszystko zaledwie 15 minut, przynajmniej tak mi się wydaje. Zajrzałem do kuchni i zauważyłem, że pospiesznie się po niej krząta.
-Jestem- wyszeptałem do jej ucha, kiedy do niej podszedłem, podskoczyła.
-Mało zawału nie dostałam.- wydyszała.- Nie słyszałam Cię, Justin! Cholera, gdybyś nie zauważył, próbuję skupić się na tym, żeby nie spieprzyć mojej pracy, więc jeśli chcesz coś zjeść, to usiądź grzecznie na krześle.- wypaplała odwracając się do mnie na chwilę i grożąc mi nożem.
-Wow, dobrze mamo, już będę grzeczny.- powiedziałem siadając.
-Ugh.- fuknęła, wrzucając posiekany koperek, natkę pietruszki do miski ze śmietaną, następnie polewając tym rybę. Na koniec posypała wszystko żółtym serem i włożyła do piekarnika. Złapałem się na obserwowaniu jej wszystkich ruchów, jak jakiś psychol.
-Okej no to teraz czekamy jakieś 45 minut i jemy.- odparła, już całkiem spokojnie. Usiadła na przeciw mnie.
-Opowiedz mi coś o sobie.- powiedziałem.
-Ja? Moje życie nie było ciekawe, nie warto o tym rozmawiać, może Ty mi coś powiesz? Jak to się stało, że tutaj mieszkasz? Moją historie przeprowadzki chyba znasz, ucieczka przed chłopakiem hm?- powiedziała lekko zdenerwowana, czemu ona tak szybko gada?
-Okej, ale liczę, że kiedyś się dowiem czegoś więcej o Tobie, niż to że Twój ex ma nierówno pod sufitem.- powiedziałem niepewnie.
-Kiedyś, może.- widocznie jej to nie bawiło.(aż mnie korci żeby wstawić smutną buźkę hahaha)
-No więc, kiedy miałem 16 lat, opuściłem mój rodzinny dom w Toronto. Od tamtej pory mieszkam w tym mieście. Zrobiłem to, bo miałem wtedy dziewczynę, starszą od siebie o dwa lata. Któregoś dnia po prostu oznajmiłem rodzicom, że wyjeżdżam i tyle. Chciałem zrobić jej niespodziankę, ale to ona zrobiła ją mi, wyrzucając mnie za drzwi, mówiąc, że za dużo sobie wyobrażałem, małolat i te sprawy. Wtedy trafiłem do tego miejsca, było nie drogo. Rodzice do tej pory myślą że jestem z Jade.
-Widzisz...- westchnęła-..przeprowadziliśmy się z całkiem różnych powodów, ale wciąż takich samych, miłość kopnęła nas w dupę. Ja uciekłam, a Ty zostałeś odrzucony. Przykro mi.- powiedziała pocierając moje ramie.
-Jest okej, to była taka nastoletnia miłość. Za to Ty, jesteś na świeżo po rozstaniu. Na prawdę mi przykro- powiedziałem z pocieszającą miną.
-To nawet nie była miłość. Po prostu, to był zły ruch, by zamiast nazywać się "przyjaciółmi" zostaliśmy "parą"- powiedziała z miną która nic nie wskazuje.- Okej, zawiało smętami- wymamrotała odwracając wzrok.- Zapomniałabym, mam jeszcze do zrobienia koktajl.- powiedziała i wyjęła z lodówki śmietanę, oraz resztę potrzebnych składników. Poszła na korytarz, wyjmując nowo zakupiony blender oraz parę innych rzeczy, po czym weszła do kuchni i uśmiechnęła się do narzędzia czyniąc w kuchni te magiczne sztuczki, po pięciu minutach podała mi do ręki szklankę z napojem, którego spróbowałem.
-Mmm, pycha, mogę trochę na wynos?- zaśmiałem się cicho, krzywiąc się i udając, że mi nie smakuje.
-Wy nos to Ci zaraz trochę naleję tego.
-Nie odważyłabyś się.- powiedziałem i wytknąłem język.
-Powiedz to jeszcze raz, a przekonasz się.- odpowiedziała mi rzucając wyzwanie i jednocześnie działając na mnie jak płachta na byka.
-Nie odważ..-nie skończyłem zdania kiedy poczułem, płyn na mojej twarzy.- Teraz to Ty zginiesz.- chlusnąłem na nią moim napojem.
-Ej, moja ciężka praca.- tylko zaśmiałem się na jej reakcję i przetarłem oczy.
-Chętnie bym dokończył naszą walkę, ale nie bardzo mam czym. Pozostało nam się przebrać, po tej krótkiej bitwie, ale uważaj zapowiada się wojna.- powiedziałem śmiejąc się.- Wracam za pięć minut.- powiedziałem i poszedłem do mojego mieszkania w wiadomym celu, po chwili wróciłem do mojej dzisiejszej towarzyszki.
-Jesteeem.- poinformowałem pokazując na siebie .
-Ta, ciesze się, czujesz to?- powiedziała sarkastycznie.- Możemy już jeść, siadaj.- rozkazała, wyjmując i przecierając ścierką talerze i sztućce z kartonu. Nałożyła nasz posiłek, który był szczerze mówiąc bardzo dobry.
-Wybierasz się na studia gastronomiczne?
-Co? Nie... . - chyba była lekko zszokowana.
-Po prostu, wydaje mi się, że dobrze gotujesz.
-Dobra, przyjmę to jako komplement, dzięki.
Kiedy skończyliśmy, podziękowałem jej, jeszcze chwilę porozmawialiśmy, ale stwierdziłem, że pora się zbierać, czas mnie goni.
ISABELLA
Po odprowadzeniu Justina do drzwi, zabrałam się za układanie ciuchów, kosmetyków i wszystkiego innego w szafkach. To mi zajmie wieczność, po tym jak jedną walizkę rozpakowywałam półtorej godziny, mogę być tego pewna. Poszłam do kuchni zmyć naczynia i napić się wody, następnie powróciłam do przerwanej czynności. Tym razem ułożę parę rzeczy w kuchni, napoje, ogólnie produkty spożywcze. Kiedy udało mi się z tym uporać usłyszałam dzwonek do drzwi, nawet wiem kogo się spodziewać. Z głębokim wdechem, otworzyłam drzwi przygotowując się na kolejne starcie. Gdyby nie ta wizyta, ten dzień mogłabym zaliczyć do udanych i spokojnych. Zapomniałam, że miał mnie odwiedzić.
-Cześć.- powiedział Mike, wciskając mi do rąk bukiet tulipanów, powinien chociaż wiedzieć, że ich nienawidzę.
-Czego znowu ode mnie chcesz? Nie mam czasu, jak widzisz rozpakowuję rzeczy. Streszczaj się.- warknęłam, rzucając bukiet gdzieś na bok.
-Mogłabyś trochę milej.- wysyczał zaciskając pięści.
-Mógłbyś być większym realistom.- nie mam zamiaru dać mu się zastraszyć, widzę, że jest "trochę" wypity.
-Bella wróć ze mną.
-Jeśli to wszystko to pa.- próbowałam zamknąć mu przed nosem drzwi, ale wstawił swojego buta i je odepchnął, wszedł do środka po czym zatrzasnął je na zamek i przycisnął mnie do ściany.
-Nie wiesz, że mi się nie odmawia?
-Właśnie o tym mówię, co ty sobie wyobrażasz człowieku? Pojawiłeś się w moim życiu, uszczęśliwiłeś na kilka chwil, dni, tygodni, miesięcy, było super, momentami....a teraz? Teraz robisz z mojego życia gówno.
-Co ty pieprzysz? Wyobraź sobie, że żywię, do Ciebie na tyle silne uczucia, że nie zostawiam Cię, bo mamy problem.
-Mike, pieprzyłeś jakąś sukę, po tym, kiedy ja Ci nie chciałam dać! Dobrze wiesz, dlaczego mam z tym problemy! Po tym jeszcze ta akcja na ulicy, co to do cholery było? Jesteś chory. Daj mi spokój! Nienawidzę Cię.- kiedy to wszystko powiedziałam zobaczyłam jak jego oczy momentalnie się przyciemniają, a żyły na ciele wychodzą. Ścisnął szczękę i zrobił coś czego w życiu bym się po nim nie spodziewała, wymierzył cios w moją twarz. Opadłam na ziemię, łapiąc się za miejsce uderzenia. Poczułam metaliczną substancję na wargach. Spojrzałam na niego wystraszona, do czego jeszcze się posunie?
-Jak możesz mówić, że mnie nienawidzisz? Wiesz co JA, Ci powiem?- nie odpowiadałam.- Odpowiedz, niewdzięczna suko.- powiedział łapiąc mnie za włosy i podnosząc do góry, waląc moją głową o ścianę.
-C-co?- wydukałam drżącym głosem.
-Zasłużyłaś na wszystko co dostałaś od Phill'a.- wywarczał rozrywając moją koszulkę. Chwilę jeszcze stał nade mną, kiedy ja wgapiałam się w ścianę, próbując zapomnieć o Tym co się stało osiem lat temu. Podciągnęłam swoje nogi pod brodę i czekałam, aż wyjdzie. Po kilku minutach patrzenia na to, co się ze mną dzieje po jego słowach, odszedł. Przez następne kilkadziesiąt minut, próbowałam powstrzymać łzy i uspokoić moje trzęsące się ciało. Jest tylko jeden sposób, by sobie z tym poradzić, inaczej będę ciągle o tym myśleć, a nie chcę tego. Chcę zapomnieć. Z wciąż płynącymi łzami jak niekończący się wodospad, podeszłam do torebki wyjmując portfel. Złapałam pierwszą, lepszą bluzę z kapturem ,którym się zasłoniłam oraz nałożyłam okulary przeciw słoneczne. Kiedy tu przyjechałam nie wyglądało to na zbyt ciekawą okolicę. Myślę, że nikt za bardzo nie będzie zwracał uwagi na mój stan. Nie zamykając nawet drzwi tylko ubierając buty, udałam się do sklepu monopolowego. Zeszłam po schodach, na trzęsących się nogach, trzymając poręcz. Przeszłam kilka uliczek, znajdując kilka nieciekawych typów, których próbowałam za wszelką cenę uniknąć, a na końcu sklep, którego tak bardzo potrzebowałam. Weszłam do środka, kuląc ramiona. Złapałam za butelkę wódki i podeszłam do kasy rzucając kobiecie banknot 200$ dolarowy. Nie powinna narzekać, że nie poczekałam, aż nabije produktu na kasę. Szybkim krokiem, udałam się z powrotem do mojego domu. Nie zdejmując z siebie niczego wparowałam do łazienki, odsunęłam swój rękaw i wzięłam maszynkę do golenia, wyjęłam z niej żyletkę. Wypijając kilka łyków palącej substancji, dodałam sobie odwagi. Przejechałam raz, drugi, kolejny. Nie wiem ile zrobiłam nacięć ale poczułam się dobrze, zadając sobie ból. Spojrzałam w lusterko.
-Brzydzę się sobą.
Powiedziałam polewając rany alkoholem. Piekło jak skurwysyn. Widocznie zasłużyłam na to co najgorsze.
NO ONE'S POV
Piła wódkę przez całą noc, kiedy tylko trochę wytrzeźwiała i poczuła lżejszą głowę, brała kolejny łyk. Miała okropne wirowania w głowie, nie mogła ustać na nogach. Poczuła, że zbiera jej się na wymioty. Przesunęła swoje ledwo przytomne ciało do sedesu i wymiotowała przez dłuższa chwilę.
BELLA'S POV
Budząc się zauważyłam, że mam rzygi na włosach, ochyda. Spuściłam wszystkie brudy w kiblu, wywołując przy tym głośny dźwięk. Kurwa, nie, głowa mi pęka. Dokładnie pamiętam, co się wczoraj działo. No, może do momentu kiedy zachciało mi się drugi raz wymiotować, wolałabym jednak o wszystkim zapomnieć. Położyłam się na kilka godzin do łóżka, by odpocząć. Sen złapał mnie szybko, całe szczęście. Kiedy kolejny raz się wybudziłam usłyszałam dzwonek do drzwi. Na prawdę? Drugi raz. Kto to może być? Oby nie on. Nie zniosłabym kolejnej wizyty. Nieważne nawet kim jest osoba próbująca się dostać do moich drzwi, nie wpuszczę jej. Chciałam udawać, że nie ma nikogo w domu, kiedy starając się być cicho i tylko sprawdzić kto to, kopnęłam butelkę po alkoholu. Odchrząknęłam i sprawdziłam przez wizjer kim jest ta osoba. Chryste, czy on nie może po prostu dać mi spokoju?
6 stron, 2125 słów. Czekam na Wasze opinie w postaci komentarzy zapraszam również na ask'a.
aw :) super
OdpowiedzUsuńTo straszne, że Bella w taki sposób radzi sobie z problemami... ale czekam na następny rozdział♡♡♡
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział, ten jest cudowny! To smutne, ale jednocześnie zajebiste. Dawaj szybko next! <3<3<3<3
OdpowiedzUsuńOhh...udalo Ci się zaskoczyć. Tak trzymaj! Smutny a zarazem niezwykly rozdział. Czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńAwww doczekałam się:3
OdpowiedzUsuń@wmedlasy
Omg, nie spodziewałam się , że Mike może okazać się takim dupkiem. I who the fuck is PHILL?? Zaskakujące.
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział.
Zaajebiste ! Dużo emcji ! <3 kto to Phill !? Nie moge doczekac sie nexta (: *-*
OdpowiedzUsuńkiedy nastepny? wchodze codziennie i nie moge sie doczekac :D kocham twoje opowiadanie i styl w jakim go piszesz
OdpowiedzUsuńJEJUUU NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ NASTĘPNEGO <3
OdpowiedzUsuńBoże świetny rozdział bardzo mi się podoba i czekam na następny!! x
OdpowiedzUsuń