Więc teraz wszystko zależy od Was. Czy chcecie, żebym dodała następne rozdziały? Muszę napisać na nowo następne, żeby to miało ręce i nogi. Więc? Kończymy to co zaczęliśmy? +++ wie ktoś, gdzie będę mogła zamówić szablon?
wtorek, 9 grudnia 2014
czwartek, 24 lipca 2014
8. Secret.
ISABELLA'S POV
-Justin, przepraszam, źle się czuję, nie chcesz mnie teraz widzieć.- powiedziałam przez drzwi osuwając się po nich.
-Jesteś pewna? Może mogę Ci jakoś pomóc, nie potrzebujesz, żeby Cie podwieźć do lekarza?- spytał, cholera potrzebuję teraz kogoś, ale na pewno nie mężczyzny, nie zniosłabym przebywania z nim. Potrzebuję mojej przyjaciółki.
-Nie, jest okej, moja przyjaciółka jeszcze dziś tu będzie, pomoże mi.
-W porządku, cześć.- powiedział lekko niepewnym głosem.
-Pa.
Znowu zebrało mi się na płacz. Otarłam kilka wolno spadających łez i wzięłam do ręki telefon, wybierając numer Jess. Po trzech sygnałach odebrała.
-Cześć kochanie.- przywitała mnie radośnie.
-Jessica, ja, ja potrzebuję Cię, żebyś tu przyjechała, pomóż mi. Proszę.- powiedziałam błagalnym głosem, przez łzy.- Proszę, nie dam rady sama, nie zostawiaj mnie.
-Bella? Co się st....
-Proszę. Później porozmawiamy, błagam.
-Zaraz wyjadę. Mam być z Anthonym?
-Bądź sama, proszę.
-Okej, skarbie, trzymaj się. Dzwoń, jeśli coś się będzie działo. Będę jak najszybciej się da, ale wiesz że to przynajmniej siedem godzin jazdy?
-Poczekam.
Rozłączyłam się. Podeszłam do mojej apteczki i wzięłam kilka tabletek nasennych. Zażyłam dwie. Powinny mi wystarczyć. Kolejny już dzisiaj raz położyłam się i czekałam na sen. Tym razem obudziło mnie szturchanie. Otworzyłam oczy, to była Jess. Rzuciłam jej się w ramiona i zaczęłam płakać, kiedy ta próbowała mnie uspokoić.
-Csii, jestem, wszystko się ułoży, będzie okej.- pocierała moje plecy.
-Dziękuję.- trwałyśmy w uścisku dość długo, kiedy wreszcie się uspokoiłam.
-Bella, już okej? Możemy pogadać?- spytała delikatnie, kładąc kosmyk włosów za moje ucho. Pokiwałam głową, wciągając nos.
-Co się stało?.- spytała a ja wciągnęłam powietrze, przygotowując się na spowiedź.
-Mike tu był, on się wściekł, że go zostawiłam, on .u..uderzył mnie i wspomniał o Phill'u. Potem zaczęłam się trząść, nie wiedziałam co mam zrobić, kupiłam wódkę, po prostu.. chciałam o tym już zapomnieć.- powiedziałam drżącym głosem, łkając.
-Spokojnie, nie osądzam Cię. Przepraszam, cholera, to przeze mnie.- wtuliła we mnie głowę, poczułam także jej łzy na mojej koszulce.
-To nie twoja wina, stałoby się to prędzej czy później.
-Pokaż mi swoją twarz.- powiedziała łapiąc mnie za policzki.- To nie wygląda dobrze, masz rozciętą wargę, siniaka pod okiem, do tego jest spuchnięte. Cholera, co z Twoją koszulką. Jezu... on jest potworem. Jak mógł Ci coś takiego zrobić, przecież on, on. Wydawał się być w porządku.
-Jess nie mam pojęcia co w niego wstąpiło, od jakiegoś czasu zachowywał się dziwnie, znaczy nie bił mnie nigdy, ale kiedy nie chciałam go przytulić czy coś, on robił to na siłę, tak jakby miał jakąś obsesję. To nie było zdrowe, ale ja po prostu myślałam, że tak okazuje uczucia. Boję się go, co jeśli będzie częściej robił to.. . - powiedziałam pokazując na siebie.
-Spokojnie, kiedy tylko pojawi się w domu.., chociaż, nie wiem czy to do końca dobry pomysł.- zawahała się.
-O czym myślisz?
-Chcę zadzwonić na policję. Myślę, że nie ma innego wyjścia. Nie obchodzi mnie, że to był mój przyjaciel, zarówno jak i twój, skoro on nie miał żadnych zahamowań, by zrobić Ci taką krzywdę, to ja chcę żeby wiedział, że dla Nas nie istnieje. Musi za to zapłacić, to nie tak, że można robić takie rzeczy bezkarnie.
-Ale wtedy dojdzie do śledztwa, a to oznacza, że będę musiała przedstawić to co się stało. Ja nie wiem czy dam radę. Wiesz jak bardzo boli mnie samo myślenie o Phill'u, a teraz kiedy Mike dołożył swoją część, to jest jak rozdrapywanie blizn, boli podwójnie.
-Mała, dasz radę, ja Ci pomogę. Będę tam z Tobą. Uporamy się z tym. On nie może zrobić Ci krzywdy ponownie.
-Jess, proszę, zostań ze mną na jakiś czas tutaj. Nie chcę być sama.
-Nie musisz mnie nawet o to pytać, sama chciałam się wprosić.- posłała mi pocieszający uśmiech.
-Dziękuję.
-Um, nie wiem czy to odpowiedni czas by Ci to dać, ale ktoś zostawił kartkę pod Twoimi drzwiami. Spójrz.- powiedziała, podając mi złożony papier, który rozwinęłam.
-O.- tylko tyle dałam radę z siebie wyciągnąć, zamurowało mnie.
-Mogę zobaczyć?
-Jasne, to nie tajemnica.- powiedziałam podając jej kartkę.
-Widzę, że szybko znalazłaś nowych przyjaciół. Justin mhmm. No stara, dajesz czadu.
-Jezu, jakoś nie bardzo mam ochotę na flirt, jakbyś nie zauważyła, nie mam dobrych doświadczeń z facetami.- powiedziałam, spoglądając na nią spod łba.
-Przepraszam, to było nie na miejscu.- mruknęła skruszona.
-Po prostu daruj sobie takie komentarze. Teraz możesz mi dać wody, bo mam okropnego kaca.
-Robi się. Spokojnie, znajdę wszystko sama.
Kiedy odeszła wtuliłam się w koc i wyciągnęłam spod poduszki tabletki na sen, łyknęłam dwie. Jakoś muszę sobie z tym poradzić. Trudno jest mi pogodzić się z tym, że najbliższa mi od jakiegoś czasu osoba, wczorajszego wieczoru znęcała się nade mną, co gorsza nie tylko fizycznie ale i psychicznie. Wspomnienie o Nim, było ciosem poniżej pasa, w dodatku w kontekście, że dobrze robił, że pochwala jego zachowanie. Nie potrafię zrozumieć Mike'a. Był wszystkimi dobrymi gównami jakie można sobie zażyczyć, no może oprócz tej jego zaborczości, a w jednej chwili zamienił się w bezduszną bestię. Analizując jego całe zachowanie ostatniego czasu, doszłam do wniosku, że nie znajdę przyczyny. Nic takiego mu nie zrobiłam, przecież ludzie się rozstają. Jego zachowanie byłoby bardziej zrozumiałe, gdybym to ja go zdradziła, ale było całkiem na odwrót.
-Proszę.- powiedziała Jess, stawiając wodę na stoliku.
-Dzięki, co Ci zajęło tak długo?
-Byłam po coś dla mnie.- wyciągnęła talerz z kanapkami zza pleców.- Oczywiście Ty, też zjesz, nawet się nie wymiguj.
-Nie mam apetytu, daj mi spokój. Chcę spać.- odpowiedziałam pijąc wodę.
-O, przestań, nie zachowuj się jak małe dziecko.- przysunęłam mi kanapkę do twarzy.
-Ogarnij się. Nie będę nic jeść, potrzebuję snu.
-Ileż można spać? Spałaś jak przyjechałam, teraz chcesz spać. Pogadajmy.
-Widocznie dużo. Jutro pogadamy, kładź się koło mnie, jest....- spojrzałam na zegarek na jej ręce.- w pół do jedenastej w nocy. Grzeczne dziewczynki już dawno śpią.
-Dobra w sumie i tak jestem trochę zmęczona podróżą.- stwierdziła, kładąc się koło mnie. Zabrała mi trochę koca, powierciła się, a ja w tym czasie zasnęłam. Śniły mi się zimne łapska, przyklejone do mojego ciała, rozbierające mnie. Próbowałam uciec, ale nie mogłam, były za silne. Kiedy ugryzłam jedną z kończyn, ta odpłaciła mi siarczystym policzkiem. Obudziłam się spocona i roztrzęsiona. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Słońce wstaje. Podeszłam do mojej torebki by wyciągnąć telefon. Sprawdziłam godzinę. 07:07. Poszłam do kuchni po szklankę wody, ten żywioł jest dla mnie zbawienny, kiedy jestem w wodzie albo ją piję momentalnie się uspokajam. Zabrałam bluzę i długie spodnie oraz czystą bieliznę po czym weszłam do łazienki, aby wziąć prysznic. Spojrzałam na bajzel panujący w niej. Spuściłam wodę w toalecie, po czym polałam ją środkiem dezynfekującym. Z podłogi powycierałam krew, wódkę i rzygi, następnie umyłam ją, mokrą szmatą z płynem. Pozbierałam żyletki i kilka kosmetyków z podłogi. Kiedy skończyłam doprowadzać ją do ładu, spojrzałam w lusterko. O fuj. Zobaczyłam resztki zaschniętej krwi, ogromnego siniaka na pod prawym okiem i rozciętą wargę. Weszłam pod prysznic wraz z szamponem, żelem do ciała jak i do twarzy. Myłam się długo, aż nie poczułam piekącej od szorowania skóry. Moje ręce były świeżo pocięte, przez co, za każdym razem, kiedy weszły w reakcję z mydłem, niemiłosiernie piekły, niektóre się nawet otworzyły i na nowo zaczęły krwawić. Wyrzuciłam ciuchy które miałam na sobie zeszłego dnia. Były poplamione krwią, a do tego przypominałyby mi o tamtej sytuacji. Wyszłam z kabiny wycierając się kanarkowym ręcznikiem. Ubrałam bieliznę, granatowe spodnie, czarny top i czarną bluzę z kapturem. Jakoś czuję się w tym zestawie bezpiecznie, po prostu zakrywa mnie prawie całą. Kiedy już się ubrałam spojrzałam jeszcze raz na moją twarz w odbiciu. Okej, trzeba to zakryć, teraz przydadzą mi się moje kosmetyki. Na początek nałożyłam bazę, na siniaka pod okiem, najpierw zielony korektor, następnie biały, a na koniec rozświetlający, w porządku, widać go, ale tylko trochę. Na wargę nałożyłam trochę kremu . Na koniec pokryłam się podkładem i tuszem do rzęs. Odpuściłam sobie puder. Makijaż jest kryjący, ale nie widać, żebym nałożyła, aż tyle kosmetyków, jest lekki. Odetchnęłam i zaczęłam suszyć swoje włosy. Po skończeniu udałam się po melisę. Nadal jestem roztrzęsiona, a moje ruchy nie są zbyt precyzyjne o czym świadczą moje niezbyt dobrej koordynacji ruchowej. Jest coś koło ósmej rano, nie wiem co robić. Usiadłam na kanapie w salonie, kiedy zdałam sobie sprawę, że dość dawno temu nie miałam swojego telefonu w ręce. Podeszłam do torebki i wyciągnęłam aparat(telefon). 3 nieodebrane połączenia od mamy, kilka wiadomości od sieci i to wszystko. Zastanawiam się czy jeszcze śpi, nie będę ryzykować, zadzwonię w południe. Wkładając telefon do kieszeni usłyszałam pukanie, tylko skąd, skoro jestem przy drzwiach, a na pewno nie pochodzi ono od nich. Dochodzi z salonu, podeszłam do wejścia, zauważając Justin'a pukającego w szybę drzwi balkonowych. Stanęłam wryta. Pochrzaniło go czy coś? Podeszłam do nich i chwyciłam za klamkę. Chłopak wszedł do środka, na co ja cofnęłam się kilka kroków.
-Hej.- powiedział, jak tylko wszedł.
-Cześć.
-Dostałaś moją karteczkę, prawda? No więc, przyszedłem z kawą do Ciebie skoro jesteś chora. Tak jak się umawialiśmy, poranna kawa jest nasza.- uśmiechnął się.
-Ah, tak. Yghm, właśnie jestem chora, zarazisz się, nie powinno Cię tu być.
-Jestem odporny, spokojnie. Nawet nie wyglądasz na chorą.
-Na prawdę nie czuję się najlepiej.- podszedł do mnie, na co ja zrobiłam dwa kroki w tył.
-Ty weźmiesz koc, a ja będę siedział u siebie, żeby się nie zarazić. W porządku?
-W porządku. Poczekaj sekundkę.- powiedziałam i odeszłam do sypialni, by wziąć koc. Po chwili ruszyłam na balkon, przymykając drzwi. Wygodnie usadowiłam się na krześle, którego pochodzenie jest mi nie znane, po prostu stoi tutaj, a ja na Nim siedzę. Zauważyłam kubek z kawą, obok mojej głowy,na parapecie. Chwyciłam go i zaczęłam sączyć.
-Unikasz mnie?
-Co? Nie, po prostu jestem chora, nie chcę mieć nikogo na sumieniu.
-Um, mówiłaś, że się przeprowadziłaś, więc możesz na mnie liczyć, zawsze mogę pomóc Ci coś przenieść lub...- podrapał się po karku, próbując znaleźć odpowiednie słowo. Wydał z siebie westchnienie.- Po prostu daj znać, jeśli będziesz czegoś potrzebować.- odpowiedział zza krat, oddzielających nasze małe miejsca na "spojrzenie na świat"*chodzi o balkon.
-Dzięki.- "możesz na mnie liczyć", nie dzięki postoję.
-Um więc, jak choroba?
-Zwykła grypa.
-Przykre, że złapałaś choróbsko, tylko jak się tu wprowadziłaś, może działa tak na Ciebie zmiana otoczenia?
-Może.- mruknęłam w odpowiedzi.
-Byłaś u lekarza? Wydaję mi się, że moja siostra brała jakieś proszki na grypę, i przeszło jej szybciej.
-Ta, mam coś.
-Widzę, że nie za bardzo jesteś rozmowna.- to, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
-Nie mam siły, by dużo rozmawiać.- naprawdę czuję się słabo.
-Rozumiem. Więc, możemy pomilczeć
Siedzieliśmy na dworze grubo ponad godzinę, aż w końcu postanowiłam się odezwać.
-Justin, ja mam gościa w środku, pamiętasz? Przyjaciółka, Jessica. Powinnam trochę się nią zająć.
-Jasne. Idź, w porządku. Wpadnij kiedyś do mnie, tym razem ja coś przygotuję.- wydawał się trochę zawstydzony. (Wydawał XD, chyba jasne, że mu głupio, kiedy do Ciebie wyraźnie rwie, a Ty go spławiasz idotko)
-Pomyślę o tym.- kiedy to powiedziałam zabrałam się razem z kocem do środka.
Ruszyłam w kierunku torebki pamiętając o tym, że miałam nie odebrane połączenia od mamy. Jestem okropnie wyczerpana, a w dodatku niektóre moje rany ponownie się otwierają. Tak, wiem, jestem żałosna. Znajdując telefon, wpisałam numer mojej mamy, który znam na pamięć.
UWAGA Nie sprawdzony, chciałam jak najszybciej dodać, zrobię to jutro :)
Przepraszam za tak długą przerwę. Nie miałam dostępu do komputera przez parę dni i nie miałam jak napisać rozdziału(miałam 8 wcześniej, ale to była klapa, chcę przyspieszyć akcję), więc zrobiłam to od razu jak dostałam się do klawiatury. Gotowi na 9? Bo ja nie XD boję się jak go przyjmiecie. SKOMENTUJECIE ŁADNIE? Jeśli tak ja obiecam, dodać nn, w ekspresowym tempie :)
-Justin, przepraszam, źle się czuję, nie chcesz mnie teraz widzieć.- powiedziałam przez drzwi osuwając się po nich.
-Jesteś pewna? Może mogę Ci jakoś pomóc, nie potrzebujesz, żeby Cie podwieźć do lekarza?- spytał, cholera potrzebuję teraz kogoś, ale na pewno nie mężczyzny, nie zniosłabym przebywania z nim. Potrzebuję mojej przyjaciółki.
-Nie, jest okej, moja przyjaciółka jeszcze dziś tu będzie, pomoże mi.
-W porządku, cześć.- powiedział lekko niepewnym głosem.
-Pa.
Znowu zebrało mi się na płacz. Otarłam kilka wolno spadających łez i wzięłam do ręki telefon, wybierając numer Jess. Po trzech sygnałach odebrała.
-Cześć kochanie.- przywitała mnie radośnie.
-Jessica, ja, ja potrzebuję Cię, żebyś tu przyjechała, pomóż mi. Proszę.- powiedziałam błagalnym głosem, przez łzy.- Proszę, nie dam rady sama, nie zostawiaj mnie.
-Bella? Co się st....
-Proszę. Później porozmawiamy, błagam.
-Zaraz wyjadę. Mam być z Anthonym?
-Bądź sama, proszę.
-Okej, skarbie, trzymaj się. Dzwoń, jeśli coś się będzie działo. Będę jak najszybciej się da, ale wiesz że to przynajmniej siedem godzin jazdy?
-Poczekam.
Rozłączyłam się. Podeszłam do mojej apteczki i wzięłam kilka tabletek nasennych. Zażyłam dwie. Powinny mi wystarczyć. Kolejny już dzisiaj raz położyłam się i czekałam na sen. Tym razem obudziło mnie szturchanie. Otworzyłam oczy, to była Jess. Rzuciłam jej się w ramiona i zaczęłam płakać, kiedy ta próbowała mnie uspokoić.
-Csii, jestem, wszystko się ułoży, będzie okej.- pocierała moje plecy.
-Dziękuję.- trwałyśmy w uścisku dość długo, kiedy wreszcie się uspokoiłam.
-Bella, już okej? Możemy pogadać?- spytała delikatnie, kładąc kosmyk włosów za moje ucho. Pokiwałam głową, wciągając nos.
-Co się stało?.- spytała a ja wciągnęłam powietrze, przygotowując się na spowiedź.
-Mike tu był, on się wściekł, że go zostawiłam, on .u..uderzył mnie i wspomniał o Phill'u. Potem zaczęłam się trząść, nie wiedziałam co mam zrobić, kupiłam wódkę, po prostu.. chciałam o tym już zapomnieć.- powiedziałam drżącym głosem, łkając.
-Spokojnie, nie osądzam Cię. Przepraszam, cholera, to przeze mnie.- wtuliła we mnie głowę, poczułam także jej łzy na mojej koszulce.
-To nie twoja wina, stałoby się to prędzej czy później.
-Pokaż mi swoją twarz.- powiedziała łapiąc mnie za policzki.- To nie wygląda dobrze, masz rozciętą wargę, siniaka pod okiem, do tego jest spuchnięte. Cholera, co z Twoją koszulką. Jezu... on jest potworem. Jak mógł Ci coś takiego zrobić, przecież on, on. Wydawał się być w porządku.
-Jess nie mam pojęcia co w niego wstąpiło, od jakiegoś czasu zachowywał się dziwnie, znaczy nie bił mnie nigdy, ale kiedy nie chciałam go przytulić czy coś, on robił to na siłę, tak jakby miał jakąś obsesję. To nie było zdrowe, ale ja po prostu myślałam, że tak okazuje uczucia. Boję się go, co jeśli będzie częściej robił to.. . - powiedziałam pokazując na siebie.
-Spokojnie, kiedy tylko pojawi się w domu.., chociaż, nie wiem czy to do końca dobry pomysł.- zawahała się.
-O czym myślisz?
-Chcę zadzwonić na policję. Myślę, że nie ma innego wyjścia. Nie obchodzi mnie, że to był mój przyjaciel, zarówno jak i twój, skoro on nie miał żadnych zahamowań, by zrobić Ci taką krzywdę, to ja chcę żeby wiedział, że dla Nas nie istnieje. Musi za to zapłacić, to nie tak, że można robić takie rzeczy bezkarnie.
-Ale wtedy dojdzie do śledztwa, a to oznacza, że będę musiała przedstawić to co się stało. Ja nie wiem czy dam radę. Wiesz jak bardzo boli mnie samo myślenie o Phill'u, a teraz kiedy Mike dołożył swoją część, to jest jak rozdrapywanie blizn, boli podwójnie.
-Mała, dasz radę, ja Ci pomogę. Będę tam z Tobą. Uporamy się z tym. On nie może zrobić Ci krzywdy ponownie.
-Jess, proszę, zostań ze mną na jakiś czas tutaj. Nie chcę być sama.
-Nie musisz mnie nawet o to pytać, sama chciałam się wprosić.- posłała mi pocieszający uśmiech.
-Dziękuję.
-Um, nie wiem czy to odpowiedni czas by Ci to dać, ale ktoś zostawił kartkę pod Twoimi drzwiami. Spójrz.- powiedziała, podając mi złożony papier, który rozwinęłam.
"Pamiętaj o naszej porannej kawie na balkonie, będę czekał. :) ~ Justin".
-O.- tylko tyle dałam radę z siebie wyciągnąć, zamurowało mnie.
-Mogę zobaczyć?
-Jasne, to nie tajemnica.- powiedziałam podając jej kartkę.
-Widzę, że szybko znalazłaś nowych przyjaciół. Justin mhmm. No stara, dajesz czadu.
-Jezu, jakoś nie bardzo mam ochotę na flirt, jakbyś nie zauważyła, nie mam dobrych doświadczeń z facetami.- powiedziałam, spoglądając na nią spod łba.
-Przepraszam, to było nie na miejscu.- mruknęła skruszona.
-Po prostu daruj sobie takie komentarze. Teraz możesz mi dać wody, bo mam okropnego kaca.
-Robi się. Spokojnie, znajdę wszystko sama.
Kiedy odeszła wtuliłam się w koc i wyciągnęłam spod poduszki tabletki na sen, łyknęłam dwie. Jakoś muszę sobie z tym poradzić. Trudno jest mi pogodzić się z tym, że najbliższa mi od jakiegoś czasu osoba, wczorajszego wieczoru znęcała się nade mną, co gorsza nie tylko fizycznie ale i psychicznie. Wspomnienie o Nim, było ciosem poniżej pasa, w dodatku w kontekście, że dobrze robił, że pochwala jego zachowanie. Nie potrafię zrozumieć Mike'a. Był wszystkimi dobrymi gównami jakie można sobie zażyczyć, no może oprócz tej jego zaborczości, a w jednej chwili zamienił się w bezduszną bestię. Analizując jego całe zachowanie ostatniego czasu, doszłam do wniosku, że nie znajdę przyczyny. Nic takiego mu nie zrobiłam, przecież ludzie się rozstają. Jego zachowanie byłoby bardziej zrozumiałe, gdybym to ja go zdradziła, ale było całkiem na odwrót.
-Proszę.- powiedziała Jess, stawiając wodę na stoliku.
-Dzięki, co Ci zajęło tak długo?
-Byłam po coś dla mnie.- wyciągnęła talerz z kanapkami zza pleców.- Oczywiście Ty, też zjesz, nawet się nie wymiguj.
-Nie mam apetytu, daj mi spokój. Chcę spać.- odpowiedziałam pijąc wodę.
-O, przestań, nie zachowuj się jak małe dziecko.- przysunęłam mi kanapkę do twarzy.
-Ogarnij się. Nie będę nic jeść, potrzebuję snu.
-Ileż można spać? Spałaś jak przyjechałam, teraz chcesz spać. Pogadajmy.
-Widocznie dużo. Jutro pogadamy, kładź się koło mnie, jest....- spojrzałam na zegarek na jej ręce.- w pół do jedenastej w nocy. Grzeczne dziewczynki już dawno śpią.
-Dobra w sumie i tak jestem trochę zmęczona podróżą.- stwierdziła, kładąc się koło mnie. Zabrała mi trochę koca, powierciła się, a ja w tym czasie zasnęłam. Śniły mi się zimne łapska, przyklejone do mojego ciała, rozbierające mnie. Próbowałam uciec, ale nie mogłam, były za silne. Kiedy ugryzłam jedną z kończyn, ta odpłaciła mi siarczystym policzkiem. Obudziłam się spocona i roztrzęsiona. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Słońce wstaje. Podeszłam do mojej torebki by wyciągnąć telefon. Sprawdziłam godzinę. 07:07. Poszłam do kuchni po szklankę wody, ten żywioł jest dla mnie zbawienny, kiedy jestem w wodzie albo ją piję momentalnie się uspokajam. Zabrałam bluzę i długie spodnie oraz czystą bieliznę po czym weszłam do łazienki, aby wziąć prysznic. Spojrzałam na bajzel panujący w niej. Spuściłam wodę w toalecie, po czym polałam ją środkiem dezynfekującym. Z podłogi powycierałam krew, wódkę i rzygi, następnie umyłam ją, mokrą szmatą z płynem. Pozbierałam żyletki i kilka kosmetyków z podłogi. Kiedy skończyłam doprowadzać ją do ładu, spojrzałam w lusterko. O fuj. Zobaczyłam resztki zaschniętej krwi, ogromnego siniaka na pod prawym okiem i rozciętą wargę. Weszłam pod prysznic wraz z szamponem, żelem do ciała jak i do twarzy. Myłam się długo, aż nie poczułam piekącej od szorowania skóry. Moje ręce były świeżo pocięte, przez co, za każdym razem, kiedy weszły w reakcję z mydłem, niemiłosiernie piekły, niektóre się nawet otworzyły i na nowo zaczęły krwawić. Wyrzuciłam ciuchy które miałam na sobie zeszłego dnia. Były poplamione krwią, a do tego przypominałyby mi o tamtej sytuacji. Wyszłam z kabiny wycierając się kanarkowym ręcznikiem. Ubrałam bieliznę, granatowe spodnie, czarny top i czarną bluzę z kapturem. Jakoś czuję się w tym zestawie bezpiecznie, po prostu zakrywa mnie prawie całą. Kiedy już się ubrałam spojrzałam jeszcze raz na moją twarz w odbiciu. Okej, trzeba to zakryć, teraz przydadzą mi się moje kosmetyki. Na początek nałożyłam bazę, na siniaka pod okiem, najpierw zielony korektor, następnie biały, a na koniec rozświetlający, w porządku, widać go, ale tylko trochę. Na wargę nałożyłam trochę kremu . Na koniec pokryłam się podkładem i tuszem do rzęs. Odpuściłam sobie puder. Makijaż jest kryjący, ale nie widać, żebym nałożyła, aż tyle kosmetyków, jest lekki. Odetchnęłam i zaczęłam suszyć swoje włosy. Po skończeniu udałam się po melisę. Nadal jestem roztrzęsiona, a moje ruchy nie są zbyt precyzyjne o czym świadczą moje niezbyt dobrej koordynacji ruchowej. Jest coś koło ósmej rano, nie wiem co robić. Usiadłam na kanapie w salonie, kiedy zdałam sobie sprawę, że dość dawno temu nie miałam swojego telefonu w ręce. Podeszłam do torebki i wyciągnęłam aparat(telefon). 3 nieodebrane połączenia od mamy, kilka wiadomości od sieci i to wszystko. Zastanawiam się czy jeszcze śpi, nie będę ryzykować, zadzwonię w południe. Wkładając telefon do kieszeni usłyszałam pukanie, tylko skąd, skoro jestem przy drzwiach, a na pewno nie pochodzi ono od nich. Dochodzi z salonu, podeszłam do wejścia, zauważając Justin'a pukającego w szybę drzwi balkonowych. Stanęłam wryta. Pochrzaniło go czy coś? Podeszłam do nich i chwyciłam za klamkę. Chłopak wszedł do środka, na co ja cofnęłam się kilka kroków.
-Hej.- powiedział, jak tylko wszedł.
-Cześć.
-Dostałaś moją karteczkę, prawda? No więc, przyszedłem z kawą do Ciebie skoro jesteś chora. Tak jak się umawialiśmy, poranna kawa jest nasza.- uśmiechnął się.
-Ah, tak. Yghm, właśnie jestem chora, zarazisz się, nie powinno Cię tu być.
-Jestem odporny, spokojnie. Nawet nie wyglądasz na chorą.
-Na prawdę nie czuję się najlepiej.- podszedł do mnie, na co ja zrobiłam dwa kroki w tył.
-Ty weźmiesz koc, a ja będę siedział u siebie, żeby się nie zarazić. W porządku?
-W porządku. Poczekaj sekundkę.- powiedziałam i odeszłam do sypialni, by wziąć koc. Po chwili ruszyłam na balkon, przymykając drzwi. Wygodnie usadowiłam się na krześle, którego pochodzenie jest mi nie znane, po prostu stoi tutaj, a ja na Nim siedzę. Zauważyłam kubek z kawą, obok mojej głowy,na parapecie. Chwyciłam go i zaczęłam sączyć.
-Unikasz mnie?
-Co? Nie, po prostu jestem chora, nie chcę mieć nikogo na sumieniu.
-Um, mówiłaś, że się przeprowadziłaś, więc możesz na mnie liczyć, zawsze mogę pomóc Ci coś przenieść lub...- podrapał się po karku, próbując znaleźć odpowiednie słowo. Wydał z siebie westchnienie.- Po prostu daj znać, jeśli będziesz czegoś potrzebować.- odpowiedział zza krat, oddzielających nasze małe miejsca na "spojrzenie na świat"*chodzi o balkon.
-Dzięki.- "możesz na mnie liczyć", nie dzięki postoję.
-Um więc, jak choroba?
-Zwykła grypa.
-Przykre, że złapałaś choróbsko, tylko jak się tu wprowadziłaś, może działa tak na Ciebie zmiana otoczenia?
-Może.- mruknęłam w odpowiedzi.
-Byłaś u lekarza? Wydaję mi się, że moja siostra brała jakieś proszki na grypę, i przeszło jej szybciej.
-Ta, mam coś.
-Widzę, że nie za bardzo jesteś rozmowna.- to, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
-Nie mam siły, by dużo rozmawiać.- naprawdę czuję się słabo.
-Rozumiem. Więc, możemy pomilczeć
Siedzieliśmy na dworze grubo ponad godzinę, aż w końcu postanowiłam się odezwać.
-Justin, ja mam gościa w środku, pamiętasz? Przyjaciółka, Jessica. Powinnam trochę się nią zająć.
-Jasne. Idź, w porządku. Wpadnij kiedyś do mnie, tym razem ja coś przygotuję.- wydawał się trochę zawstydzony. (Wydawał XD, chyba jasne, że mu głupio, kiedy do Ciebie wyraźnie rwie, a Ty go spławiasz idotko)
-Pomyślę o tym.- kiedy to powiedziałam zabrałam się razem z kocem do środka.
Ruszyłam w kierunku torebki pamiętając o tym, że miałam nie odebrane połączenia od mamy. Jestem okropnie wyczerpana, a w dodatku niektóre moje rany ponownie się otwierają. Tak, wiem, jestem żałosna. Znajdując telefon, wpisałam numer mojej mamy, który znam na pamięć.
UWAGA Nie sprawdzony, chciałam jak najszybciej dodać, zrobię to jutro :)
Przepraszam za tak długą przerwę. Nie miałam dostępu do komputera przez parę dni i nie miałam jak napisać rozdziału(miałam 8 wcześniej, ale to była klapa, chcę przyspieszyć akcję), więc zrobiłam to od razu jak dostałam się do klawiatury. Gotowi na 9? Bo ja nie XD boję się jak go przyjmiecie. SKOMENTUJECIE ŁADNIE? Jeśli tak ja obiecam, dodać nn, w ekspresowym tempie :)
czwartek, 10 lipca 2014
7. Strong feelings.
Miało być ahgahdgjd, a jakoś się zawiodłam na sobie, no w czterech słowach, czuję że spierdoliłam robotę. Postanowiłam, że do akcji dodam coś, czego się nie spodziewacie, (nie chodzi o ten rozdział, kwestia 1-2 rozdziałów.), ten element i tak miałam dodać, ale później i trochę inaczej, delikatniej, powoli go wpleść. Jednak czas akcji potoczy się szybciej, stwierdziłam, że skoro chcecie coś czego nie podejrzewacie, to to dostaniecie. Mam nadzieję, że wypali i uda mi się utrzymać napięcie, trzymajcie kciuki i skomentujcie, żeby mnie jakoś zmotywować do pracy, bo właśnie zabieram się za TE rozdziały.
PS: Od teraz będę sprawdzać rozdziały, pod formą ortograficzną, interpunkcyjną i gramatyczną, żeby nie razić Was moimi błędami(na tyle, ile je wyłapię). :)
PS2: Od teraz przy każdym rozdziale będą obrazki :) <3
PS3: Spójrzcie na zakładkę bohaterowie. Możecie się też wpisać do informowanych, oraz jeśli macie swojego bloga podrzućcie w komentarzu na "Wasze Blogi".
JUSTIN
-Lubię kiedy się uśmiechasz- wypaliłem, mentalnie zrobiłem facepalm, nie bardzo przemyślałem to co powiedziałem, Bella patrzyła na mnie przez chwilę zdezorientowana, po tym, jak prawdopodobnie doszło do niej co powiedziałem, zarumieniła się i spuściła głowę. To nie tak, że mi się podoba, jest cholernie seksowna, naprawdę chciałbym......
-Dziękuję.- wymamrotała.
-Hej, nie wstydź się, przynajmniej przy mnie, hm?- powiedziałem łapiąc jej brodę pomiędzy kciuk i palec wskazujący, unosząc jej głowę do góry.
-Okej.- kiedy na mnie spojrzała zabrałem moją rękę.
-W takim razie, możemy teraz zanieść zakupy.- wysiadłem i podszedłem do drzwi pasażera otwierając je, oraz podając Belli rękę, by mogła swobodnie wyjść, po prostu zawieszenie jest dość wysokie. Ona, mrucząc dziękuję udała się do bagażnika, ja zaraz za nią. Nosiliśmy zakupy przez kilka tur, oczywiście ja brałem te większe pakunki w skrzynkach, a ona brała mniejsze, w reklamówkach. Zszedłem ostatni raz do samochodu, by go zamknąć i wróciłem z powrotem do mieszkania nr 6. Zastając gospodynię domu w zgiętej pozycji, tyłem do mnie, poszukującej produktów, które zapewne były potrzebne jej do dania, które miała zamiar przygotować, nie narzekam na te widoki, nie narzekam. Odchrząknąłem, pytając czy mogę się rozejrzeć po mieszkaniu. Ona tylko odpowiedziała, że znajdzie dorsza i włoży go do wody, a potem mnie oprowadzi. Po chwili zjawiła się.
-Okej to zacznijmy od kuchni. Jak widać niewielka, ale urocza. Ogółem całe mieszkanie muszę odświeżyć, ale to może poczekać.- przeszliśmy z kuchni do łazienki. -Oto miejsce, gdzie królowa chodzi piechotą- dalej ruszyliśmy do małego salonu z balkonem.- To jest salon, muszę przynieść tu jeszcze kilka rzeczy, co najważniejsze wieżę stereofoniczną, dalej masz prawdopodobnie moje przyszłe ulubione miejsce w tym domu, balkon.
-Który jest obok mojego.
-O, nie zauważyłam wcześniej.- spojrzała w tamtą stronę w lekkim szoku.- W takim razie, poranna kawa jest nasza.
-Jasne.- uśmiechnąłem się odwzajemniając jej wcześniejszy gest. Przeszliśmy do jej sypialni.
-Tutaj będzie moje królestwo, kiedy tylko się urządzę, nie zdążyłam za wiele tu zrobić, jedyne to to, że leży tu mój koc i poduszka.
-Właśnie, gdzie masz swoje rzeczy?
-Są w samochodzie, jak mówiłam, nie miałam jeszcze czasu tego wszystkiego tutaj przynieść.
-Powiedz gdzie jest twój samochód, daj mi kluczyki i problem z głowy.
-Masz ADHD, czy wypiłeś dziś dużo kawy że jesteś taki skory do noszenia?
-Zrobię co chcesz, dla takiej dziewczyny, w dodatku z którą zjem pyszny obiad.- puściłem jej oczko.
-Okej, łap.- wyciągnęła kluczyki z torebki.- Jest postawiony przed drzwiami wejściowymi.
-To przez Twój samochód, za każdym razem kiedy nosiliśmy zakupy musieliśmy nadrabiać jakieś 30 metrów? Cholera, nie wierzę, sama sobie utrudniasz życie, a ja się jeszcze na to zgadzam. Jak przyniosę rzeczy, to postawię Twój samochód na parkingu.
-Jasne, jasne. Nie gorączkuj się tak.
Nie odpowiadając nic, ruszyłem do samochodu, zadowolony z dzisiejszego dnia. Ta dziewczyna jest naprawdę w porządku, muszę ją poznać z moją Cassie, na pewno się polubią. Kliknąłem na przycisk otwierający bagażnik na kluczu. Spojrzałem na zawartość i zrobiło mi się słabo. Ile walizek można ze sobą zabrać? Dwie, trzy? Tam było ich sześć. Chryste. Tylne siedzenia miała rozłożone, aby zmieściło się ich więcej. Wtedy, gdy zepsuł jej się samochód, nie zwróciłem uwagi na ilość jej walizek, byłem zajęty raczej znalezieniem odpowiedzi na pytanie, co ten gościu ma z głową? Wziąłem pierwsze dwie walizki i ruszyłem do góry. Niby nie wyglądają na ciężkie, ale uwierzcie mi, są i to cholernie. Dobrze, że to jest drugie piętro. Zaniosłem je do jej sypialni, i tak zrobiłem również z kolejnymi. Po wszystkim, zamknąłem bagażnik i usiadłem za kierownicą, trochę musiałem się nagimnastykować żeby jakoś się wpasować, może nie jestem jakimś gorylem, ale jednak gabarytowo, jestem trochę większy od tej dziewczyny. Odstawiłem go na parking, po czym ruszyłem z powrotem do mieszkania Belli, kiedy tylko wszedłem do środka poczułem przyjemne zapachy, aż tyle mnie nie było? Zajęło mi to wszystko zaledwie 15 minut, przynajmniej tak mi się wydaje. Zajrzałem do kuchni i zauważyłem, że pospiesznie się po niej krząta.
-Jestem- wyszeptałem do jej ucha, kiedy do niej podszedłem, podskoczyła.
-Mało zawału nie dostałam.- wydyszała.- Nie słyszałam Cię, Justin! Cholera, gdybyś nie zauważył, próbuję skupić się na tym, żeby nie spieprzyć mojej pracy, więc jeśli chcesz coś zjeść, to usiądź grzecznie na krześle.- wypaplała odwracając się do mnie na chwilę i grożąc mi nożem.
-Wow, dobrze mamo, już będę grzeczny.- powiedziałem siadając.
-Ugh.- fuknęła, wrzucając posiekany koperek, natkę pietruszki do miski ze śmietaną, następnie polewając tym rybę. Na koniec posypała wszystko żółtym serem i włożyła do piekarnika. Złapałem się na obserwowaniu jej wszystkich ruchów, jak jakiś psychol.
-Okej no to teraz czekamy jakieś 45 minut i jemy.- odparła, już całkiem spokojnie. Usiadła na przeciw mnie.
-Opowiedz mi coś o sobie.- powiedziałem.
-Ja? Moje życie nie było ciekawe, nie warto o tym rozmawiać, może Ty mi coś powiesz? Jak to się stało, że tutaj mieszkasz? Moją historie przeprowadzki chyba znasz, ucieczka przed chłopakiem hm?- powiedziała lekko zdenerwowana, czemu ona tak szybko gada?
-Okej, ale liczę, że kiedyś się dowiem czegoś więcej o Tobie, niż to że Twój ex ma nierówno pod sufitem.- powiedziałem niepewnie.
-Kiedyś, może.- widocznie jej to nie bawiło.(aż mnie korci żeby wstawić smutną buźkę hahaha)
-No więc, kiedy miałem 16 lat, opuściłem mój rodzinny dom w Toronto. Od tamtej pory mieszkam w tym mieście. Zrobiłem to, bo miałem wtedy dziewczynę, starszą od siebie o dwa lata. Któregoś dnia po prostu oznajmiłem rodzicom, że wyjeżdżam i tyle. Chciałem zrobić jej niespodziankę, ale to ona zrobiła ją mi, wyrzucając mnie za drzwi, mówiąc, że za dużo sobie wyobrażałem, małolat i te sprawy. Wtedy trafiłem do tego miejsca, było nie drogo. Rodzice do tej pory myślą że jestem z Jade.
-Widzisz...- westchnęła-..przeprowadziliśmy się z całkiem różnych powodów, ale wciąż takich samych, miłość kopnęła nas w dupę. Ja uciekłam, a Ty zostałeś odrzucony. Przykro mi.- powiedziała pocierając moje ramie.
-Jest okej, to była taka nastoletnia miłość. Za to Ty, jesteś na świeżo po rozstaniu. Na prawdę mi przykro- powiedziałem z pocieszającą miną.
-To nawet nie była miłość. Po prostu, to był zły ruch, by zamiast nazywać się "przyjaciółmi" zostaliśmy "parą"- powiedziała z miną która nic nie wskazuje.- Okej, zawiało smętami- wymamrotała odwracając wzrok.- Zapomniałabym, mam jeszcze do zrobienia koktajl.- powiedziała i wyjęła z lodówki śmietanę, oraz resztę potrzebnych składników. Poszła na korytarz, wyjmując nowo zakupiony blender oraz parę innych rzeczy, po czym weszła do kuchni i uśmiechnęła się do narzędzia czyniąc w kuchni te magiczne sztuczki, po pięciu minutach podała mi do ręki szklankę z napojem, którego spróbowałem.
-Mmm, pycha, mogę trochę na wynos?- zaśmiałem się cicho, krzywiąc się i udając, że mi nie smakuje.
-Wy nos to Ci zaraz trochę naleję tego.
-Nie odważyłabyś się.- powiedziałem i wytknąłem język.
-Powiedz to jeszcze raz, a przekonasz się.- odpowiedziała mi rzucając wyzwanie i jednocześnie działając na mnie jak płachta na byka.
-Nie odważ..-nie skończyłem zdania kiedy poczułem, płyn na mojej twarzy.- Teraz to Ty zginiesz.- chlusnąłem na nią moim napojem.
-Ej, moja ciężka praca.- tylko zaśmiałem się na jej reakcję i przetarłem oczy.
-Chętnie bym dokończył naszą walkę, ale nie bardzo mam czym. Pozostało nam się przebrać, po tej krótkiej bitwie, ale uważaj zapowiada się wojna.- powiedziałem śmiejąc się.- Wracam za pięć minut.- powiedziałem i poszedłem do mojego mieszkania w wiadomym celu, po chwili wróciłem do mojej dzisiejszej towarzyszki.
-Jesteeem.- poinformowałem pokazując na siebie .
-Ta, ciesze się, czujesz to?- powiedziała sarkastycznie.- Możemy już jeść, siadaj.- rozkazała, wyjmując i przecierając ścierką talerze i sztućce z kartonu. Nałożyła nasz posiłek, który był szczerze mówiąc bardzo dobry.
-Wybierasz się na studia gastronomiczne?
-Co? Nie... . - chyba była lekko zszokowana.
-Po prostu, wydaje mi się, że dobrze gotujesz.
-Dobra, przyjmę to jako komplement, dzięki.
Kiedy skończyliśmy, podziękowałem jej, jeszcze chwilę porozmawialiśmy, ale stwierdziłem, że pora się zbierać, czas mnie goni.
ISABELLA
Po odprowadzeniu Justina do drzwi, zabrałam się za układanie ciuchów, kosmetyków i wszystkiego innego w szafkach. To mi zajmie wieczność, po tym jak jedną walizkę rozpakowywałam półtorej godziny, mogę być tego pewna. Poszłam do kuchni zmyć naczynia i napić się wody, następnie powróciłam do przerwanej czynności. Tym razem ułożę parę rzeczy w kuchni, napoje, ogólnie produkty spożywcze. Kiedy udało mi się z tym uporać usłyszałam dzwonek do drzwi, nawet wiem kogo się spodziewać. Z głębokim wdechem, otworzyłam drzwi przygotowując się na kolejne starcie. Gdyby nie ta wizyta, ten dzień mogłabym zaliczyć do udanych i spokojnych. Zapomniałam, że miał mnie odwiedzić.
-Cześć.- powiedział Mike, wciskając mi do rąk bukiet tulipanów, powinien chociaż wiedzieć, że ich nienawidzę.
-Czego znowu ode mnie chcesz? Nie mam czasu, jak widzisz rozpakowuję rzeczy. Streszczaj się.- warknęłam, rzucając bukiet gdzieś na bok.
-Mogłabyś trochę milej.- wysyczał zaciskając pięści.
-Mógłbyś być większym realistom.- nie mam zamiaru dać mu się zastraszyć, widzę, że jest "trochę" wypity.
-Bella wróć ze mną.
-Jeśli to wszystko to pa.- próbowałam zamknąć mu przed nosem drzwi, ale wstawił swojego buta i je odepchnął, wszedł do środka po czym zatrzasnął je na zamek i przycisnął mnie do ściany.
-Nie wiesz, że mi się nie odmawia?
-Właśnie o tym mówię, co ty sobie wyobrażasz człowieku? Pojawiłeś się w moim życiu, uszczęśliwiłeś na kilka chwil, dni, tygodni, miesięcy, było super, momentami....a teraz? Teraz robisz z mojego życia gówno.
-Co ty pieprzysz? Wyobraź sobie, że żywię, do Ciebie na tyle silne uczucia, że nie zostawiam Cię, bo mamy problem.
-Mike, pieprzyłeś jakąś sukę, po tym, kiedy ja Ci nie chciałam dać! Dobrze wiesz, dlaczego mam z tym problemy! Po tym jeszcze ta akcja na ulicy, co to do cholery było? Jesteś chory. Daj mi spokój! Nienawidzę Cię.- kiedy to wszystko powiedziałam zobaczyłam jak jego oczy momentalnie się przyciemniają, a żyły na ciele wychodzą. Ścisnął szczękę i zrobił coś czego w życiu bym się po nim nie spodziewała, wymierzył cios w moją twarz. Opadłam na ziemię, łapiąc się za miejsce uderzenia. Poczułam metaliczną substancję na wargach. Spojrzałam na niego wystraszona, do czego jeszcze się posunie?
-Jak możesz mówić, że mnie nienawidzisz? Wiesz co JA, Ci powiem?- nie odpowiadałam.- Odpowiedz, niewdzięczna suko.- powiedział łapiąc mnie za włosy i podnosząc do góry, waląc moją głową o ścianę.
-C-co?- wydukałam drżącym głosem.
-Zasłużyłaś na wszystko co dostałaś od Phill'a.- wywarczał rozrywając moją koszulkę. Chwilę jeszcze stał nade mną, kiedy ja wgapiałam się w ścianę, próbując zapomnieć o Tym co się stało osiem lat temu. Podciągnęłam swoje nogi pod brodę i czekałam, aż wyjdzie. Po kilku minutach patrzenia na to, co się ze mną dzieje po jego słowach, odszedł. Przez następne kilkadziesiąt minut, próbowałam powstrzymać łzy i uspokoić moje trzęsące się ciało. Jest tylko jeden sposób, by sobie z tym poradzić, inaczej będę ciągle o tym myśleć, a nie chcę tego. Chcę zapomnieć. Z wciąż płynącymi łzami jak niekończący się wodospad, podeszłam do torebki wyjmując portfel. Złapałam pierwszą, lepszą bluzę z kapturem ,którym się zasłoniłam oraz nałożyłam okulary przeciw słoneczne. Kiedy tu przyjechałam nie wyglądało to na zbyt ciekawą okolicę. Myślę, że nikt za bardzo nie będzie zwracał uwagi na mój stan. Nie zamykając nawet drzwi tylko ubierając buty, udałam się do sklepu monopolowego. Zeszłam po schodach, na trzęsących się nogach, trzymając poręcz. Przeszłam kilka uliczek, znajdując kilka nieciekawych typów, których próbowałam za wszelką cenę uniknąć, a na końcu sklep, którego tak bardzo potrzebowałam. Weszłam do środka, kuląc ramiona. Złapałam za butelkę wódki i podeszłam do kasy rzucając kobiecie banknot 200$ dolarowy. Nie powinna narzekać, że nie poczekałam, aż nabije produktu na kasę. Szybkim krokiem, udałam się z powrotem do mojego domu. Nie zdejmując z siebie niczego wparowałam do łazienki, odsunęłam swój rękaw i wzięłam maszynkę do golenia, wyjęłam z niej żyletkę. Wypijając kilka łyków palącej substancji, dodałam sobie odwagi. Przejechałam raz, drugi, kolejny. Nie wiem ile zrobiłam nacięć ale poczułam się dobrze, zadając sobie ból. Spojrzałam w lusterko.
-Brzydzę się sobą.
Powiedziałam polewając rany alkoholem. Piekło jak skurwysyn. Widocznie zasłużyłam na to co najgorsze.
NO ONE'S POV
Piła wódkę przez całą noc, kiedy tylko trochę wytrzeźwiała i poczuła lżejszą głowę, brała kolejny łyk. Miała okropne wirowania w głowie, nie mogła ustać na nogach. Poczuła, że zbiera jej się na wymioty. Przesunęła swoje ledwo przytomne ciało do sedesu i wymiotowała przez dłuższa chwilę.
BELLA'S POV
Budząc się zauważyłam, że mam rzygi na włosach, ochyda. Spuściłam wszystkie brudy w kiblu, wywołując przy tym głośny dźwięk. Kurwa, nie, głowa mi pęka. Dokładnie pamiętam, co się wczoraj działo. No, może do momentu kiedy zachciało mi się drugi raz wymiotować, wolałabym jednak o wszystkim zapomnieć. Położyłam się na kilka godzin do łóżka, by odpocząć. Sen złapał mnie szybko, całe szczęście. Kiedy kolejny raz się wybudziłam usłyszałam dzwonek do drzwi. Na prawdę? Drugi raz. Kto to może być? Oby nie on. Nie zniosłabym kolejnej wizyty. Nieważne nawet kim jest osoba próbująca się dostać do moich drzwi, nie wpuszczę jej. Chciałam udawać, że nie ma nikogo w domu, kiedy starając się być cicho i tylko sprawdzić kto to, kopnęłam butelkę po alkoholu. Odchrząknęłam i sprawdziłam przez wizjer kim jest ta osoba. Chryste, czy on nie może po prostu dać mi spokoju?
6 stron, 2125 słów. Czekam na Wasze opinie w postaci komentarzy zapraszam również na ask'a.
sobota, 5 lipca 2014
6. Open up the door like a gentleman.
CZEŚĆ WAM! :) TO JUŻ PONAD 5,5 TYSIĄCA WEJŚĆ. BARDZO MI MIŁO. DZIĘKUJĘ <3. ODNOŚNIE ASKA. NIE BĘDĘ ODPOWIADAĆ NA WULGARNE "PYTANIA", SĄ ŻENUJĄCE, JEŚLI CHCECIE WYRAZIĆ NEGATYWNĄ OPINIĘ, UTRZYMAJCIE PROSZĘ JAKIŚ POZIOM(OCZYWIŚCIE NIE DOTYCZY TO WSZYSTKICH).:)
PRZEPRASZAM ZA TEN KOMPLETNIE NUDNY ROZDZIAŁ! TO OSTATNI Z TEJ FAZY, GDZIE NIC SIĘ NIE DZIEJE.
PROSZĘ, ABYŚCIE KOMENTOWALI. ŚMIEM PROSIĆ WAS, ABYŚCIE W KOMENTARZACH NAPISALI CO WAM SIĘ PODOBA, A CO NIE. CHCIAŁABYM ABYŚCIE POWIEDZIELI MI, CZY MAM ZAMAWIAĆ SZABLON, CZY TAKI WAM ODPOWIADA, KILKA OSÓB RADZIŁO BYM ZMIENIŁA, ŻEBY LEPIEJ SIĘ CZYTAŁO. A CO WY NA TO?
TO JAK SKOMENTUJECIE? BYŁOBY MI BARDZO MIŁO :)
BELLA
-Hej, skarbie, szykuj się na małą wizytę jutro wieczorem.- usłyszałam głos Mike'a, po czym nastał sygnał oznaczający zakończone połączenie.
Co do cholery? Jaki jest sens jego "odwiedzin"? Chyba wyraźnie dałam mu do zrozumienia, że nasz pseudo-związek nie ma racji bytu. To, że tu przyjedzie i zrobi mi kolejną awanturę nic nie zmieni. Może powinnam zacząć się przyzwyczajać do jego chamskiego zachowania? Nie rozumiem tylko tego, jak od tak, od pstryknięcia palcem, jego osobowość zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni. Człowiek nie zmienia się z dnia, na dzień. Po prostu tego nie pojmuje. Nie wiem może zostawiłam coś ważnego? Ugh, dowiem się wieczorem, chociaż szczerze, nie mam ochoty go widzieć. Może powinnam mu nie otwierać drzwi? W ogóle nie powinnam odebrać od niego telefonu. Zastanawia mnie tylko skąd wie gdzie mieszkam. Mój adres podałam tylko Jess w sms, prosząc by wysłała moją korespondencję tutaj. Ach. No tak. To na pewno jej sprawka, przyjaciółka. Ona też nie rozumie, że nie chcę go znać? Naprawdę tak trudno to zrozumieć? Wzdychając, przechadzałam się po mieszkaniu. Naprawdę jest urocze, muszę zabrać się za malowanie niedługo. Nie jest źle, ale nie lubię brudnych ścian. Mam trochę odłożonych pieniędzy, które powinny starczyć na mini-remont i kilka miesięcy życia. Nie miałam szansy ich wydać, praktycznie żyłam na koszt rodziców Mike'a. Może to był błąd, może w ten sposób myślał, że jestem zależna, że jestem jego własnością. Ciągle zadaje sobie pytanie, czy on jeszcze długo będzie uprzykrzał mi życie? Chciałabym zacząć wszystko od nowa, na nowy rachunek, czystą kartę, na własną odpowiedzialność. Póki co, na własną odpowiedzialność wejdę pod prysznic i się umyje. Zawróciłam do przedpokoju, gdzie zostawiłam wcześniej torbę. Wyjęłam z niej żel, ręcznik, bieliznę i pidżamę. Ruszyłam do łazienki. Chciałam zamknąć zamek, ale przypomniałam sobie, że mieszkam sama. Zdjęłam sandały, orientując się, że cały ten czas chodziłam w nich po moim NOWYM mieszkaniu, co do cholery ze mną nie tak? Zsunęłam spodenki i koszulkę, następnie pozbyłam się bielizny. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, niby nie tak źle, ale kupię sobie karnet na fitness. Lubię mieć wysportowane ciało, nie muskularne ale jędrne. Zdecydowanie lepiej się w nim czuję. Kładąc ręcznik na drzwiach od kabiny, mało co się nie zabiłam. Oczywiście jak zawsze wykazałam się moją niezdarnością, i potknęłam o stopień, który jest przy brodziku. Weszłam do kabiny i odkręciłam ciepłą wodę, ach jak przyjemnie, to jest to. Woda zawsze działa na mnie kojąco, tak po prostu jest. Wzięłam żel i obmyłam nim swoje ciało. Stałam jeszcze jakieś 15 minut w strumieniu cieplutkiej wody, ta, ta nie jestem ekologiczna, zamknijcie mnie za to. Złapałam ręcznik, po czym wyszłam i osuszyłam się nim. Założyłam majtki a na to długą koszulkę, jakoś jest mi tak najwygodniej. Po umyciu zębów i twarzy, ruszyłam w kierunku walizki, wychodząc z zaparowanej łazienki. Wyciągnęłam z niej mój ulubiony koc, oraz poduszkę, która jest cholernie puszysta. Nie wiem jak oni to robią, ale jest tak milusia, że spokojnie mogłabym się w niej zakochać, o ile już tego nie zrobiłam. Z moim zestawem dospania, udałam się do mojej błękitnej sypialni. Jeśli chodzi o miejsce w którym mam spać, wolę ciemniejsze kolory, zdecydowanie przemaluję to na szaro. Meble są czarne, więc dość ładnie będzie się to komponować. Rzuciłam balast na łóżko i chwilę później sama na nie opadłam. Nie wiem nawet kiedy porwał mnie sen.
*Ranek, następnego dnia*
Ze snu wybudziły mnie pieprzone promienie słońca. Cholera! Nie zasunęłam rolet. Nałożyłam poduszkę na twarz, kiedy do drzwi zadzwonił dzwonek. Przespałam cały dzień? Już jest wieczór? Zdając sobie sprawę, że słońce dopiero się wysuwa zza horyzontu dałam sobie mentalnego kopa w dupę za moją głupotę. Przecierając oczy wstałam z łóżka. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je będąc ciekawa, kto mnie z rana nawiedza, tym bardziej, że znam tu jedną osobę.
-Dzień doby czy mieszka może z panią pan Adler? Mam polecony.- spytał listonosz, no tak kogo mogłabym się spodziewać.
-Przykro mi, ale nie. Mieszkam tu jeden dzień i nie znam nikogo, może spyta pan sąsiadów, jestem pewna, że będą lepsi.
-W takim razie przepraszam za pobudkę, miłego dnia.- zmierzył moją sylwetkę wzrokiem i udał się do innych drzwi. No tak jestem w samej koszulce. Faceci, czego innego się po nich spodziewać? Taki prosty tok myślenia.
Skoro zostałam już obudzona, to chyba nie ma sensu się kłaść. Wzięłam zielony top z wcięciami z boku i kończącego się troszkę nad pępkiem oraz czarne spodenki z wysokim stanem. Zabrałam tusz do rzęs i ruszyłam do łazienki. Umyłam zęby, nałożyłam tusz, a następnie się ubrałam. Słysząc burczenie brzucha zorientowałam się, że nie mam nic do jedzenia. Czas więc na zakupy. Wzięłam moją czarną torebkę, założyłam sandały i wyszłam z domu. Zamknęłam drzwi na klucz. Zeszłam dopiero trzy schodki i bam! Jakiś idiota rozlał sok i nie posprzątał a teraz cierpi mój tyłek, cholera. Tyle dobrze, że nie upadłam na kałuże, przynajmniej nie muszę się przebierać. Chciałam się podnieść, ale mój tyłek cholernie boli, aż zajęczałam z bólu kiedy próbowałam się podnieść. Moje kluczyki były kilka schodków dalej a z torebki rozsypało się wszystko co mogło. Mamrocząc jakieś przekleństwa pod nosem próbowałam się podnieść i to pozbierać kiedy usłyszałam chichot za plecami i silną parę rąk łapiących mnie za talię, pomagając wstać, ałć nadal boli. Obróciłam się do nieznajomego i nie wierzyłam oczom. Kolejny raz mr. Bieber wyciągnął mnie z opresji. Spojrzałam na niego zszokowana równie mocno jak on.
-Och, cześć, dawno się nie widzieliśmy prawda?- zapytał kolejny raz chichocząc tym swoim głębokim, zachrypniętym głosem.
-Racja, hej. Co ty tu robisz?- spytałam cofając się.
-Tak jakby mieszkam, pytanie co ty tu robisz?
-Widzisz, jakby Ci to powiedzieć mieszkam o właśnie tu- wskazałam na moje drzwi od mieszkania.
-To mamy szczęście albo pecha, bo ja mieszkam na przeciwko.- no nieźle, dwoje przystojnych sąsiadów, może jest ich więcej?
-Dla mnie szczęście, ktoś musi mi pomagać kiedy jakiś idiota rozleje sok i go nie posprząta, a ja się na nim wywrócę.- zaśmiał się na moją poruszającą wypowiedź- Co w tym śmiesznego?
-A to, że ten idiota to ja. Ale chyba mam wybaczone, bo ci pomogłem hm?
-Ah, tak to by wyjaśniało to mokrą szmatę koło twojej nogi i to że akurat wyszedłeś. No masz szczęście, bo chociaż miałeś zamiar to oczyścić, nie zdążyłeś, no trudno. W sumie myślę że to wina listonosza. Spójrz to on mnie obudził, to przez niego zaburczało mi w brzuchu, więc chciałam coś zjeść, ale nie mam nic w lodówce, więc chciałam iść do sklepu, ale przez to, że wstałam szybciej nie zdążyłeś tego posprzątać. Tak, zdecydowanie moje myślenie jest prawidłowe.
-Y, ta. Myślę, że masz całkowitą rację. Więc masz zamiar iść do sklepu? Radziłbym jechać samochodem, tu w pobliżu nie ma sensownych sklepów.
-Cokolwiek to znaczy, masz ochotę może potowarzyszyć mi w drodze do supermarketu? Przy okazji pokażesz mi gdzie jest?
-Jasne, tyko wezmę portfel.
-Okej czekam.- powiedziałam przerzucając cały ciężar ciała na prawą nogę.
Po chwili zjawił się mój kompan.
-No to ruszajmy, wziąłem kluczyki, następnym razem pojedziemy twoim jeśli chcesz, ale teraz lepiej przyglądaj się gdzie co jest.
-Ou, a więc będą następne razy? Wspólne wypady po zakupy? Wiesz jak zaimponować dziewczynie.- wybuchłam śmiechem razem z nim.
-Masz dziś chyba dobry humor, nie mylę się?
-Tak działa na mnie piękna pogoda, dobra koniec gadania, jestem głodna.
-Okej, może chcesz zjeść coś w barze na przeciwko? Mają całkiem dobre jedzenie.
-Wiem, jadłam tam wczoraj Tacko, ale dziś wolę coś sama zrobić.
-Rozumiem.
Zeszliśmy w dół po schodach, w przyjemnym milczeniu. Pokierował nas do jego samochodu. Otworzył mi drzwi od samochodu jak dżentelmen. Bardzo miły gest. Zaprosił mnie gestem ręki do środka. Wsiadłam, cicho dziękując. Justin usiadł za kierownicą odpalając samochód. Przejechaliśmy kilka uliczek, a ja bacznie obserwowałam miejsca które mijajmy. LA jest piękne. Dojechaliśmy na parking pod marketem, kiedy ja odpinałam pasy, Juss pospiesznie wysiadł i kolejny raz otworzył mi drzwi, wysiadając skierowałam do niego słowa:
-Nie trzeba było na prawdę, dałabym radę.
-Wolałem uniknąć kolejnego urazu twojego tyłka. Tak serio, moja mama zawsze mi powtarzała że trzeba tak robić, po prostu taki odruch.
-Aww, to urocze. Twoja mama wiedziała co robi.- puściłam mu oczko, idąc w stronę drzwi od budynku. Chodziliśmy między regałami sklepu jakieś dwie godziny. Kupiłam chyba wszystko co mogłam, wydałam aż 1.196$. Ale przynajmniej mam spokój na jakiś czas. Oczywiście to nie same spożywcze rzeczy. Kupiłam różne detergenty itp. Do kupienia zostały mi tylko odkurzacz, żelazko i kilka innych potrzebnych gratów, ale to już załatwię droga internetową kiedy tylko przyjdę do domu. Ze sklepu wyjechaliśmy czterema wózkami. Podczas naszych "małych" zakupów trochę rozmawialiśmy, wygłupialiśmy się, przyjemnie toczyły nam się pogawędki, tak naturalnie i lekko, jakbyśmy się znali od lat. A propos wieku ile Justin ma lat?
-Em, Justin, tak właściwie to ile masz lat?- spytałam ciągnąć dwa wózki do samochodu.
-Dziewiętnaście skończone, a Ty?
-Osiemnaście w sierpniu.
-Patrz tyle rozmawialiśmy, a o takiej rzeczy zapomnieliśmy.- stwierdził otwierając drzwi pasażera. - wsiadaj, a ja to włożę, możesz puścić radio jeśli chcesz.
-Nie chcesz, żeby Ci pomóc? I tak się już namęczyłeś, wykorzystuję Cię.
-Lubię być wykorzystywany, a teraz sio!- zarechotał.
-Spoko, ale potem mnie nie unikaj, bo będziesz się bał, że znowu Cię w jakąś pomoc zaangażuję.- odpowiedziałam mu również żartem. Wsiadłam do samochodu i przejrzałam wiadomości na moim telefonie. 2 od Jess.
Nie potrafię się nią długo gniewać, to mój mały anioł stróż, zawsze mi pomaga, może nie zawsze jest to trafne, ale stara się. Znamy się od maleńkości to dzięki niej wyprowadziłam się do innego miasta do liceum, ona mnie poznała z Mike'iem, z kolei ona go znała, ponieważ przedstawił ich sobie Anthony, którego poznała na targach naukowych, wiecie takie dni otwarte różnych szkół, jest od niej dwa lata starszy. Ona była juniorem, a on seniorem, tak bardzo wpadła mu w oko, że robił co tylko chciała, dał się owinąć wokół palca, to co mogę powiedzieć o ich związku jeszcze to to że, jest bardzo gorący, po prostu, zmieszał się ognień z ogniem, a z tego wyszedł jeszcze większy pożar. Kiedyś mieszkałam z rodzicami w małym mieście, Jessica mieszkała na drugim końcu miejscowości. Kiedy tylko się dało, spałam u niej, albo ona u mnie, chciałyśmy spędzać ze sobą jak najwięcej czasu. Pewnego razu, gdy się do niej wybrałam, opowiedziała mi że spotkała seksownego licealistę. Opowiadała o tym jak jej się cudnie flirtowało i rozmawiało, jaki to on jest uroczy. Oczywiście ja, jak to ja, ostrzegałam ją, żeby była ostrożna, nigdy nie wiadomo kim jest człowiek jeśli pogadasz z nim godzinę, trzeba uważać. Ona to zlekceważyła i dalej opowiadała. W końcu powiedziała mi, że umówiła się z nim na spotkanie, najpierw w naszym mieście, a potem zaprosił ją do Palm Springs, miejsca gdzie jeszcze kilka dni temu mieszkałam, ale nieważne. Więc doszło do tego, że spotykali się co tydzień przez dwa miesiące przed wakacjami, odkąd się poznali. Wtedy moja przyjaciółka wpadła na cudowny pomysł, wyprowadzenia się do internatu przy szkole w PS. Zawsze chciała tam iść, zarówno jak i ja, ale w tamtym momencie po prostu szalała. Jej rodzice wiedzieli, że nie da za wygraną, więc od razu zaczęli namawiać moich. Półtora roku mieszkałyśmy koło szkoły pod opieką nauczycieli. Kiedy skończyło się pierwsze półrocze, drugiej klasy Jess, dostała propozycję od Anthony'ego abyśmy razem z nimi zamieszkały. Na początku było nie zręcznie, prawie nie znałam Anthony'ego, a co dopiero Mike'a, John'a i Andrew Meszkałyśmy z o dwa lata starszymi facetami. To było ryzykowne. Jess była zakochana i ufała swojemu chłopakowi,i ich kumplom, więc czemu ja bym nie miała. Z resztą nie uchronimy się od tego co nam los przygotował, w końcu i tak nas dorwie. Moi rodzice nie są konserwatywni, mogę powiedzieć, że bardzo "nowocześni". Nie próbują zatrzymać swoich dzieci na siłę przy sobie, dają im wolność, tak było i w moim przypadku. Mam trójkę rodzeństwa. Katy, ma 25 lat, jest singielką, mieszka w Bostonie, David, 12 lat, mieszka póki co z rodzicami, i Ann ma 27 lat, ma pięcio-letnią córeczkę Melanie, jej facet to Rick, jest rok od niej młodszy, nie mają ślubu ale są razem od dziewięciu lat, jeśli dobrze pamiętam. Mieszkają w tym samym mieście gdzie moi rodzice, ale kilka ulic dalej, oczywiście z własnego wyboru. Potem, jakoś wszystko tak szybko się potoczyło, John i Andrew, wyprowadzili się po skończeniu ostatniej klasy, wyjechali na studia, pozostała dwójka została. Zostałyśmy my i chłopaki. Po jakimś czasie również ja i Mike staliśmy się parą. Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu i tak wyszło. Moja edukacja w szkole się skończyła. Na początku maja napisałam maturę, złożyłam podanie do uniwersytetu tutaj, i oto jestem. Wydaję się takie proste, a ile gór, musiałam po drodze przejść. Miałam trudny okres w swoim młodym życiu, kiedy moi rodzice się rozwiedli. Byłam przyzwyczajona do jednolitej rodziny. To był dla mnie szok, nie miałam pojęcia jak to mogło się stać, wydawali się tacy szczęśliwi. Oczywiście był powód, tato znalazł lepszą prace, wyjazdy, konferencje itp. Sekretarka i ta oklepana historia. Moja mama nie wybaczyła mu, on nawet nie walczył. Ich rozwód był cichy. Ojciec gdzieś wyjechał, nie utrzymywał ze mną kontaktu, załamałam się, zaczęłam brać narkotyki. Jess, zauważyła od razu, że jest ze mną coś nie tak. Mówiłam jej o tym całym gównie z moimi rodzicami, ale nie chciałam jej pomocy, kiedy próbowała mnie pocieszyć, uciekałam z mieszkania i szłam ćpać. Dla mnie relacje z ojcem były równie ważne jak z matką. Nie mogłam przetrawić tego, że się do mnie nie odzywał. Obwiniałam o to siebie, nienawidziłam się za to. Moja psychika była osłabiona nie tylko przez tą sytuację z rodzicami, to był dodatek, który jeszcze bardziej mnie załamał. Ujmę to tak, są w życiu chwile, gdy myśli się, że gorzej już być nie może, wtedy życie podejmuje wyzwanie, i kopie Cię w tyłek kolejny raz, mocniej lub lżej. Odpływając w moich rozmyśleniach nawet nie zauważyłam, że jesteśmy pod kamienicą. Kiedy Justin wsiadł? Cholera, chyba bardzo odpłynęłam.
-Przepraszam, totalnie zniknęłam na jakiś czas.- spojrzałam na jego idealnie wyrzeźbioną szczękę.
-Jest okej widocznie miałaś coś ważnego do przemyślenia.- odpowiedział, patrząc na mnie.
-Ta. Ale może wynagrodzę Ci te męczarnie na zakupach obiadem? Dziś kuchnia serwuje, niech pomyślę......, to może dorsza po włosku i koktajl ananasowy, co ty na to?
-Brzmi bardzo dobrze, chyba się skuszę.- posłał mi uśmiech który odwzajemniłam.
6 stron, 2 505 słów. Niby nic się nie dzieje, ale dowiedzieliście się trochę o Belli, ahhhhh nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów. Namęczyłam się przy tym rozdziale, jak nigdy. Liczę na Wasze opinie w postaci komentarzy. Zapraszam również na ask'a. W przyszłym rozdziale nie zabraknie emocji, to mogę Wam obiecać :)
PRZEPRASZAM ZA TEN KOMPLETNIE NUDNY ROZDZIAŁ! TO OSTATNI Z TEJ FAZY, GDZIE NIC SIĘ NIE DZIEJE.
PROSZĘ, ABYŚCIE KOMENTOWALI. ŚMIEM PROSIĆ WAS, ABYŚCIE W KOMENTARZACH NAPISALI CO WAM SIĘ PODOBA, A CO NIE. CHCIAŁABYM ABYŚCIE POWIEDZIELI MI, CZY MAM ZAMAWIAĆ SZABLON, CZY TAKI WAM ODPOWIADA, KILKA OSÓB RADZIŁO BYM ZMIENIŁA, ŻEBY LEPIEJ SIĘ CZYTAŁO. A CO WY NA TO?
TO JAK SKOMENTUJECIE? BYŁOBY MI BARDZO MIŁO :)
BELLA
-Hej, skarbie, szykuj się na małą wizytę jutro wieczorem.- usłyszałam głos Mike'a, po czym nastał sygnał oznaczający zakończone połączenie.
Co do cholery? Jaki jest sens jego "odwiedzin"? Chyba wyraźnie dałam mu do zrozumienia, że nasz pseudo-związek nie ma racji bytu. To, że tu przyjedzie i zrobi mi kolejną awanturę nic nie zmieni. Może powinnam zacząć się przyzwyczajać do jego chamskiego zachowania? Nie rozumiem tylko tego, jak od tak, od pstryknięcia palcem, jego osobowość zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni. Człowiek nie zmienia się z dnia, na dzień. Po prostu tego nie pojmuje. Nie wiem może zostawiłam coś ważnego? Ugh, dowiem się wieczorem, chociaż szczerze, nie mam ochoty go widzieć. Może powinnam mu nie otwierać drzwi? W ogóle nie powinnam odebrać od niego telefonu. Zastanawia mnie tylko skąd wie gdzie mieszkam. Mój adres podałam tylko Jess w sms, prosząc by wysłała moją korespondencję tutaj. Ach. No tak. To na pewno jej sprawka, przyjaciółka. Ona też nie rozumie, że nie chcę go znać? Naprawdę tak trudno to zrozumieć? Wzdychając, przechadzałam się po mieszkaniu. Naprawdę jest urocze, muszę zabrać się za malowanie niedługo. Nie jest źle, ale nie lubię brudnych ścian. Mam trochę odłożonych pieniędzy, które powinny starczyć na mini-remont i kilka miesięcy życia. Nie miałam szansy ich wydać, praktycznie żyłam na koszt rodziców Mike'a. Może to był błąd, może w ten sposób myślał, że jestem zależna, że jestem jego własnością. Ciągle zadaje sobie pytanie, czy on jeszcze długo będzie uprzykrzał mi życie? Chciałabym zacząć wszystko od nowa, na nowy rachunek, czystą kartę, na własną odpowiedzialność. Póki co, na własną odpowiedzialność wejdę pod prysznic i się umyje. Zawróciłam do przedpokoju, gdzie zostawiłam wcześniej torbę. Wyjęłam z niej żel, ręcznik, bieliznę i pidżamę. Ruszyłam do łazienki. Chciałam zamknąć zamek, ale przypomniałam sobie, że mieszkam sama. Zdjęłam sandały, orientując się, że cały ten czas chodziłam w nich po moim NOWYM mieszkaniu, co do cholery ze mną nie tak? Zsunęłam spodenki i koszulkę, następnie pozbyłam się bielizny. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, niby nie tak źle, ale kupię sobie karnet na fitness. Lubię mieć wysportowane ciało, nie muskularne ale jędrne. Zdecydowanie lepiej się w nim czuję. Kładąc ręcznik na drzwiach od kabiny, mało co się nie zabiłam. Oczywiście jak zawsze wykazałam się moją niezdarnością, i potknęłam o stopień, który jest przy brodziku. Weszłam do kabiny i odkręciłam ciepłą wodę, ach jak przyjemnie, to jest to. Woda zawsze działa na mnie kojąco, tak po prostu jest. Wzięłam żel i obmyłam nim swoje ciało. Stałam jeszcze jakieś 15 minut w strumieniu cieplutkiej wody, ta, ta nie jestem ekologiczna, zamknijcie mnie za to. Złapałam ręcznik, po czym wyszłam i osuszyłam się nim. Założyłam majtki a na to długą koszulkę, jakoś jest mi tak najwygodniej. Po umyciu zębów i twarzy, ruszyłam w kierunku walizki, wychodząc z zaparowanej łazienki. Wyciągnęłam z niej mój ulubiony koc, oraz poduszkę, która jest cholernie puszysta. Nie wiem jak oni to robią, ale jest tak milusia, że spokojnie mogłabym się w niej zakochać, o ile już tego nie zrobiłam. Z moim zestawem dospania, udałam się do mojej błękitnej sypialni. Jeśli chodzi o miejsce w którym mam spać, wolę ciemniejsze kolory, zdecydowanie przemaluję to na szaro. Meble są czarne, więc dość ładnie będzie się to komponować. Rzuciłam balast na łóżko i chwilę później sama na nie opadłam. Nie wiem nawet kiedy porwał mnie sen.
*Ranek, następnego dnia*
Ze snu wybudziły mnie pieprzone promienie słońca. Cholera! Nie zasunęłam rolet. Nałożyłam poduszkę na twarz, kiedy do drzwi zadzwonił dzwonek. Przespałam cały dzień? Już jest wieczór? Zdając sobie sprawę, że słońce dopiero się wysuwa zza horyzontu dałam sobie mentalnego kopa w dupę za moją głupotę. Przecierając oczy wstałam z łóżka. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je będąc ciekawa, kto mnie z rana nawiedza, tym bardziej, że znam tu jedną osobę.
-Dzień doby czy mieszka może z panią pan Adler? Mam polecony.- spytał listonosz, no tak kogo mogłabym się spodziewać.
-Przykro mi, ale nie. Mieszkam tu jeden dzień i nie znam nikogo, może spyta pan sąsiadów, jestem pewna, że będą lepsi.
-W takim razie przepraszam za pobudkę, miłego dnia.- zmierzył moją sylwetkę wzrokiem i udał się do innych drzwi. No tak jestem w samej koszulce. Faceci, czego innego się po nich spodziewać? Taki prosty tok myślenia.
Skoro zostałam już obudzona, to chyba nie ma sensu się kłaść. Wzięłam zielony top z wcięciami z boku i kończącego się troszkę nad pępkiem oraz czarne spodenki z wysokim stanem. Zabrałam tusz do rzęs i ruszyłam do łazienki. Umyłam zęby, nałożyłam tusz, a następnie się ubrałam. Słysząc burczenie brzucha zorientowałam się, że nie mam nic do jedzenia. Czas więc na zakupy. Wzięłam moją czarną torebkę, założyłam sandały i wyszłam z domu. Zamknęłam drzwi na klucz. Zeszłam dopiero trzy schodki i bam! Jakiś idiota rozlał sok i nie posprzątał a teraz cierpi mój tyłek, cholera. Tyle dobrze, że nie upadłam na kałuże, przynajmniej nie muszę się przebierać. Chciałam się podnieść, ale mój tyłek cholernie boli, aż zajęczałam z bólu kiedy próbowałam się podnieść. Moje kluczyki były kilka schodków dalej a z torebki rozsypało się wszystko co mogło. Mamrocząc jakieś przekleństwa pod nosem próbowałam się podnieść i to pozbierać kiedy usłyszałam chichot za plecami i silną parę rąk łapiących mnie za talię, pomagając wstać, ałć nadal boli. Obróciłam się do nieznajomego i nie wierzyłam oczom. Kolejny raz mr. Bieber wyciągnął mnie z opresji. Spojrzałam na niego zszokowana równie mocno jak on.
-Och, cześć, dawno się nie widzieliśmy prawda?- zapytał kolejny raz chichocząc tym swoim głębokim, zachrypniętym głosem.
-Racja, hej. Co ty tu robisz?- spytałam cofając się.
-Tak jakby mieszkam, pytanie co ty tu robisz?
-Widzisz, jakby Ci to powiedzieć mieszkam o właśnie tu- wskazałam na moje drzwi od mieszkania.
-To mamy szczęście albo pecha, bo ja mieszkam na przeciwko.- no nieźle, dwoje przystojnych sąsiadów, może jest ich więcej?
-Dla mnie szczęście, ktoś musi mi pomagać kiedy jakiś idiota rozleje sok i go nie posprząta, a ja się na nim wywrócę.- zaśmiał się na moją poruszającą wypowiedź- Co w tym śmiesznego?
-A to, że ten idiota to ja. Ale chyba mam wybaczone, bo ci pomogłem hm?
-Ah, tak to by wyjaśniało to mokrą szmatę koło twojej nogi i to że akurat wyszedłeś. No masz szczęście, bo chociaż miałeś zamiar to oczyścić, nie zdążyłeś, no trudno. W sumie myślę że to wina listonosza. Spójrz to on mnie obudził, to przez niego zaburczało mi w brzuchu, więc chciałam coś zjeść, ale nie mam nic w lodówce, więc chciałam iść do sklepu, ale przez to, że wstałam szybciej nie zdążyłeś tego posprzątać. Tak, zdecydowanie moje myślenie jest prawidłowe.
-Y, ta. Myślę, że masz całkowitą rację. Więc masz zamiar iść do sklepu? Radziłbym jechać samochodem, tu w pobliżu nie ma sensownych sklepów.
-Cokolwiek to znaczy, masz ochotę może potowarzyszyć mi w drodze do supermarketu? Przy okazji pokażesz mi gdzie jest?
-Jasne, tyko wezmę portfel.
-Okej czekam.- powiedziałam przerzucając cały ciężar ciała na prawą nogę.
Po chwili zjawił się mój kompan.
-No to ruszajmy, wziąłem kluczyki, następnym razem pojedziemy twoim jeśli chcesz, ale teraz lepiej przyglądaj się gdzie co jest.
-Ou, a więc będą następne razy? Wspólne wypady po zakupy? Wiesz jak zaimponować dziewczynie.- wybuchłam śmiechem razem z nim.
-Masz dziś chyba dobry humor, nie mylę się?
-Tak działa na mnie piękna pogoda, dobra koniec gadania, jestem głodna.
-Okej, może chcesz zjeść coś w barze na przeciwko? Mają całkiem dobre jedzenie.
-Wiem, jadłam tam wczoraj Tacko, ale dziś wolę coś sama zrobić.
-Rozumiem.
Zeszliśmy w dół po schodach, w przyjemnym milczeniu. Pokierował nas do jego samochodu. Otworzył mi drzwi od samochodu jak dżentelmen. Bardzo miły gest. Zaprosił mnie gestem ręki do środka. Wsiadłam, cicho dziękując. Justin usiadł za kierownicą odpalając samochód. Przejechaliśmy kilka uliczek, a ja bacznie obserwowałam miejsca które mijajmy. LA jest piękne. Dojechaliśmy na parking pod marketem, kiedy ja odpinałam pasy, Juss pospiesznie wysiadł i kolejny raz otworzył mi drzwi, wysiadając skierowałam do niego słowa:
-Nie trzeba było na prawdę, dałabym radę.
-Wolałem uniknąć kolejnego urazu twojego tyłka. Tak serio, moja mama zawsze mi powtarzała że trzeba tak robić, po prostu taki odruch.
-Aww, to urocze. Twoja mama wiedziała co robi.- puściłam mu oczko, idąc w stronę drzwi od budynku. Chodziliśmy między regałami sklepu jakieś dwie godziny. Kupiłam chyba wszystko co mogłam, wydałam aż 1.196$. Ale przynajmniej mam spokój na jakiś czas. Oczywiście to nie same spożywcze rzeczy. Kupiłam różne detergenty itp. Do kupienia zostały mi tylko odkurzacz, żelazko i kilka innych potrzebnych gratów, ale to już załatwię droga internetową kiedy tylko przyjdę do domu. Ze sklepu wyjechaliśmy czterema wózkami. Podczas naszych "małych" zakupów trochę rozmawialiśmy, wygłupialiśmy się, przyjemnie toczyły nam się pogawędki, tak naturalnie i lekko, jakbyśmy się znali od lat. A propos wieku ile Justin ma lat?
-Em, Justin, tak właściwie to ile masz lat?- spytałam ciągnąć dwa wózki do samochodu.
-Dziewiętnaście skończone, a Ty?
-Osiemnaście w sierpniu.
-Patrz tyle rozmawialiśmy, a o takiej rzeczy zapomnieliśmy.- stwierdził otwierając drzwi pasażera. - wsiadaj, a ja to włożę, możesz puścić radio jeśli chcesz.
-Nie chcesz, żeby Ci pomóc? I tak się już namęczyłeś, wykorzystuję Cię.
-Lubię być wykorzystywany, a teraz sio!- zarechotał.
-Spoko, ale potem mnie nie unikaj, bo będziesz się bał, że znowu Cię w jakąś pomoc zaangażuję.- odpowiedziałam mu również żartem. Wsiadłam do samochodu i przejrzałam wiadomości na moim telefonie. 2 od Jess.
Jess: On tak bardzo prosił, nie potrafiłam odmówić. Nie miej mi tego za złe. :?Jess: Czemu się nie odzywasz? Jesteś zła? Przepraszam, chcę dla Ciebie jak najlepiej, wybacz. :(
Ja: Wiedziałaś, że nie chcę z nim kontaktu, muszę ułożyć sobie życie na nowo, a kiedy on wciąż będzie się w nim przeplatał nie mam na to szans. :/ Zrozum. Co się stało to się nie odstanie, następnym razem, proszę, nie rób czegoś wbrew mojej woli, to nie fair.Wymyślenie tego, co chciałam jej napisać zajęło mi chyba wieczność, na początku chciałam na nią nawrzeszczeć, ale to nie temat na kłótnie sms-owe, potem chciałam napisać, że się zawiodłam na niej i, że nie mogę już nikomu ufać, ale to było zbyt dramatyczne. Myślę, że taka forma powinna być okej. Po chwili dostałam od niej odpowiedz.
Jess: Och, przysięgam nigdy więcej, nie odpisywałaś cały cholerny dzień, myślałam że nie żyjesz. Nie strasz mnie tak. :D
Nie potrafię się nią długo gniewać, to mój mały anioł stróż, zawsze mi pomaga, może nie zawsze jest to trafne, ale stara się. Znamy się od maleńkości to dzięki niej wyprowadziłam się do innego miasta do liceum, ona mnie poznała z Mike'iem, z kolei ona go znała, ponieważ przedstawił ich sobie Anthony, którego poznała na targach naukowych, wiecie takie dni otwarte różnych szkół, jest od niej dwa lata starszy. Ona była juniorem, a on seniorem, tak bardzo wpadła mu w oko, że robił co tylko chciała, dał się owinąć wokół palca, to co mogę powiedzieć o ich związku jeszcze to to że, jest bardzo gorący, po prostu, zmieszał się ognień z ogniem, a z tego wyszedł jeszcze większy pożar. Kiedyś mieszkałam z rodzicami w małym mieście, Jessica mieszkała na drugim końcu miejscowości. Kiedy tylko się dało, spałam u niej, albo ona u mnie, chciałyśmy spędzać ze sobą jak najwięcej czasu. Pewnego razu, gdy się do niej wybrałam, opowiedziała mi że spotkała seksownego licealistę. Opowiadała o tym jak jej się cudnie flirtowało i rozmawiało, jaki to on jest uroczy. Oczywiście ja, jak to ja, ostrzegałam ją, żeby była ostrożna, nigdy nie wiadomo kim jest człowiek jeśli pogadasz z nim godzinę, trzeba uważać. Ona to zlekceważyła i dalej opowiadała. W końcu powiedziała mi, że umówiła się z nim na spotkanie, najpierw w naszym mieście, a potem zaprosił ją do Palm Springs, miejsca gdzie jeszcze kilka dni temu mieszkałam, ale nieważne. Więc doszło do tego, że spotykali się co tydzień przez dwa miesiące przed wakacjami, odkąd się poznali. Wtedy moja przyjaciółka wpadła na cudowny pomysł, wyprowadzenia się do internatu przy szkole w PS. Zawsze chciała tam iść, zarówno jak i ja, ale w tamtym momencie po prostu szalała. Jej rodzice wiedzieli, że nie da za wygraną, więc od razu zaczęli namawiać moich. Półtora roku mieszkałyśmy koło szkoły pod opieką nauczycieli. Kiedy skończyło się pierwsze półrocze, drugiej klasy Jess, dostała propozycję od Anthony'ego abyśmy razem z nimi zamieszkały. Na początku było nie zręcznie, prawie nie znałam Anthony'ego, a co dopiero Mike'a, John'a i Andrew Meszkałyśmy z o dwa lata starszymi facetami. To było ryzykowne. Jess była zakochana i ufała swojemu chłopakowi,i ich kumplom, więc czemu ja bym nie miała. Z resztą nie uchronimy się od tego co nam los przygotował, w końcu i tak nas dorwie. Moi rodzice nie są konserwatywni, mogę powiedzieć, że bardzo "nowocześni". Nie próbują zatrzymać swoich dzieci na siłę przy sobie, dają im wolność, tak było i w moim przypadku. Mam trójkę rodzeństwa. Katy, ma 25 lat, jest singielką, mieszka w Bostonie, David, 12 lat, mieszka póki co z rodzicami, i Ann ma 27 lat, ma pięcio-letnią córeczkę Melanie, jej facet to Rick, jest rok od niej młodszy, nie mają ślubu ale są razem od dziewięciu lat, jeśli dobrze pamiętam. Mieszkają w tym samym mieście gdzie moi rodzice, ale kilka ulic dalej, oczywiście z własnego wyboru. Potem, jakoś wszystko tak szybko się potoczyło, John i Andrew, wyprowadzili się po skończeniu ostatniej klasy, wyjechali na studia, pozostała dwójka została. Zostałyśmy my i chłopaki. Po jakimś czasie również ja i Mike staliśmy się parą. Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu i tak wyszło. Moja edukacja w szkole się skończyła. Na początku maja napisałam maturę, złożyłam podanie do uniwersytetu tutaj, i oto jestem. Wydaję się takie proste, a ile gór, musiałam po drodze przejść. Miałam trudny okres w swoim młodym życiu, kiedy moi rodzice się rozwiedli. Byłam przyzwyczajona do jednolitej rodziny. To był dla mnie szok, nie miałam pojęcia jak to mogło się stać, wydawali się tacy szczęśliwi. Oczywiście był powód, tato znalazł lepszą prace, wyjazdy, konferencje itp. Sekretarka i ta oklepana historia. Moja mama nie wybaczyła mu, on nawet nie walczył. Ich rozwód był cichy. Ojciec gdzieś wyjechał, nie utrzymywał ze mną kontaktu, załamałam się, zaczęłam brać narkotyki. Jess, zauważyła od razu, że jest ze mną coś nie tak. Mówiłam jej o tym całym gównie z moimi rodzicami, ale nie chciałam jej pomocy, kiedy próbowała mnie pocieszyć, uciekałam z mieszkania i szłam ćpać. Dla mnie relacje z ojcem były równie ważne jak z matką. Nie mogłam przetrawić tego, że się do mnie nie odzywał. Obwiniałam o to siebie, nienawidziłam się za to. Moja psychika była osłabiona nie tylko przez tą sytuację z rodzicami, to był dodatek, który jeszcze bardziej mnie załamał. Ujmę to tak, są w życiu chwile, gdy myśli się, że gorzej już być nie może, wtedy życie podejmuje wyzwanie, i kopie Cię w tyłek kolejny raz, mocniej lub lżej. Odpływając w moich rozmyśleniach nawet nie zauważyłam, że jesteśmy pod kamienicą. Kiedy Justin wsiadł? Cholera, chyba bardzo odpłynęłam.
-Przepraszam, totalnie zniknęłam na jakiś czas.- spojrzałam na jego idealnie wyrzeźbioną szczękę.
-Jest okej widocznie miałaś coś ważnego do przemyślenia.- odpowiedział, patrząc na mnie.
-Ta. Ale może wynagrodzę Ci te męczarnie na zakupach obiadem? Dziś kuchnia serwuje, niech pomyślę......, to może dorsza po włosku i koktajl ananasowy, co ty na to?
-Brzmi bardzo dobrze, chyba się skuszę.- posłał mi uśmiech który odwzajemniłam.
6 stron, 2 505 słów. Niby nic się nie dzieje, ale dowiedzieliście się trochę o Belli, ahhhhh nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów. Namęczyłam się przy tym rozdziale, jak nigdy. Liczę na Wasze opinie w postaci komentarzy. Zapraszam również na ask'a. W przyszłym rozdziale nie zabraknie emocji, to mogę Wam obiecać :)
czwartek, 26 czerwca 2014
5. 1:0 for them.
DZIĘKUJĘ ZA KOMENTARZE I PONAD 4TYŚ WYŚWIETLEŃ <3
I. JEDNA OSOBA BYŁA NAPRAWDĘ BLISKO, PODAŁA "1:0", WIĘC DODAJĘ DZIEŃ PÓŹNIEJ, ALE JEST. JAKIEŚ KOMENTARZE BĘDĄ HM?
II. Tradycyjnie zapraszam na ask'a w razie jakichkolwiek pytań.
III. Powstała właśnie zakładka, która służy do podsyłania waszych blogów (linków). Mój blog nie jest sławny, ani nie ma zbyt wielu wyświetleń, więc nie rozumiem dlaczego w komentarzach wklejacie linki. Ale, skoro podrzucacie, to czemu nie uporządkować tego? Proszę, abyście nie spamili nimi w komentarzach(od teraz będą usuwane) pod postami, ale wpisywali w komentarzach w zakładce "WASZE BLOGI" (jakiś krótki opis, też będzie ok), jeśli będzie ich dużo, pomyśli się o rozwinięciu tej zakładki.
IV. Nie pytajcie o rozdział w komentarzach, jest ask.
V. Zauważyliście, że tytuł posta jest ZAWSZE w tekście(pogrubioną czcionką)?
VI. Powstało sporo nowych zakładek.
VII. Powróciliśmy do białego szablonu, trochę ulepszony. Jak się podoba?
VI. Powstało sporo nowych zakładek.
VII. Powróciliśmy do białego szablonu, trochę ulepszony. Jak się podoba?
No mam, nadzieję, że dotrwaliście, sama aż się zmęczyłam. :)
MIŁEGO CZYTANIA
JUSTIN'S POV
Uśmiechnąłem się spoglądając na śliczną dziewczynę z wciąż rozmazanym tuszem. Maska którą przybrała wydawała się nieprawdopodobnie realistyczna. Uśmiechała się i śmiała. Po całej akcji z jej chłopakiem, mogę się tylko domyślać, co się dzieje w jej życiu. Przykro mi, że taka drobna i krucha osoba, musi przeżywać coś takiego, ze strony osoby, której prawdopodobnie ufała. Podłożyłem lewarek pod zawieszenie samochodu, następnie go podniosłem, odkręciłem koło i założyłem nowe. Jest 30 stopni, zmęczyłem się trochę, więc wziąłem łyka wody.
-Okej. to gdzie te ciastka?- spytałem patrząc na Belle.
-Dzięki za pomoc, na prawdę masz wprawę szybko sobie poradziłeś. A ciastka, tutaj.- odpowiedziała podając mi torebkę w biało niebieskie paski.
-A ty? Nie jesz?
-Ha, widzisz, ja po prostu lubię jeść i długa droga przede mną. Zaopatrzyłam się w kilka porcji moich pyszności. Um, przepraszam, trochę to dziwnie zabrzmiało, jakbym miała jakąś obsesję na punkcie słodyczy.- powiedziała uśmiechając się i wyciągając kolejną torebkę słodkości, mimo zepsutego makijażu spływającego po jej twarzy, wyglądała niesamowicie gorąco.
-To było urocze. Mogę?- spytałem podchodząc do niej i wyciągając rękę.
-C-co chcesz zrobić?- spytała nie spokojna.
-Wyluzuj, nic czego byś sobie nie życzyła.- powiedziałem wycierając jej tusz, opuszkami moich palców. - Już po krzyku, powinnaś teraz dostać nalepkę "dzielny pacjent"
-Um, dzięki. Pewnie wyglądam jak potwór i nie mogłeś na mnie już patrzeć.- powiedziała spuszczając głowę.
-Przestań, wcale nie. Po prostu, ten rozmazany tusz przypominał mi, że płakałaś. A ja nie lubię kiedy dziewczyny są przygnębione.
-Dziękuję jeszcze raz. Ile się należy za pomoc?- spojrzałem na nią zdezorientowanym wzrokiem po tym co powiedziała.
-Jak sama powiedziałaś to była pomoc, myślę, że prawdziwa pomoc powinna być bezinteresowna, przyjemność po mojej stronie, po za tym, mam twój numer i moja w tym głowa, by go odpowiednio wykorzystać. W sumie wychodzę na swoje- powiedziałem puszczając jej zalotny uśmiech, może nie zbyt na miejscu, ale to nie zależy ode mnie, samo tak wychodzi, natury nie oszukasz. Kończąc ciastko, zacząłem zbierać narzędzia, zepsute koło włożyłem w miejsce zapasowego, następnie ułożyłem walizki w bagażniku.
-Okej gotowe, to do zobaczenia hm? Czas ruszać w drogę.
-Jasne, do zobaczenia.
Zabrałem koszulkę, wycierając w nią ręce i ruszyłem do samochodu, wyjąłem kluczyki z tylnej kieszeni i wsiadłem do środka. Spojrzałem w lusterko i odkleiłem plasterek. To musiało naprawdę zabawnie wyglądać. Odpaliłem silnik i ruszyłem do domu.
BELLA'S POV
Kiedy Justin odszedł wsiadłam do samochodu i oparłam moją głowę o kierownice. Ciężko mi jest przenieść się z dnia na dzień do miasta którego nie znam, a co najgorsze sama. Cholernie się boję czy sobie poradzę. Wzięłam dwa głębokie wdechy, ustawiłam nawigację na adres w którym będę mieszkać. Rutherford 34 LA, mój nowy adres. Skupiłam się na drodze nie chcąc spowodować wypadku, i tak nie jestem w najlepszej kondycji w dodatku jeśli byłabym rozkojarzona, nie wiele trzeba do tragedii. Przez całą drogę po prostu tępo gapiłam się w jezdnię. Nie puściłam nawet radia. Kiedy dojechałam był już późny wieczór. Powoli zaczynała robić się szarówka. Zadzwoniłam do właściciela mieszkania, prosząc go o to by dostarczył mi klucz. Szczerze nie podoba mi się ta okolica, wjeżdżając na docelową ulicę po drodze minęłam nocny klub, klub go go, kasyno i kilka kawiarni, dziwne miejsce. Po chodnikach kręcą się jakieś typy spod ciemnej gwiazdy. Chryste gdzie ja jestem. Przecież to nie BRONX. No to nieźle się urządziłam. Nocne życie na dobre się jeszcze nie rozpoczęło, a Ci ludzie po prostu szukają jakiejś bójki czy czegoś tym rodzaju. Zatrzymałam się przed drzwiami, łatwiej będzie mi cokolwiek zanieść na górę, parking był z drugiej strony, jak wcześniej poinformował mnie starszy pan. Miałam zamiar wyjść i rozprostować nogi, ale dzięki posiedzę nie mam ochoty na gwałt lub złamany nos. Poczekam sobie w samochodzie. W co ja się wpakowałam, to miejsce jest okropne a propos, usłyszałam pukanie w okno samochodu i natychmiast zorientowałam się jak bardzo moje życie kocha dawać mi do zrozumienia, że uwielbia kopać mnie w dupę. Przez moją głowę przeleciały miliony myśli czego mogą ode mnie chcieć te osiłki, znowu pukanie tym razem głośniejsze i z moją nową ksywką "Ej lala otwórz, chcemy pogadać", świetnie czy ja wyglądam jak pieprzona Barbie? Nie sądzę. Powiedziałam pod nosem wszystkie przekleństwa jakie tylko znam i uchyliłam okno o centymetr tak, żebym mogła słuchać.
-T-tak? Słucham? W czym mogę pomóc.- odpowiedziałam drżącym głosem, próbując grać twardą.
-Ej niunia, chyba się nie boisz co? Opuść tą szybę to pogadamy.- odezwał się jeden z nich, zdecydowanie najstarszy.
-Myślę że nie mamy za bardzo o czym.- powiedziałam tym razem pewna siebie, hej w końcu jestem w samochodzie, co mogą mi zrobić?
-Możemy pogadać o tym co taka śliczna panienka jak Ty robi w takiej okolicy jak ta?- cholera nie powiem, że tu będę mieszkać.
-Zgłodniałam i miałam nadzieję że jest tu restauracja, niestety myliłam się.
-Nie, restauracja jest na przeciwko twojego autka, mało spostrzegawcza jesteś niunia.- kurwa. 1:0 dla nich. Co teraz?
-Och, wiesz wydaje mi się, że jest zamknięta.
-Całodobowa skarbie, jeśli chcesz dotrzymamy Ci towarzystwa.- odezwał się drugi. Nie powiem, nie widziałam ich wszystkich, ale jeśli wyglądają jak on, to chyba dołączę do jakiejś,grupy przestępczej, cholera jest gorący gdyby nie miał tylu tatuaży i takiego przeraźliwego tonu, chętnie bym z Nim wyszła, jest całkiem niezły, hola, hola on Cię dręczy. Co z Tobą dziewczyno?
-Nie będę Wam zabierać czasu, pójdę sama, dam sobie radę.- nie mam wyjścia muszę wyjść i pójść do restauracji, zabrałam torebkę i kluczyki, a następnie otworzyłam drzwi uprzedzając, że wychodzę. Grunt to nie pokazać, że mój tyłek trzęsie się ze strachu. Kurczowo trzymałam torebkę przy sobie, szybko zamknęłam samochód i ruszyłam do miejsca w którym miałam zjeść. Poczułam uścisk na moim ramieniu, delikatny ale poczułam.
-Odmówisz mi? Możemy pójść razem? Ja zapraszam.- och, nie, daj se siana koleś.
-Okej, ale ja płacę za siebie a Ty za siebie, to nie będzie żadna randka.
-Ałć, ranisz.- aha, okej. Weszłam do środka, w sumie na serio jestem głodna.
-Jest tu coś zjadliwego?- spytałam, nawet nie zastanawiając się czy dobrze robię, przebywając z obcym, trochę groźnie wyglądającym facetem.
-Większość rzeczy jest okej, ale ja najbardziej lubię Tacos, jest najlepsze jeśli chodzi o to miejsce.
-Okej to ja też to wezmę.- podeszłam do dziewczyny która stała za kasą, w kusej spódniczce, i jakby bluzce ale mogę się mylić, po prostu owinęła czymś swoje cycki.
-Cześć um..- spojrzałam na jej plakietkę- ..Devone, mogę prosić dwa razy Tacos?- spytałam grzecznie.
-To będzie 20$, coś do picia?- spytała jakby od niechcenia, przerzucając gumę na drugi bok jej paszczy, która nawiasem mówiąc miała kilka kilogramów zaprawy murarskiej na swojej powierzchni, serio, dziewczyno, ile można nałożyć tapety?
-Ja poproszę fantę
-Ja też- odezwał się...właśnie jak on ma na imię?
-Należy się 25$.- gdy powiedziała, wyjęłam banknoty z portfela i położyłam na ladzie, ruszając do stolika po.
-Okej niech stracę ja płacę, za to Ty masz dopilnować, żeby żaden z Twoich kumpli nie porysował mi samochodu, byłabym szczęśliwa.
-Masz to jak w banku, nawet o tym nie pomyśleliśmy, załatwiamy swoje sprawy, nie gnębimy ludzi.- powiedział siadając.
-Skoro mamy razem jeść to jestem Isabella.- zagadnęłam wyciągając rękę.
-Cole(czyt.kol)- podał mi swoją również. Siedzieliśmy przez chwilę w niezręcznej ciszy, kiedy zadzwonił mój telefon. Przeprosiłam i odebrałam.
-Tak?
-Witam panienko Jones. Jestem pod kamienicą gdzie się pani podziewa?
-Już idę, poszłam tylko po coś do jedzenia, zjawiam się w trzy sekundy.
-Zaraz, wracam, zaczekasz tu z naszym jedzeniem? Obiecuję wrócę za minutkę.
-Jasne, pomóc Ci może w czymś?- spytał.
-Dam radę dzięki.
Wyszłam na zewnątrz odebrać kluczę. Podeszłam do mężczyzny stojącego przy drzwiach budynku.
-Dziękuję bardzo, że zjawił się pan tak szybko.- powiedziałam odbierając klucze.
-Nie ma za co, dziecko, jeśli będziesz czegoś potrzebować zadzwoń, i uważaj, ta okolica nie jest bezpieczna. Nie radzę Ci się plątać samej po nocy.
-Zauważyłam, ale dziękuję bardzo.- posłałam uśmiech mężczyźnie i wróciłam do restauracji, albo raczej baru, tak to dobre określenie.
-Jestem.- powiedziałam siadając na miejscu.
-Widzę. Okej teraz powiedzieliśmy sobie kilka oczywistych faktów, a ja chcę wiedzieć coś nieoczywistego. Gdzie byłaś?
-Om, uh, ten no na zewnątrz.
-Och, daj spokój, możesz mi powiedzieć. Zaborczy chłopak?
-Masz mnie.- ta, gdyby to był mój chłopak śmiało mógłbyś powiedzieć że upadłam na głowę. W sumie fajnie, że sam sobie odpowiedział. Ale chyba jest trochę tępy, bo widział przecież, że byłam sama w samochodzie. Chociaż w sumie nie wiem co sobie pomyślał.
-Okej jedzmy.- powiedziałam chcąc zamknąć jego buzię by nie zadawał już pytań.
Wzięłam pierwszego kęsa. To jest na prawdę dobre. Po spałaszowaniu pożegnałam się z nowo poznanym chłopakiem i wsiadłam do samochodu. Musze chwilę poczekać, żeby sobie poszedł, w końcu muszę się jakoś dostać do mieszkania. Kiedy zniknął z mojego pola widzenia wysiadłam i wzięłam jedną z mniejszych walizek, torebkę i torbę z podstawowymi kosmetykami, jest ciemno, nie będę teraz tego targać. Zamknęłam samochód i ruszyłam, ciągnąć po schodach walizkę.
-Kłamczucha- rozbawiony głos powiedział, a ja podskoczyłam ze strachu, to Cole.
-Ups.- zagryzłam wargę ze zdenerwowania.
-Czemu mi nie powiedziałaś?
-Bo tak jakby Cię nie znam, a teraz pozwól, wczołgam się z moją walizką na drugie piętro.
-Daj mi to, mieszkam na czwartym. Pomogę Ci, wyluzuj i nie bój się mnie, gdybym chciał zrobić Ci krzywdę, zrobił bym to już dawno. - zabrzmiało jak groźba.
-Nie boję się Ciebie, po prostu lubię być samodzielna.
-Cokolwiek.- powiedział biorąc ode mnie walizkę i torbę.
-Um, mimo wszystko dzięki za pomoc.- powiedziałam wchodząc po schodach. Zatrzymałam się przy numerze 9.
-Okej, dzięki to tutaj, dalej sobie poradzę.
-Nie zaprosisz mnie?
-Och, czy Ty się wpraszasz?- spytałam udając urażoną.- Przepraszam, ale padam, jechałam jakieś 700km drugi dzień z rzędu i mam dość. A po za tym, pierwszy raz widzę moje mieszkanie, chcę z nim poprzebywać sam na sam, zrozum.- posłałam mu przepraszający usmiech.
-Okej, rozumiem.- czy mi się zdaje czy on jest trochę arogancki? Ech, chłopcy.
-Dobranoc.- pomachałam mu wkładając klucze do zamka.
-Dobranoc.- powiedział i ruszył schodami do siebie.
Wciągając moje rzeczy do środka odetchnęłam z ulgą, nareszcie sama, w moim własnym mieszkaniu. Rozejrzałam się po przedpokoju, tak trzeba będzie go odmalować. Zostawiłam bagaże i poszłam porozglądać się, nie wiele mi to zajęło ponieważ nie jest to zbyt duża powierzchnia. Wszystkie ściany trzeba będzie odmalować. Ale meble za to są piękne. Usłyszałam dźwięki piosenki Indila- Derniere Danse i ruszyłam w stronę torebki by odebrać telefon. Nie patrząc na wyświetlacz nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Halo?
6 stron, 1704 wyrazów. Któż to po nocy dzwoni do naszej Belli? Jak rozwinie się wątek z panem Cole'm? Sąsiedzi hm? Czy Devone to epizodyczna postać?
Liczę na Wasze opinie w postaci komentarzy. ;) Do następnego.
sobota, 21 czerwca 2014
4. Help.
Mile widziane wasze opinie w postaci komentarzy :) Zapraszam również na ask'a.
Co sądzicie o nowym wyglądzie? Sama robiłam, więc jestem trochę dumna, jednak jakoś bardziej przekonywał mnie ten pierwszy. Wolicie stary czy nowy(zagłosujcie w ankiecie)? PS: Niespodzianka pod rozdziałem.
Co sądzicie o nowym wyglądzie? Sama robiłam, więc jestem trochę dumna, jednak jakoś bardziej przekonywał mnie ten pierwszy. Wolicie stary czy nowy(zagłosujcie w ankiecie)? PS: Niespodzianka pod rozdziałem.
ISABELLA
......ujrzałam Mike'a. Skąd on tu? Jak? Po co? Ktoś mi wytłumaczy? Zastygłam z tą skrzynka w ręce i patrzyłam się na niego przez chwilę z otwartą buzią jak na jakąś zjawę. Kompletnie się tego nie spodziewałam, ale to chyba można wywnioskować po mojej postawie, nie muszę nic mówić.
-Cześć.- powiedział Mike.
-Czego ode mnie chcesz?- warknęłam, zirytowana jego obecnością.
-Chcę żebyś ze mną wróciła, skarbie.
-Oh nie skarbuj mi tu, nie rozumiesz że jak ktoś zabiera wszystkie rzeczy i oddaje klucze to najwyraźniej nie chce mieć z Tobą NIC wspólnego? Mam Ci to na kartce napisać?
-Rozumiem że masz prawo być na mnie zła, ale co to za miłość bez tragedii?
-Przepraszam, co?- wydawało mi się, że się przesłyszałam.
-Pytam, co to za miłość bez tragedii?
-Jesteś nienormalny.- wybuchłam. - Czy ty siebie słyszysz? Jak chciałeś tragedii to zagraj sobie w jakimś filmie.
-Ja wiem, ale po każdym upadku trzeba się wznieść, możemy to zrobić to razem.
-Trzy razy nie, dziękujemy, wolę się sama podnieść.
-Bella, nie rób dramatu, ile razy mam Cię jeszcze przepraszać?
-Zero, bo i tak nigdy Ci nie wybaczę.
-Czy Ty kurwa nie rozumiesz że Cię kocham?
-W dziwny sposób to okazujesz.
Mike popchnął mnie na samochód i przyparł swoim ciałem o moje, ręce trzymał mi nad głową.
-Zrozum, nie chciałem, byłem sfrustrowany, potrzebowałem tego, a ty nie chciałaś.
-Czyli teraz to moja wina, tak?
-Kochanie źle mnie zrozumiałaś, proszę.
-Mike, ja nie mogę, nie chcę, nie po tym. To Ty zrozum, zraniłeś mnie. Jeśli naprawdę byś mnie kochał nie zrobiłbyś tego.
Podniósł palcami moją brodę i wpił się w moje usta. Zaskoczona tym co zrobił stałam oniemiała, nie wiedząc co zrobił. Rękami złapał za moje pośladki, przez co zaczerpnęłam powietrza, on w tym momencie wsunął swój język do mojej buzi. Jezu, tęskniłam za Nim. Pocierał moje boki a ja zarzuciłam swoje ręce na jego kark. Podniósł moje nogi chcąc abym je wokół niego owinęła, tak też zrobiłam. Byliśmy tak blisko siebie, że nie wiem czy można by wcisnąć kartkę pomiędzy Nas. Kiedy dotarło do mnie, że to było złe i dawałam mu tylko zgubną nadzieję, odwinęłam ręce i nogi z jego ciała. Odsunęłam rękoma jego klatkę piersiową, tak by zachować dystans. Oddychaliśmy szybko.
-Mike, powiedzmy, że to było pożegnanie. Nie wrócę do Ciebie. Ja nie....- nie dokończyłam.
-Co ty nie?
-Przepraszam, ale ja Cię nie kocham, nie kochałam. Było fajnie, ale to jest ten moment w którym oboje musimy poszukać czegoś prawdziwego, twoja zdrada, i to co się wczoraj stało to po prostu był znak, że nasz czas się skończył. Myślę, że nie powinniśmy wychodzić ze sfery "przyjaciele", przez to spieprzyliśmy taką ładną przyjaźń. Nie miej mi za złe, ale nie chcę Cię już nigdy widzieć.
-To co to do kurwy było? Pożegnanie? Nigdzie nie jedziesz, wracamy razem.
-Zostaw mnie w spokoju!- krzyknęłam.
Mike złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć do swojego samochodu kiedy ja się wyrywałam, czy on jest nienormalny? Zaczęły mi płynąć łzy z oczu. Nie wierzę, że aż tak się co do niego pomyliłam. Kiedy zaczęłam przeklinać swoje życie i wybory zauważyłam zatrzymujący się samochód. Wysiadł z niego pospiesznie szatyn w okularach, dżinsowych spodniach i białej koszulce w serek. Podbiegł do Nas. Chyba zauważył, że coś jest nie tak, dzięki Bogu.
-Hej, Ty!- zwrócił się do Mike'a, zdejmując swoje okulary z nosa i roztrzaskując je o betonową powierzchnię- nie widzisz że dziewczyna nie ma ochoty z Tobą nigdzie iść? Puść ją!
-A Ty co? Obrońca uciśnionych kobiet? Poradzimy sobie sami.- złapała mocniej za moją rękę i pociągnął do siebie tak mocno, że prawie się wywróciłam.
-Jeśli będzie trzeba to tak. Zostaw ją, krzywdzisz swoją przyjaciółkę, spójrz na jej ręce.- Mike zwrócił wzrok na moją rękę i momentalnie poluźnił uścisk. Ale za to złapał mnie mocniej w talii.
-Lepiej rycerzu? A teraz spierdalaj, zanim Ci coś zrobię. To nasze sprawy.
-Nie są Wasze kiedy robisz to na moich oczach. Puść jej rękę albo inaczej pogadamy- odparł nieznajomy.
-Mike puść mnie proszę.- powiedziałam cicho próbując zatrzymać swoje łzy, czuję się jak szmaciana lalka.
-Słyszałeś?- znowu odezwał się szatyn.
-Spierdalaj.- Mike obrócił się w stronę samochodu, pociągając przy tym mnie. Nagle poczułam wolną talię. Spojrzałam w bok i ujrzałam Mike'a leżącego na ziemi z zakrwawionym nosem a na Nim okładającego go nieznajomego. Matko boska. Szatyn zszedł z niego wrzeszcząc , że ma wracać skąd przyjechał i więcej mnie nie nękać bo skopie mu dupę jeszcze bardziej. Mike widocznie widząc, że nie ma szans odszedł do swojego samochodu rzucając parę przekleństw w naszą stronę i odjeżdżając. Wytarłam swoje policzki z łez, wiem zapewne jak teraz wyglądam, jestem tym wszystkim cholernie zmęczona. Spojrzałam się na nieznajomego. Leciała mu z wargi krew, oberwał, cholera.
-Wszystko w porządku?- zapytał mnie. Moje usta utworzyły się w literę "O".
-Ta.ak, znaczy dziękuję za pomoc. Ale Ci za to leci krew.
-Jest w porządku, nie ma za co. Nie martw się o mnie.
-Nie czekaj mam apteczkę w samochodzie, pomogę Ci.
-Nie trzeba.- próbował się stawiać.
-Nie, to moja wina, więc chociaż tak mogę Ci się odwdzięczyć.
Podeszłam do samochodu, otworzyłam drzwi i zanurkowałam pod tylne siedzenie, przerzucając kilka toreb, znalazłam apteczkę. Poprosiłam chłopaka aby podszedł do samochodu bym mogła mu to swobodnie opatrzyć. Oparł się o samochód, a ja postawiłam białe pudełko na dachu. Wyjęłam wodę utlenioną, gaziki, wilgotne chusteczki i cienki plaster.
-Mogę?- spytałam nie pewnie, trzymając nawilżony materiał.
-Jeśli musisz to proszę, nie gryzę.- uśmiechnął się zawadiacko.
Przyłożyłam materiał do jego ust i zaczęłam pocierać krew. Z całej siły starałam się stać na tyle daleko na ile jest to możliwe, by nie dotykać go moimi piersiami. Przez moją pozycję było mi trochę nie wygodnie. W dodatku, patrzył przez cały czas mi w oczy, co mnie lekko peszyło. Polałam jego niewielkie rozcięcie środkiem dezynfekującym, skrzywił się trochę na tą czynność. Zakleiłam ranę i się odsunęłam się.
-Gotowe, polecam się na przyszłość.- uśmiechnęłam się i zaczęłam sprzątać.
-Dzięki. Mógłbym Cię o coś poprosić? Wiesz w zamian za uratowanie tyłka.- spytał drapiąc się po karku i przygryzając wargę.
-Jasne, o co chodzi?- zapytałam ciekawsko.
-Co Ty na to żebym dostał Twój numer telefonu?
-Oh, um jasne, ale wątpię żebyśmy jeszcze kiedyś się spotkali, jadę do Los Angeles.- powiedziałam idąc po telefon.
-To świetnie, bo ja tam mieszkam.
-Ou. No tak to jest przecież droga prowadząca do tego miasta.- kopnęłam się mentalnie w dupie za moją głupotę, mogłaś wymyślić coś mądrzejszego.
-To może wymienimy się?- spytał.
-W porządku.- powiedziałam podając mu mój telefon odbierając równocześnie jego.
Wpisałam swój numer, podpisując się "Isabella Angel Jones". Kliknęłam zapisz i oddałam mu jego srebrnego Iphone'a, tym samym zabierając mój. Wsunęłam go do tylnej kieszeni szortów.
-Justin. -zagadnął wyciągając rękę.
-Oh, um, Isabella- odpowiedziałam podając również rękę, którą chwycił i pocałował. No, no mamy do czynienia z synkiem mamusi.
-Mogę wiedzieć o co chodziło?- spytał, przeszywając mnie wzrokiem.
-Tak, myślę że tak. Więc, rozstaliśmy się wczoraj, oto cała historia. - powiedziałam wymijająco nie chcą zagłębiać się we wczorajsze wydarzenia, w dodatku, mówić obcemu facetowi o moich problemach, już wystarczająco dużo się napatrzał na ten cyrk.
-Przykro mi.
-Mnie nie, ale przykro mi że musiałeś to widzieć.
-Każdy ma czasem problemy- tak tylko że ja mam je cały czas, dodałam sobie w głowie. Niby wszystko pięknie, mieszkam sobie z przyjaciółmi w pięknym domu, za darmo, z chłopakiem, który zapewnia mi bezpieczeństwo, no przynajmniej do czasu kiedy on sam nie staje się niebezpieczeństwem, kończę szkołę z niezłymi ocenami, przyjmują mnie na wymarzone studia. Ale po drodze zaistniało wiele sytuacji które chciałabym wymazać z pamięci.
-Racja.
-Do czego Ci te narzędzia?
-Znasz może powiedzenie "jak się pieprzy, to się pieprzy wszystko"? Bo ja, aż za dobrze. Kiedy jechałam usłyszałam jak dziwnie warczy silnik, a potem huk, wysiadłam sprawdziłam, pęknięta opona, podeszłam żeby sprawdzić co z silnikiem, nie znam się, ale widziałam że z niego dymi i coś tryska. Moje szczęście.
-Mogę to zobaczyć?
-Nie, nie trzeba, chciałam to jakoś sama ogarnąć, a jak sobie nie poradzę to zadzwonię do mechanika.
-Nie pytałem czy trzeba, tylko czy mogę.- uśmiechnął się pocieszająco- sama nie dasz rady, to już wiemy, a mechanik przyjedzie pewnie za jakieś dwie, trzy godziny.
-Nie chciałabym Ci się narzucać, ale skoro nalegasz, proszę.- powiedziałam podając mu kluczyki.
-Widzę, że już byłaś gotowa się w tym sama grzebać- powiedział wskazując skrzynkę z narzędziami.
-O, tak, pokładałam wielkie nadzieje w moje umiejętności. Ale nie mam szansy się wykazać, chociaż wciąż twierdzę, że świetnie bym sobie poradziła.- stwierdziłam z pewnym siebie uśmiechem.
-Jasne.- rzucił sarkastycznie, podchodząc do maski.
Słońce grzeje dość mocno, pewnie jest mu gorąco, należy, mu się chociaż woda za jego pomoc. Złapałam butelkę i podeszłam do maski samochodu, zdjęłam wzrok z moich stóp i podniosłam głowę spoglądając na goły tors szatyna. Wbiłam wzrok w wodę i chrząknęłam.
-Przyniosłam Ci wodę, jest gorąco i może Ci się przydać, jeszcze raz dziękuję za pomoc.- powiedziałam czując piekące policzki, to krępująca sytuacja.
-Dzięki.- powiedział i poczułam ja bierze z mojej ręki wodę, starałam się patrzeć wszędzie tylko nie na niego.
-To, jak idzie? Pomóc Ci w czymś?
-Jest okej, dam radę, to tylko drobna usterka, pięć minut i zajmę się kołem.- powiedział śmiejąc się.
-Przepraszam, ale nie rozumiem, co Cię tak bawi?
-Ty.
-A co we mnie takiego zabawnego?- powiedziałam zakładając ręce na piersi, nadal nie patrząc w jego stronę.
-Czemu na mnie nie spojrzysz Bella?- znowu zachichotał.
-Czy to konieczne? Chyba nie jestem na jakiejś wystawie, a Ty nie jesteś jakąś figurą czy czymś, mylę się?- powiedziałam próbując udać zniesmaczoną i uciec od patrzenia na niego. To nie tak, że nigdy nie widziałam faceta bez koszulki, ale to jest krępujące.
-Spójrz na mnie, to sama przyjemność.
-Och, widzę że ktoś tu ma duże-ego.- powiedziałam to dość szybko co zabrzmiało jakbym powiedziała dużego.
-Masz skaner w oczach? Ale nie mylisz się, księżniczko.- o matko, na serio tak zabrzmiało.
-Powiedziałam duże ego.- odparłam śmiejąc się i tym razem robiąc znaczną przerwę między dwoma wyrazami.
-Widzisz, pogadaliśmy sobie, i po robocie. Teraz możemy przejść do koła.
-Okej.- ruszyłam do bagażnika, otwierając go i wyjmując walizkę. Oraz następną większą która, cholera była za ciężka i mnie przygniotła prawie przewracając na ziemię.
-Nie lubisz prosić o pomoc co?- zagadnął Justin trzymając mnie w talii. Zgadliście kolejny raz Justin aka książę na białym koniu mnie "ocalił" czy to nie zabawne? Co do cholery?
-Dzięki. Po prostu lubię być samodzielna, ale z Tobą nie bardzo mi się to udaje.
-Mam miękkie serce kiedy widzę takie biedne i nieporadne dziewczyny, po prostu taki odruch.
-Bardzo miły.- szatyn wyciągnął resztę walizek, a następnie wyciągnął koło i lewarek.
-Masz ochotę na ciastka?- zapytałam
-Jeśli masz ochotę mnie pokarmić jasne, bo teraz akurat mam zajęte ręce.
-No tak, ciastka mogą chwilę poczekać.
6 stron, 1773 słowa. Zarówno nasza nieśmiała Bella jak i pewny siebie Justin Was zaskoczy, ale to później XD. Następny rozdział będzie zawierał punkt widzenia Justin'a zobaczymy co mu w duszy gra. :D
NIESPODZIANKA
Więc, jeśli zgadniecie jaki jest tytuł następnego rozdziału dodam go w środę wieczorem. Oto kawałek tekstu z którego musicie odgadnąć tytuł. Powodzenia :)
To nie jest rozmowa Justin'a i Belli :)
To nie jest rozmowa Justin'a i Belli :)
-Możemy pogadać o tym co taka śliczna panienka jak Ty robi w takiej okolicy jak ta?- cholera nie powiem, że tu będę mieszkać.
-Zgłodniałam i miałam nadzieję że jest tu restauracja, niestety myliłam się.
-Nie, restauracja jest na przeciwko twojego autka, mało spostrzegawcza jesteś niunia.- kurwa. 1:0 dla nich. Co teraz?
-Och, wiesz wydaje mi się, że jest zamknięta.
-Całodobowa skarbie, jeśli chcesz dotrzymamy Ci towarzystwa.- odezwał się drugi. Nie powiem, nie widziałam ich wszystkich, ale jeśli wyglądają jak on, to chyba dołączę do jakiejś,grupy przestępczej
sobota, 14 czerwca 2014
3. Fucking car, fucking boyfriend, fucking everything
Dziękuję za 2000 tyś wyświetleń i komentarze :)
To ostatni rozdział w którym nie ma Justina, i taki "wprowadzający w Belle" XD jak to brzmi(wcale nie spojleruje).
To ostatni rozdział w którym nie ma Justina, i taki "wprowadzający w Belle" XD jak to brzmi(wcale nie spojleruje).
Mile widziane Wasze opinie w postaci komentarzy.
Zapraszam również na ask'a. *u góry klikacie i was przekierowuje*
ISABELLA
Położyłam walizki tuż koło mojej sporej szafy. W sumie nie wiem co spakować. Nie wiem czy tu jeszcze wrócę. To miejsce znaczy dla mnie tak wiele, tu się zaczęła moja samodzielność, w tym miejscu zrobiłam wiele rzeczy pierwszy raz. Tutaj spotkałam pierwszy raz mojego pierwszego chłopaka, tu się pierwszy raz z nim pocałowałam, tutaj pierwszy raz przypaliłam kurczaka, pierwszy raz zobaczyłam niechcący uprawiających sex przyjaciół, tutaj pierwszy raz nie mogłam spać przez czyjeś jęki, pierwszy raz zrobiłam domówkę właśnie w tym domu, z tego miejsca zgarnęła mnie pierwszy raz policja za zakłócanie ciszy nocnej, wiele innych rzeczy po raz pierwszy zrobiłam w tym domu. Ale przecież nie można tkwić w jednym miejscu, bo tyle tu się wydarzyło. Jeśli byśmy żyli według tej myśli, nikt nie wyprowadziłby się od rodziców, ba nasze matki nie wyszłyby ze szpitala bo "tam przecież stał się cud narodzin, moje dziecko tak wiele dla mnie znaczy". Nie mogę tu zostać, codziennie widywałabym człowieka który również pierwszy raz złamał mi serce. Nie wiem czy go kocham, czy kochałam, nie potrafię tego określić, był i niestety jest dla mnie ważny. Cholera! Wszystko jest cholernie ważne począwszy od tego domu, a kończąc na Mike'u. Po prostu muszę odciąć się od tego i zacząć nowy etap, co nie będzie proste. W obcym mieście którego nie znam, bez przyjaciół ani rodziny. Trudne wyzwanie, ale kto nie ryzykuje ten nie pije szampana. Zdecydowałam, że spakuję wszystko, więc chyba będzie mi potrzebne trochę więcej walizek. Miałam kilka dorywczych prac, moi rodzice wysyłali mi pieniądze, a mieszkaliśmy tutaj za darmo, więc mogłam sobie pozwolić na kupowanie trochę większej ilości ciuchów niż przeciętna uczennica dwóch ostatnich klas liceum. Zdjęłam wszystkie wieszaki z ubraniami i rzuciłam je na łóżko, wyciągnęłam wszystkie spodnie i zrobiłam to samo, Jess przyglądała mi się z zaciekawieniem. Wyjęłam szufladę ze stanikami i majtkami oraz tą ze skarpetami i czymś skarpetopodobnym jak rajstopy i zakolanówki, zawartość wysypałam do jednej z walizek. Ta, nie jestem mistrzem pakowania i składania ale to nie ma znaczenia, skarpetki i tak się nie pogniotą. Opróżniłam resztę szafy, poszłam wraz z Jessicą do garderoby po kurtki w pokrowcach i zimowe buty, które są w pudełkach. Mam nadzieję że upcham to w samochodzie razem z walizkami. Wróciłyśmy do pokoju zasłonięte tym wszystkim i odłożyłyśmy to na podłogę, podnosząc wzrok przestraszyłam się na śmierć. Anthony siedział na moim łóżku z rozbawiona miną.
-Nie śmiej się idioto, prawie umarłam, nie słyszałam jak wchodzisz- powiedziałam z pretensją i lekkim zdenerwowaniem.
-Trzeba było zobacz swoją twarz kiedy mnie zobaczyłaś.- wciąż chichotał.
-Egh, po prostu idź po jeszcze dwie walizki bo chcę zabrać też książki.-powiedziałam bez emocji.
-Tak jest sir.- zaczęłam się śmiać rzucając w niego poduszką.
-Jak Ty dajesz radę z Nim radę?- spytałam z uśmiechem moją przyjaciółkę.
-Nie jest tak źle, nadrabia kiedy jesteśmy sami.- poruszyła w znaczący sposób brwiami.
-Jesteś totalnie zboczona, z kim ja się zadaje.
-Ze mną, ale już niedługo- powiedziała smutnym głosem i z przybitą miną.
-Ej, weź się nie rozklejaj, są telefony skype, będziemy się przecież odwiedzać. Daj spokój. Też będę tęsknić, ale muszę żyć swoim życiem.
-Wiem to wszystko, ale to nie jest fajne. Nigdy nie lubiłam pożegnań.-stwierdziła wzdychając. Przytuliłyśmy się kiedy wszedł nasz cudowny lokator.
-Oh, czy moja kobieta nie powinna przytulać mnie? To jakiś trik, żebym był zazdrosny?- zachichotałyśmy na jego dziecinność.
-Po prostu się żegnamy.
-Macie jeszcze czas, Bella musi się spakować. Do roboty, masz długą drogę przed sobą.- stwierdził Anthony
-Dzisiaj będę spać w hotelu, jutro wyjadę.
-Okej, jesteś pewna że nie chcesz zostać?
-Tak, już postanowiłam, nie chcę się widzieć z Mike'em, jestem pewna że tu przyjedzie.-powiedziałam
-Rozumiem. No panie, nie obijać się, musimy naszą Belle spakować.
Po tych słowach wzięliśmy się do pracy, ja układałam bluzki, bluzy, swetry, topy. Jess, sukienki, koszule, spódniczki. A nasz kolega spodnie, bo nic innego nie umiał, oczywiście skończył pierwszy ja ostatnia. Złapałam książki i upchnęłam je do ostatniej walizki razem z biżuterią. W jednej z poprzednich walizek spakowałam kosmetyki razem z jakimiś ubraniami. Mama Jessici, ma sklep z kosmetykami, a my po prostu korzystałyśmy. Obie wzięłyśmy po jednej walizce(ja dodatkowo pokrowiec z laptopem), a Anthony dwie. Musiało mu być ciężko, ta walizka którą ja niosłam była nieznośnie ciężka, a co dopiero dwie. Zanieśliśmy walizki do bagażnika, najpierw trzeba było złożyć siedzenia żeby wszystko się zmieściło. Zostało jeszcze trochę miejsca, mam nadzieję że wszystko wejdzie. Wróciliśmy do mieszkania po walizkę którą wziął nasz Macho. My zabrałyśmy pudełka z butami i kurtki, chodziłyśmy dwa razy po to wszystko. Kiedy wszystko umieściliśmy na miejscu, myślałam że mój samochód nie ruszy, był tak zapakowany że bałam się do niego wejść z myślą że może się zerwać zawieszenie. Moje kochanie na szczęście dało radę nas utrzymać kiedy do niego wsiadłam. Wyszłam jeszcze na zewnątrz by oddać moim zakochanym gołąbeczkom kluczę i się pożegnać.
-Zadzwoń jak dojedziesz- powiedziała Jessica.
-Oczywiście.- podeszłam i przytuliłam ich, każdego z osobna, staliśmy tam jakieś dziesięć minut, kiedy stwierdziłam że muszę jechać.
-Oh Bella, do jakiego hotelu jedziesz?- zapytał Anthony
-Do "Memphis", jest najdalej wysunięty w stronę LA w Palm Springs. Myślę że będzie okej, ma trzy gwiazdki.
-Trzymaj się kochanie- westchnęła moja przyjaciółka.
-Wy też, dzięki. No to do zobaczenia. Dzwońcie czasem.- uśmiechnęłam się słabo i wsiadłam do samochodu. Stali koło mojego okna i mi machali, zrobiłam to samo. Włożyłam kluczyki do stacyjki z które miałam w mojej tylnej kieszeni i odpaliłam samochód, wyjechałam z podjazdu na ulicę. Pierwsza łza spłynęła po moim policzku, a zaraz po niej kolejne. Dlaczego żeby zaczęło się coś nowego, coś musi zakończyć się w tak okrutny sposób? To jest do bani. Przejechałam kilkanaście przecznic i nareszcie wjechałam na parking hotelu. Punkt I- zrobione, zostały jeszcze dwa. II- znaleźć mieszkanie które będę wynajmować, III- dojechać do LA, do mojego mieszkania. Póki co idzie gładko. Spojrzałam na zegarek, jest prawie trzecia w nocy, a ja nawet nie jestem senna. Wow, kawa robi swoje.Otarłam łzy z policzków, wyjęłam klucze ze stacyjki, zabrałam torebkę i podeszłam do tylnych drzwi, zostawiłam sobie na wierzchu ciuchy na jutro, pidżamę, oraz laptopa i kilka kosmetyków które teraz biorę ze sobą. Zamknęłam bagażnik, i nacisnęłam przycisk na kluczach blokujący samochód. Czuję się jak jakiś robot, robię po prostu automatyczne czynności. Ruszyłam w kierunku recepcji, zrobiłam kilka kroków i ujrzałam kobietę koło trzydziestki, która chyba trochę przysypia.
-Dobry wieczór, mogłabym prosić o pokój dla jednej osoby?
-Oczywiście, w którym skrzydle?- zapytała monotonnym głosem
-Proszę o coś najtańszego.- teraz będę musiała oszczędzać, nie mogę szastać pieniędzmi.
-Proszę, pokój 126, windą na drugie piętro, korytarzem w lewo, tam znajdzie Pani swój pokój.- uśmiechnęła się śpiąco.
-Dziękuję.- oddałam jej uśmiech.
Ruszyłam do windy, następnie korytarzem w lewo, i tak jak obiecała mi tamta kobieta, dotarłam do mojego pokoju. Otworzyłam go, zaświeciłam światło a moim oczom ukazał się beżowy pokój z brązowymi meblami i białą wykładziną, nie wiem kto to urządzał ale nie wygląda to dobrze. Jest czysto, a to jest najważniejsze. Zamknęłam za sobą drzwi, a następnie rzuciłam torebkę na łóżko razem z komputerem, a torbę na podłogę i zaczęłam wygrzebywać z niej mój nocny out-fit oraz kilka potrzebnych kosmetyków. Pociągnęłam za szary materiał który był moją koszulką do spania i czarne krótkie, materiałowe spodenki. Zabrałam szczoteczkę do zębów, szampon, żel pod prysznic, gąbkę, ręcznik, bieliznę, i szczotkę do włosów. Zgarnęłam to wszystko i ruszyłam w stronę łazienki, która wygląda o wiele lepiej niż pokój, jest czarna z czerwonymi akcentami. Posiada prysznic, umywalkę i oczywiście sedes. Nie należy może do największych, ale nie mam co narzekać, jest okej. Zdjęłam z siebie ciuchy i weszłam pod prysznic, puściłam ciepłą wodę, nałożyłam trochę żelu na moją gąbkę spongebob'a i zmyłam z siebie cały brud dzisiejszego dnia, następnie umyłam głowę. Spłukałam każdy centymetr kwadratowy mojego ciała i wyszłam z kabiny, owijając swoje ciało ręcznikiem. Założyłam czerwony biustonosz i czarne majtki, ręcznikiem osuszyłam trochę swoje, długie, brązowe włosy. Złapałam za koszulkę i naciągnęłam ją na ciało. Na nogi wsunęłam spodenki. Ruszyłam w kierunku umywalki, umyłam zęby a potem rozczesałam włosy. Kiedy skończyłam cały wieczorny rytuał, padłam na jedno osobowe łóżko. Wtuliłam się w poduszkę i po chwili usnęłam. Spało mi się tak dobrze, ale niestety obudził mnie mój telefon który nastawiłam sobie na godzinę jedenastą. Sięgnęłam na miejsce koło poduszki, pamiętając że tam kładłam w tym momencie najistotniejszą rzecz jaką posiadam. Złapałam za rączkę od pokrowca, a następnie wyjęłam laptopa. Włączyłam go i zaczęłam wpisywać na klawiaturze "Los Angeles, mieszkania do wynajęcia". Po dwóch godzinach szukania i dzwonienia, znalazłam mieszkanie jedno pokojowe, z kuchnią, niewielkim "salonem", malutkim balkonem i łazienką. Jest małe ale bardzo gustownie urządzone, ma wszystko to czego potrzebuję i w dodatku jest stylowe i nie drogie jak na mieszkania w LA. Trzeba ruszać jak najszybciej, już nie mogę się doczekać. Wyciągnęłam dżinsowe krótkie spodenki, które delikatnie odsłaniały moje pośladki, ale hej! Na plaży wszyscy mają odsłonięte tyłki, dlaczego miałabym się wstydzić teraz? Zsunęłam te które miałam obecnie na sobie i założyłam czyste. Moją górną częścią będzie pasująca do stanika koszula bez ramiączek, którą włożyłam do środka. Ruszyłam do łazienki w celu zrobienia makijażu. Nie nakładam podkład, po pierwsze jest lato a po drugie nie mam problemów z cerą. Usta musnęłam czerwoną szminką, oczy potraktowałam maskarą która doskonale podkreśliła moje spojrzenie. Jest okej. Włosy rozczesałam palcami, nie chcąc zniszczyć efektu fal. Na stopy założyłam czarne sandałki na płaskim obcasie, mam przed sobą długą drogę, nie będę się męczyć w obcasach. Wyszłam z pokoju z kluczami i portfelem w ręce, którymi zamknęłam drzwi. Wyszłam z hotelu w celu znalezienia jakiegoś śniadania. Przeszłam na koniec ulicy i zobaczyłam malutką restaurację. Weszłam do niej, uruchamiając dzwoneczki nad drzwiami. Podeszłam do lady witając się z średnio przystojnym nieznajomym.
-Dzień dobry.- odezwał się.- W czym mogę pomóc?
-Poproszę zestaw śniadaniowy, sok pomarańczowy i kawę, na wynos.
-Wszystko na wynos czy na miejscu.- chyba nie zrozumiał.
-Tylko kawę na wynos.- powiedziałam lekko poirytowana jego brakiem zrozumienia.
-Już się robi, proszę wybrać sobie stolik, a ja za kilka minut przyniosę pani zamówienie.
Usiadłam przy stoliku oczekując ma zamówienie, które po chwili otrzymałam. Spałaszowałam je w piętnaście minut i wróciłam z kawą do hotelu. Zabrałam moje rzeczy razem z laptopem i torebką w której trzymam telefon. Ponownie zablokowałam drzwi i ruszyłam do recepcji. Oddałam klucz, kulturalnie się żegnając. Bardzo przyjemne miejsce. Doszłam do samochodu, odblokowując go. Torbę i laptopa rzuciłam na tylne siedzenie, a torebkę i kawę umieściłam koło siebie. Włożyłam kluczyki do stacyjki i ruszyłam. Włączyłam radio, słuchając i podśpiewując najnowsze hity. Po drodze zajechałam do sklepu po kilka butelek wody i trochę słodyczy, długa droga przede mną. Wyjechałam z Palm Springs, z łezką w oku. Będzie mi brakować tego miasta. Jechałam drogą, tak po prostu myśląc o wszystkim, o Mike'u, o mojej przyszłości, o tym co osiągnęłam. Tak naprawdę przez cały czas pobytu w Palm Springs byłam uczepiona do niego. Z moich myśli, na Ziemię przywlókł mnie jakiś hałas, jakby silnik. Nagle usłyszałam jak moje koło pęka. Ja pierdole. Bosko. Marzyłam o tym. Zjechałam na pobocze i włączyłam światła awaryjne. Zgasiłam samochód i wyszłam na zewnątrz by upewnić się, co się stało.
Spojrzałam na koło, faktycznie rozerwane, ale co to był za hałas. Otworzyłam maskę i zobaczyłam że z jednego z miejsc dymi. Podeszłam do koło i zaczęłam w nie uderzać.
-Pieprzone auto, pieprzony chłopak, pieprzone wszystko.- wydzierałam się tak, że ludzie mogli pomyśleć że jestem wariatką. Zajebiście, jak się pieprzy to się pieprzy wszystko. Dobra, spokojnie Bella, zaraz coś z tym zrobimy. W bagażniku mam koło zapasowe w podłodze. Oh nie. Jak ja mam wyjąć te walizki. Potrzebny mi będzie lewarek, żeby zmienić koło. Boże, dlaczego mnie to spotyka. Potrzebuję kawy, żeby przejść to gówno. Picie jej zajęło mi jakieś dziesięć minut. W tym czasie myślałam co zrobić najpierw, stwierdziłam że najlepiej wziąć narzędzia i ogarnąć co się dzieje pod maską. Sięgnęłam pod siedzenie pasażera by wyciągnąć potrzebną mi skrzynkę, gdy podniosłam wzrok ujrzałam...........
5 stron, 1962 wyrazy. Jak myślicie kogo ujrzała nasza Bella? Ja już wiem.BTW. nareszcie się zacznie jakaś akcja XD potem będzie tylko coraz ciekawiej :)
sobota, 7 czerwca 2014
2. Two hotdogs, please.
Dziękuję za komentarze pod pierwszym rozdziałem :) Oczywiście za prawie 900 wyśw. też :D Nie spodziewałam się takiego zainteresowania. I tu kolejny raz podziękowania dla NSN-BITCH. Zapraszam również na ask'a. *u góry klikacie i was przekierowuje* BTW. Wyłączyłam weryfikacje :)
ISABELLA
Tego wystarczy. Koniec przedstawienia.
-Dość.-powiedziałam pewna siebie.
Podeszłam do walizki i zaczęłam pakować wszystko co moje. Zabrałam kosmetyki z łazienki, ciuchy z szafy, buty przy wejściu, pidżamę, ładowarkę do telefonu, telefon schowałam do torebki razem z kluczami od wspólnego wynajmowanego mieszkania w bloku naprzeciw naszej uczelni, tak to był zły pomysł. Mieszkaliśmy tam kiedyś w szóstkę, teraz w czwórkę, ja, Mike, Jessica i Anthony. Do torebki włożyłam również portfel i kluczyki od samochodu, mojego samochodu. Dzięki Boże, że nie przyjechaliśmy jego samochodem, bo taksówka kosztowałaby mnie majątek. Zabrałam walizkę i torebkę i zamknęłam pokój na klucz z Mike'em w środku, tak, zabrałam też jego klucz. Biedny był tak zdezorientowany moim zachowaniem, że nie zareagował. Tak będzie prościej, nie będzie scen, nie będzie za mną biegł. A tak zdążę zabrać z naszego mieszkania to co moje i wyjechać.
Przeszłam przez korytarz do windy, ustawiłam obok siebie niebieską walizkę, czarną torebkę zarzuciłam na ramię i nacisnęłam przycisk "0", oznaczający że zjadę na parter. Mike chyba sobie trochę posiedzi, niestety nasz telefon nie działał już na samym początku. Podeszłam do recepcji, nacisnęłam złoty,uroczy dzwoneczek cały czas się uśmiechając. Z pod lady wyłonił się wysoki brunet z zielonymi tęczówkami. Szczerze? Wolę brązowe oczy, zielone też mogą być, ale to nie to samo. Może dlatego robi mi to taką różnice ponieważ kocham czekoladę? Uśmiechnął się do mnie uwodzicielsko, och gdybym była kierownikiem tego hotelu od razu bym go wyrzuciła. Przecież to nie jest żadna "randkownia", takie słowo w ogóle istnieje? Nie ważne, po prostu irytują mnie tacy pracownicy, co innego plaża, rynek, kawiarnia, ale miejsce pracy? Czy tylko ja mam jeszcze jakieś zasady. Starałam nie przywiązywać do jego uśmieszków i spojrzeń większej uwagi i szybko zakomunikowałam.
-Uprzejmie dziękuję, za niezwykle miły pobyt w Pańskim hotelu, niestety musimy wrócić wcześniej. Mój chłopak jeszcze musi zostać, prosi również o posiłek za trzy godziny. Przez przypadek wzięłam jego klucz, nie bardzo mi się widzi by go odnosić więc czy mógłby mu Pan go odnieść razem z posiłkiem? Wyślę mu sms-a, że klucz przyniesie Pan....-spojrzałam na jego plakietkę- Evan za trzy godziny. A i proszę mu przypomnieć o napiwku kiedy będzie płacił rachunek, jest tak zamyślony że pewnie nawet o tym nie pomyśli.- uśmiechnęłam się jeszcze raz oczekująco.
-Oczywiście, według życzenia proszę Pani. Zapraszamy ponownie, w całym stanie ni ma lepszego hotelu. Niedługo będziemy zabiegać o piątą gwiazdkę- uśmiechnął się tym razem mniej nachalnie.
-Dziękuję, na pewno skorzystam, do widzenia.
-Szerokiej drogi.
Odkleiłam swój wyszczerz z twarzy i czekałam aż starszy pan George podjedzie moim samochodem. Wsiadłam do swojego czarnego Cadillac'a i ruszyłam z podjazdu, nie dziękując nawet za jego przyprowadzenie. Przed sobą mam jakieś siedemset kilometrów, więc lepiej włączę jakąś muzykę. Puściłam byle jaką stację muzyczną. jakoś nie mam specjalnie na stroju na wsłuchiwanie się, po prostu szybciej mi czas minie. Poprawiłam się na siedzeniu zapinając pas i zmieniając bieg, włączyłam klimatyzację. Maj w Sacramento* potrafi być naprawdę ciepły. Uwielbiam Kalifornie, ale czasem lubię ubrać gruby sweter. Teraz kierunek Palm Springs** a następnie LA*** moi drodzy. Już się nie mogę doczekać kiedy będę wreszcie w mieście upadłych aniołów. To będzie piękny okres w moim życiu. Zdecydowanie lepszy niż ten który właśnie zamknęłam. Propos**** zamykania, zamknęli przejazd, świetnie muszę jechać na około. Egh. Spojrzałam na ilość paliwa. Okey, czyli muszę zatankować. Przejechałam kilka rond, parę skrzyżowań i nareszcie dotarłam na przedmieścia, a co one oznaczają?- stacje benzynowe, a co one z kolei oznaczają?- hot dogi!!! To moja tradycja, aby zjeść hot-doga w czasie podróży. A skoro właśnie zerwałam z chłopakiem to czemu nie mogę zjeść ich za nas dwojga? Hej, nie oceniaj mnie. Po prostu należy mi się jakaś rekompensata za złamane serce, a to dopiero początek. Kiedy nikt nie chce ci posłodzić życia, tylko sypie kwaśny proszek, zdmuchnij go i posyp sobie cukrem. To właśnie zamierzam zrobić. Nie, to nie życie będzie mnie kopać w tyłek, tylko ja je. To nie tak, że to była jakaś wielka miłość, nie. Po prostu fajny związek który rozwalił się za szybko. Było wygodnie, spokojnie i miło, nie było wielkich romantycznych gestów jak w filmach. Nie. Oboje potrzebowaliśmy czułości i bliskość a to, że on chciał innego rodzaju bliskości to jego sprawa, ja nie chcę stracić swojej cnoty z kimś, kogo nie byłam pewna co do uczuć i z kimś kogo nie kocham i nie chcę z nim spędzić reszty życia. Mike był moją ostoją. Myślę, że zaczęłam się w nim zakochiwać, ale niestety, albo raczej na szczęście nie zdążyłam.Pomagał mi, wspierał, troszczył się. Aż do jakiegoś tygodnia przed wyjazdem. Chciał przejść dalej, ale ja niestety nie byłam do tego chętna. Jasne poniosło mnie ostatnio i to bardzo. Zatraciłam się. Poleciałam z chwilą. Zajechałam na stację, aby zatankować. Wysiadłam z samochodu odpinając pas. Podszedł do mnie mężczyzna w wieku około czterdziestu lat.
-Witam, ile?- zapytał mężczyzna bez zbędnych ceregieli, twardo, stanowczo i profesjonalnie.
-Do pełna.- podałam mu banknot dwudziesto dolarowy, po czym udałam się do barku, zastanawiając się po drodze jakim cudem uniknęłam korków o piątej po południu, no nic, nie ważne, choć raz miałam szczęście.
Weszłam do pomieszczenia. Wzrok kobiety, a raczej dziewczyny w moim wieku, skierował się od razu na mnie. Zlustrowała mnie wzrokiem z góry na dół, albo odwrotnie. Spojrzała się na mnie krzywo. Ludzie, staram się być dla wszystkich miła, ale do cholery czy musicie być zawsze tacy niezadowoleni. Przecież nic jej nie zrobiłam. Nigdy nie zrozumiem takich dziewczyn. Zazdrosne albo niemiłe za nic. Dosłownie. Podeszłam do lady, z poważną miną która nic nie mówiła, do blondynki o imieniu Stacey. Super mam kuzynkę Stacy, urocze dziecko, yghym, wyczuj sarkazm. Po tym jak spojrzałam na plakietkę tej dziewczyny usłyszałam
-Witamy, w czym mogę pomóc- zapytała o dziwo bardzo uprzejmym głosem.
-Witaj, Stacey. Chciałabym zamówić dwa hot-dogi.- powiedziałam nadal z obojętną miną. Mam nadzieję że nie będę czekać wieczność.
-Już się robi, proszę zająć stoliczek a ja podam państwu zamówienie, może coś do picia?
-Ah, tak dwie kawy poproszę-poprosiłam.- to będzie długa podróż- dodałam bardziej do siebie ale pewnie usłyszała i to. Siedząc przy stoliku myślałam o tym, że zamknęłam Mike w pokoju. Spojrzałam na zegarek. Jest dopiero za siedem szósta, czyli od mojego wyjazdu z hotelu minęło trochę ponad godzinę. Więc za jakieś dwie wypuszczą go z pokoju. Z jednej strony żal mi go ale z drugiej zasłużył. Chociaż może niepotrzebnie robię taką awanturę. Jezu co ja gadam. Chyba jestem zmęczona albo padło mi na mózg. Jedno jest pewne, nie czuję się dobrze. Myślę że żadna dziewczyna, nawet najbardziej wspaniałomyślna, nie jest wstanie wybaczyć w takiej sytuacji. To po prostu nierealne. Z zamyśleń wyrwał mnie stukot obcasów blondynki z siwymi tęczówkami. Pewnie soczewki, ale dają bardzo ładny efekt.
-Soczewki?- zapytałam zanim zdążyła położyć moje zamówienie na stoliku.
-Proszę?- zapytała lekko, a raczej bardzo zdezorientowana, no tak nie codzień przychodzi tu taka panna Jones i nie pyta o kolor oczu.
-Em ,przepraszam ale masz niecodzienny kolor oczu i zaciekawił mnie ich powód.- uśmiechnęłam się tłumacząco.
-Oh, no tak. Tak to soczewki. Zawsze chciałam się jakoś wyróżniać, wiesz, żeby ludzie mnie pamiętali, więc wymyśliłam to. Chyba dobry sposób bo Ty zauważyłaś.
-Jasne, są niesamowite.- spojrzałam na hot-dogi które nadal trzymała w ręce.
-Za sekundę wracam z kawami.-faktycznie po chwili przyszła z dwoma kawami.
-Proszę uprzejmie, i czy mogę? Teraz to mnie ciekawi pewna rzecz.- teraz to ja byłam tą zdezorientowaną.
-Słucham, odpowiem szczerze.- uśmiechnęłam się zachęcająco, w tym momencie stałam się nieziemsko ciekawa.
-Leniwy chłopak w samochodzie czy złamane serce?-wow, aż tak to widać?
-Ehm, to drugie. Każdy ma swoje sposoby.- zrobiłam minę jakośmuszęsobieradzićanicinnegoniewymyśliłam.
-Oh, przepraszam. Zapraszamy ponownie i do widzenia. Zapomniałabym, razem z paliwem będzie trzysta dolarów.- posłała mi przepraszający uśmiech, a jednak nie jest taka zła jak mi się wydawało
-Nie masz za co. Życie. Jeśli kiedykolwiek będę w pobliżu, wpadnę.- wyciągnęłam portfel i podałam dziewczynie pieniądze.-Do zobaczenia.
Włożyłam do papierowej torby hot-dogi. Kawy do tekturowego stojaka i ruszyłam do samochodu. Stawiając na dachu moje małe zakupy wyjęłam kluczyki, naciskając na przycisk odblokowałam samochód, otworzyłam lewe drzwi i wrzuciłam torebkę a obok położyłam to co najcenniejsze, kawy i parówy w bułkach. Zamknęłam jedne drzwi by zaraz otworzyć prawe**** i wsiąść na miejsce kierowcy. Ups, radio dalej gra. Tak to jest, jak się nie myśli, brawo. Odpaliłam samochód i ruszyłam w drogę. Wyjechałam ze stacji na drogę. No to teraz najdłuższa część trasy. Po kilkunastu minutach jazdy skusiłam się na co nie co. Spałaszowałam jednego hot doga w kilka minut, nie powodując wypadku. Prowadząc, rozmyślając o całej tej sytuacji i planując co zrobię dalej, z przerwami na zjedzenie kolejnej porcji kalorii i wypicie dwóch kaw dojechałam po łącznym czasie siedmiu i pół godzinie do Palm Springs na Mount Street 18, ledwo żywa, i z opadającymi powiekami. Jeszcze czeka mnie pakowanie i jazda do hotelu. Jej, zawsze marzyłam żeby o północy się pakować. No nic nie mam wyboru. Wyszłam z samochodu, zaczynając realizację punktu pierwszego, mojego planu. I. Spakować się i udać do jak najdalszego hotelu w tym mieście. wyjęłam kluczyki ze stacyjki i zabrałam z torebki te od domu z zielonym stworkiem. Musiałam je jakoś odróżniać mam jeszcze jakieś pięć innych. Miejsce w którym mieszkaliśmy nie zaliczało się ani do domu ani do mieszkania. Była to kamiennica. Zajmowaliśmy dwupiętrowe mieszkanie. Fajne przytulne. Zgadnijcie czyj jest budynek. Tak, niespodzianka. Mike'a rodzice są baaardzo bogaci i posiadają nieruchomości w różnych dzielnicach Palm Springs. Weszłam najpierw głównymi drzwiami które prowadzą do przedsionka, którym można udać się do wspólnego ogródka. Tak, było mi tu bardzo wygodnie, szkoda się żegnać. Wchodzi się tędy również na klatki schodowe a te prowadzą do mieszkań. Weszłam na trzecie piętro, o zgrozo, teraz znoś wszystkie walizki. Włożyłam klucz w dolny zamek przekręciłam dwa razy i szarpnęłam za klamkę, uderzając się w czoło. Cholera, jeszcze górny. Jestem po prostu śpiąca. Poczułam jak ktoś w środku się miota czyżby nie spali? Niemożliwe, to są największe śpiochy świata, a zwłaszcza Anthony. Otworzyłam drzwi a przed sobą zobaczyłam błękitnooką z dezodorantem i szczotką od kibla w ręce. Tak, to właśnie była Jessica Sommers, nasza blond piękność.
-Niezłe połączenie- zaśmiałam się.
-Bella?- spytała jakby zobaczyła ducha, a nie swoją najlepszą przyjaciółkę.
-Tak.-powiedziałam jakby to było coś najbardziej oczywistego na świecie- kogo się spodziewałaś, Brada Pitt'a? Przestań masz chłopaka.- ponownie zachichotałam. Dobry humor mnie nigdy nie opuszczał.
-No, no, no, nie, ale Ty i Mike, a teraz Ty tu sama. O cholera, Isabell co się stało?
-Um, nic. Wróciłam wcześniej, powinnaś się raczej cieszyć.
-Wszystko byłoby super, gdybyś była tu ze swoim chłopakiem i bez rozmazanego tuszu od płaczu.
-Co? Przecież nie nakładałam maskary.- powiedziałam
-Ha! Mam Cię. Nie masz rozmazanego tuszu, po prostu nie trudno się domyślić, kiedy twoja najlepsza przyjaciółka wraca o północy do domu bez chłopaka z którym właśnie powinna być, więc, sama mi powiesz czy mam z Ciebie to wydusić?- przystanęła przerzucając ciężar całego ciała na lewą stronę, jednocześnie odgarniając swoje długie włosy na plecy.
-I tak miałam zamiar Ci powiedzieć. Rozstaliśmy się. W dość drastyczny sposób.- westchnęłam-powiem to raz, szybko bo naprawdę mam mało czasu. Zdradził mnie w naszym pokoju, po tym jak mu odmówiłam seksu.-zagryzłam wargę zażenowana.
-A to skurw.- uciszyłam ją szybko
-Tak wiem. Ale teraz bardziej mi pomożesz, pakując moje ciuchy do walizki niż go wyzywając.
-Ale gdzie Ty się wybierasz?- spojrzała na mnie ze zdziwioną miną.
-Najpierw do hotelu, a potem do Los Angeles, miałam tam jechać po wakacjach na studia, powiedzmy że to klimatyzacja z miejscem. Nie zmienię zdania, jeśli chcesz mnie przekonywać daj spokój, bo już postanowiłam. Bądź przyjaciółką i przynieś mi trzy walizki.
-Okej, co więcej mogę zrobić. W końcu jestem twoją tylko najlepszą przyjaciółką po grób i nie mogę powiedzieć, że uciekanie od problemów jest najgorszą rzeczą jaką możesz zrobić i tego nie powiem. Więc za dwie sekundy będę, tylko obudzę Anthonego, żeby nam pomógł. Nie będzie sobie smacznie spał kiedy my tu będziemy harować.- zanim zdążyłam cokolwiek skomentować słyszałam już tylko jej tupot bosych stóp o podłogę. A następnie plask, szept, boom, i jęk Anthonego.
-Co jest tak pilne, że nie może zaczekać, aż się wyśpię?
-Ohh, ty bęcwale. Nie słyszałeś jak rozmawiałyśmy? Jezu, prześpisz koniec świata. Bella przyjechała, Mike to kurwiarz, a ty masz nam pomóc. Przedstawiliśmy sobie fakty a teraz ubieraj spodnie i bluzkę i marsz Nam pomóc.- powiedziała pół-szeptem.- po za tym czuć od niej hot-dogi, nie jest w dobrym stanie-zachichotałam na jej stwierdzenie, ale co poradzić, ma rację. Zawsze kiedy byłam w drodze, albo miałam doła jadłam parówy w bułce, w tym drugim przypadku był to jeden z czterech głównych jakie robiłam.
-Teraz i tak nie zrozumiem więc będę za moment,a wtedy mi to wyjaśnicie. - słyszałam jak Anth, się szamota a potem, krzyk i jedno wielkie *chlast*. Prawdopodobnie to Jess przywalona walizkami. To był dom wariatów więc nie ma się co dziwić. Pobiegłam szybko do garderoby aby jej pomóc, o dziwo dopóki to nie przybiegłam nie ruszyłam się nawet z korytarza do swojego pokoju. Tak jak myślałam, zastałam naszą małą niezdarę, zdejmującą z siebie walizki.
-Czekaj pomogę Ci.-złapałam za jedną walizkę- to nie był dobry pomysł wysyłać Cię po coś tak ciężkiego. Mogłyśmy zaczekać na Anthonego, dobrze się czujesz, nic Ci nie jest?- zapytałam ją kiedy wstawała.
-Jest okej, żyję, ale prawdopodobnie już niedługo-obie wpadłyśmy w śmiech.
-Głupia jesteś. - wzięłam dwie duże walizki, a ona ostatnią.
Zaciągnęłam je do mojego pokoju który znajdował się niedaleko salonu. Kiedy wchodzisz do naszego mieszkania po lewej od razu jest pokój Jess, jest wrzosowy i ma jasno brązowe meble, na podłodze leży biały dywan, jest totalnie dziewczęcy, jeśli miałabym w nim dłużej przebywać rzygałabym tęczą, i obok niej znajduje się królestwo Anthonego Parker'a, jego pokój to pokój nastolatka, który kocha deskę i styl uliczny, ściany ma pokryte cegłami pomalowanymi na siwo, a na jednej z nich istnieje wielkie, niebiesko-zielone, niezrozumiałe dla mnie graffiti, nad łóżkiem jest również graffiti, ale czerwone z czarnym z inicjałami jego i Jess Czyli A.P i J.S, to jest urocze, och pokoje są w zasadzie połączone, bo wystarczy tylko rozsunąć frędzelki i już znajdujesz się po drugiej stronie ,albo tej kobiecej albo męskiej, lecz śpią w jednym łóżku, chyba że się pokłócą,. Tak, to są dwie różne osobowości mimo tego są razem, świetnie się dogadują i oboje nie potrafią(tudzież:nie chcą) bez siebie spędzić nawet jednego dnia. Na przeciw znajduje się wolny pokój w którym zazwyczaj jest to czego nie chce nam się posprzątać, wyprać, wyprasować, wyrzucić. Dalej znajduję się salon, z kremowymi ścianami i dębowymi meblami, który służy nam jako miejsce wspólnych spotkań, seansów filmowych, jest całkiem spory, na ścianie znajduje się ogromny telewizor, który sprowadził do domu Mike, jego rodzice po prostu kupili większy. Bogaci ludzie mnie irytują, nie doceniają tego co mają, tylko szastają kasą, gdyby Mike nie wziął tego sprzętu jak wiele innych, pod ich domem można byłoby spokojnie otworzyć salon z używanymi meblami, spokojnie, asortymentu na pewno by nie zabrakło. Oni ciągle coś zmieniają i remontują. Snoby. Koło salonu jest mój pokój, jak już wspominałam. Ma szare ściany, ciemno brązowe meble i czerwone akcenty, jak doniczki, dywan, ramki na zdjęcia, krzesło, poduszki i zegarek. Jako jedyna w całym domu, oprócz salonu, w moim pokoju oprócz rolet posiadam zasłony, w nawiasie czarne zasłony bo lubię spać. Obok mojego pokoju znajduje się pokój Mike', jest niebieski z czarnymi meblami. Dalej jest garderoba, w której są walizki, suszarka, pralka, buty, płaszcze zimowe, zimowe gadżety sportowe i takie różne pierdoły. Mała toaleta znajduję się tuż koło garderoby. Dwie duże łazienki posiadamy na dole, znajduję się tam również kuchnia, jadalnia, pokój gościnny, jak i kolejny wolny pokój.
* Miasto w stanach
** również miasto w stanach
*** pewnie się domyśliliście że chodzi o miasto w stanach XD
**** tak a propos [pro po] - na temat
6 stron, 2 560 słów. I jak się podoba? Nasza Bella w dalszym ciągu nie poznała drugiej głównej postaci. Czy w ogóle ją pozna? XDDD no raczej, hahahha xD jeszcze trochę :) nie mogę się doczekać, aż przeczytacie 8 i 9 rozdział, tam to się dzieje, no ale coż jeszcze trochę sb poczekacie XD Jeszcze raz dziękuję za komentarze i wejścia, bardzo miło je się czyta :D
Subskrybuj:
Posty (Atom)